czwartek, 25 lipca 2013

Fairy Tail (Part 2) - Słaby punkt przeważył szalę

Lucy jakimś cudem udało się wymknąć z pokoju, nie budząc przy tym Levy. Blondynka czuła lekkie wyrzuty sumienia, ale szybko je uciszyła. Narzuciła na siebie podróżny płaszcz, który sięgał niemal do ziemi, a jego kaptur zakrywał prawie całą jej twarz. Ukryła także blond kosmyki. Szła miarowym, acz nieco przyspieszonym krokiem, dopóki z kimś się nie zderzyła. Już zamierzała ową osobę przeprosić lub, co bardziej prawdopodobne, nakrzyczeć, by uważał jak chodzi. Poniechała jednak swoich zamiarów, gdy dostrzegła, kto jest ową osobą. Gajeel. Tylko co on tu robił? Chciała go o to zapytać, ale nie mogła się ujawnić. Dlatego tylko przyspieszyła kroku i zostawiła zirytowanego Smoczego Zabójcę na środku ulicy. Droga nie zajęła jej dużo czasu. Około godziny. Wślizgnęła się na własną posiadłość. Bocznymi, żwirowanymi alejkami ruszyła do tej części ogrodów, w której znajdował się grób jej matki. Przewidywała, zresztą słusznie, że tam też znajdzie się grób ojca. Stanęła przed dwoma nagrobkami. Bała się własnych reakcji, a jednak one ją zaskoczyły. Nie płakała. Odczuwała żal po śmierci ojca, ale na pewno mniejszy, niż po śmierci matki. Nie miała z nim zbyt dobrych kontaktów. On traktował ją jak przedmiot, środek w drodze do zdobycia większego bogactwa. A ona traktowała go jak powietrze, aż w końcu uciekła z domu. Nie będzie jej go brakować. Choć zamierzała regularnie odwiedzać ich groby. Niezauważona przez nikogo, opuściła posiadłość. Nie chciała spotkać nikogo ze służby. Choć powinna powiedzieć to inaczej… chciała, ale nie powinna. Bo gdyby to zrobiła, pewnie zostałaby na dłużej. A to wydałoby jej nocną prywatną misję. Dlatego Lucy wróciła do pokoju i poszła spać. A gdy rano wstała, wspomnienie o Gajeelu całkowicie wypadło jej z głowy. Dzień minął im bardzo szybko. Misja okazała się nad wyraz prosta, a nagroda dość sowita. Z tego powodu, dziewczyny postanowiły, że zostaną w mieście na jeszcze jedną noc. Wieczorem zrobiły sobie maraton po sklepach i barach tak długi, że koło północy obie padły wyczerpane na łóżka. Zasnęły niemal od razu.

Gajeel oparł się o ścianę jakiegoś budynku. Nie obchodziło go, czy był to kiepski pub, czy ratusz. Potrzebował cienia i chwili na zastanowienie. Niemal doskonale ukryty, pogrążył się w rozmyślaniach. Kim była osoba, z którą się zderzył? Gdyby to wiedział i miał okazję, wyzwałby ją, lub go, na pojedynek. Kto bowiem ośmiela się aż tak go znieważyć? To jednak zeszło na dalszy plan. Był wściekły na siebie, że był za słaby i zbyt głupi. I za to, że miał słaby punkt. A także na to, że ktoś to odkrył i postanowił wykorzystać. Rozejrzał się. Wokół kręciło się kilku przechodniów. Redfox wiedział swoje. Zdawał sobie sprawę z tego, że podążyli tu jego tropem. Trzymali się zbyt daleko, by mógł ich otwarcie zaatakować i zbyt blisko, więc w razie jakiegokolwiek podejrzenia, mogli zaatakować. Uderzyć w jego słaby punkt. Odetchnął ciężko i odbił się od ściany. Pomachał „przechodniom” i włożywszy ręce do kieszeni spodni, odszedł z wiedzą, że jego słaby punkt jest na razie bezpieczny i w tej chwili śpi na pierwszym piętrze w pokoju, który dzieliła z Lucy.

