Kurde... dalej mam notki w zawieszeniu T.T Za mało czasu </3
BTW. Obiecany mit...
W sumie... koleżanka mi go przeczytała i uświadomiłam sobie, jak bardzo idiotyczny jest... (wrzucony bez najmniejszych poprawek), a w ramach wyjaśnienia - na lekcji jako sprawdzian pisaliśmy mity <3
Pogańskie bóstwo istniejące od zawsze. Dzielnie
trwające u boku pijanego Dionizosa. Dziewczyna, która była zawsze i wszędzie, a
zarazem nigdzie i nigdy. Zmęczona już tym wszystkim. Znużona monotonnością. A
jednak nie potrafiła przełamać narzuconego jej schematu. Był dla niej zbyt
ważny. Tak, jak cenili ją ludzie.
Zniknęła ona kiedyś z oczu olimpijskich bogów.
Przerażeni poczęli jej szukać, choć z góry wiedzieli, że dopóki ona nie zechce
zostać znaleziona, ich próby skazane są na porażkę. A dziewczyna odziana w
zwiewne, błękitne szaty pragnęła jedynie spokoju.
Po czasie krótszym, niż bogu zajmuje uwiedzenie
ludzkiej kobiety, zaprzestano jej poszukiwań. Liczyło się tylko to, że istniała
i wypełniała swoje zadanie, a to, gdzie istniała, nie było ważne. Dla nikogo.
Tak minęło jej wiele godzin, które złożyły się w
dni. Dni w tygodnie. Tygodnie w miesiące. Przesiadywała sama, dopóki nie
spotkała jego. To było całkowicie przypadkowe. Sfrustrowany chłopak opuścił
Hades, by choć na chwilę uwolnić się od
irytującego jęczenia zmarłych śmiertelnych. Swoje kroki skierował w góry.
Zdecydował się wejść na jej szczyt, by patrząc na ludzi z góry, dołączyć do
swego wzroku pogardę. Wiedział, że kiedyś spotka ich wszystkich. Przecież
śmierć nikogo nie ominie.
Stanął jak wyryty, gdy ją dostrzegł. Siedziała na
krawędzi i cicho nucąc, przebierała nogami w powietrzu. Po jej postawie widać
było, że nie obawia się spadnięcia. Nie… to nie to. Ona po prostu wiedziała, że
nie spadnie. Chłopak przyjrzał się jej dokładnie. Odziana w zwiewne, długie
szaty w kolorach od jasnego błękitu nieba po zieleń morskich głębin w słoneczny
dzień, przewiązanych w pasie rzemieniem. Cerę miała dość bladą, co podkreślały
jej niemal białe włosy i niebieskie, przypominające taflę zamarzniętego zimą
jeziora, oczy. On po prostu nie mógł oderwać od niej wzroku.
Dziewczyna odwróciła się przestraszona. Nie liczyła
na to, że ją znajdą. Nie to było jej pragnieniem. Wrócić do bogów i bogiń,
którzy bez kłótni nie potrafili przeżyć nawet dnia, a alkoholu, który przelewał
się falami przez Olimp, starczyłoby dla wszystkich ludzi na świecie. Ona
chciała pozostać w swej samotni, gdzie jej jedynym obowiązkiem i karą było
życie z dnia na dzień i pomaganie ludziom.
A jednak osoba, która za nią stała nie była ani
śmiertelnikiem, ani bogiem. Był bóstwem takim jak ona, a tak bardzo przeciwnym.
Oboje zostali zapomnieni przez żywych, a ich rola przypisana została innym
bogom.
Chłopak, na którego patrzyła wyglądał nieco
groteskowo. Odziany w czarne szaty, a gałęzie niczym rogi wystawały z jego
głowy. Cały ten straszny obraz blakł przy ogromie smutku, który można było dostrzec
w jego oczach. Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie.
- Kim jesteś?
- Jestem Śmiercią.
Ona jednak nie zniechęciła się. Jego lakoniczne
odpowiedzi tylko ją zaciekawiły. Okazała tym większe zdziwienie, gdy chłopak
kontynuował konwersację.
- A Ty?
- Jestem Życiem.
Przez dłuższą chwilę nie mówili zupełnie nic.
Dziewczyna, patrząc na zachód słońca, spytała.
- Czemu Twoje serce
pochłonął smutek?
- Ponieważ wszyscy
mnie nienawidzą.
- Dlaczego?
- Bo to Ty jesteś
tą, którą kochają.
- Nie rozumiem…
- Jesteś słodkim
kłamstwem, a ja bolesną prawdą.
Znów zapadła między nimi krępująca cisza. Oboje
wiedzieli, że to prawda. Ona i jej rola była tylko złudzeniem. Przerwą między
narodzinami, a wędrówką w jego ramiona.
- Nie nienawidzę
Cię…
Ciche
stwierdzenie, które przymilny wiatr posłał prosto do uszu Śmierci. Chłopak
uśmiechnął się lekko i usiadł obok niej. Dwa bóstwa, które różniło tak wiele.
Jedno z nich było czczone i ważne. Otaczane ciepłem i miłością wszystkich
śmiertelników. Drugiego nie znano, aż do ostatnich chwil, lecz obawiano się go
oraz oskarżano o każdą kolejną duszę w Hadesie. Oba daleko od królestw, w
których powinni być, choć żadne nie chciało do nich wracać.
- Życie, dlaczego
zostałaś sama?
- Nie jestem sama.
Jestem tu z Tobą i z duszą każdego żyjącego człowieka.
- Jak to?
- Czuję ich
wszystkich. Zupełnie, jakby byli częścią mnie. To fantastyczne, nieziemskie uczucie. Gdybym nie odeszła od bogów pewnie bym go nie zaznała.
- Nie czułaś tego
przy nich?
- Nie. Ich obecność
tłumiła takie emocje.
Czas od wschodu do zachodu słońca mijał im różnie.
Czasem na rozmowach, czasami na wspólnym milczeniu i podziwianiu piękna
otaczającego ich świata. Rozumieli się coraz lepiej, a szczyt góry stał się
Kryjówką Życia i Śmierci.
Życie opowiadała o hucznym żywocie na Olimpie. O
nieustających zabawach i tym, że bogowie nie przepuszczali żadnej okazji by z
niej drwić. Śmierć mówił o wszystkich słowach nienawiści, które padły w jego
stronę.
Minęło wiele lat. Śmierć i Życie stali się
nierozłączni. Można by ich nazwać przyjaciółmi. I nigdy nie zapomnieli
pierwszej rozmowy. Odeszli jednak. Opuścili swoją skałę, by wspólnie błąkać się
po świecie. Dalej istnieją i wykonują swoją pracę. I nieważne, że nikt nie wie,
gdzie przebywają. Tak powinno być.
Jeśli zaś pewnego dnia wędrowcze trafisz na skałę na
szczycie góry, która w połowie obrośnięta jest piękną, górską roślinnością, a
część pozostała wygląda na zczerniałą i zniszczoną, to możesz być pewien, że
odnalazłeś Kryjówkę Życia i Śmierci.
Życia i Śmierci, którzy wciąż nierozłączni, dalej
wykonują swoją pracę w cieniu bogów.
Bardzo fajny tekst. Ciekawie napisany, cieszę się, że jednak wróciłam, by przeczytać tekst cały, bo się opłacało. Słowa bardzo fajnie dobrane, dające utworowi niesamowity klimat i dodające uczuć do tego tekstu :3
OdpowiedzUsuńJakie świetne! *.*
OdpowiedzUsuńNaprawdę mi się spodobało. ^^
Napisane językiem, który, jak sądzę, pasuje do mitów. :3
czekam na więcej (mogą być szkolne wypracowania), Nyrim :*
Sugie~ *.*
OdpowiedzUsuńTy to umiesz wspaniale pisać~! ^^