Gdy Lucy była na misji, nic w gildii nie wydawało się takie samo. Brakowało tej energii, którą zawsze wnosiła dziewczyna. Natsu siedział przy jednym ze stolików w kącie budynku, ze spuszczoną głową. Erza ,bez pytania, dosiadła się do niego.
- To tylko jeden dzień Natsu – zagadnęła ciepło.
- A dłuży się gorzej niż wieczność – odburknął cicho.
Scarlet zaśmiała się szczerze.
- Taki urok zakochania.
- Urok to będzie, jak Lucy wróci. A co jeżeli ona na tej misji znajdzie sobie faceta?
Dragneel wydawał się tak smutny, że Erza czuła, że musi go pocieszyć. Nawet Gray go nie wyzywał i nie próbował walczyć. Było zbyt spokojnie.
- Nie znajdzie. Wróci i dostaniesz odpowiedź. Nie możesz tego przyspieszyć.
Natsu uśmiechnął się lekko. Widząc to, dziewczyna spytała.
- To wszystko, co cię martwi?
- Nie… Boję się o nią. Teraz nie mam, jak jej pomóc. Jeśli będzie w niebezpieczeństwie…
- Uwierz w nią – przerwała mu. – I w jej siłę. Poradzi sobie.
Smoczy Zabójca skinął głową, ale nie odpowiedział. Zatopił się w rozmyślaniach. Czekał na powrót Lucy z niecierpliwością. Wiedział, że nie wybaczyłby sobie, gdyby coś jej się stało. Czy powinien wtedy ruszyć za nią? Zignorować jej prośbę? Nie… powinien jej zaufać. Uwierzyć w nią. Tak, jak radziła Tytania. Tak też zrobił, choć niezbyt chętnie. Rozejrzał się po sali. Musiał, choć na chwilę, zająć czymś umysł. Laxaus,  jak zwykle stał oparty o barierkę na piętrze. Fred i Mira rozmawiali ze sobą. Starsza Strauss, jak zwykle, czyściła szklanki i wysłuchiwała jego opowieści. Wyglądało na to, że dobrze się dogadują. Przy jednym ze stolików blisko wyjścia siedzieli Jet i Droy. Obaj wyglądali jak kupki nieszczęścia. Brakowało im Levy. Bisca siedziała z córeczką na kolanach. Happy jak zwykle próbował przykuć uwagę Carli. „Obchód” wzrokiem Natsu skończył na siedzącej przed nim Erzie. Dziewczyna jadła ciasto truskawkowe. Ale co ważniejsze i, co dopiero teraz Dragneel zauważył, miała na sobie sukienkę. Była to prosta, nieco zwiewna biała sukienka. Wszyscy byli radośni i spokojni. Wszyscy byli członkami najlepszej gildii na  świecie. Nagle drzwi otworzyły się cicho. Większość ludzi to zignorowała. Zapewne ktoś wrócił z misji. Dopiero, gdy przeszedł szmer, wszyscy spojrzeli na nowo przybyłego. Jellal podszedł do stolika, przy którym siedziała Scarlet. Podrapał się po głowie. Wydawał się lekko poddenerwowany.
- Erzo, możemy porozmawiać? – spytał, praktycznie na nią nie patrząc.
Chwilowo ta ściana przed nim wydawała się tak interesująca.
- Tak, oczywiście – odparła zaskoczona.
Odprowadzana spojrzeniem wszystkich członków gildii, wyszła z Jellalem. Niezręczną ciszę przerwał śmiech Mirajane.
- Jeden zero dla mnie siostrzyczko – krzyknęła do Lisany.
I wkrótce gwar powrócił do gildii.

Erza szła ramię w ramię z Jellalem. Jej myśli błądziły wokół tego, po co do niej przyszedł. Jego zaś wokół tego, jak zacząć rozmowę. Zdecydowali się usiąść na jednej z ławek w parku. Zapadła pełna napięcia cisza. To Scarlet ją przerwała.
- Chciałeś coś ode mnie? – spytała ciepło.
Niebieskowłosy odetchnął, policzył w myślach do trzech i zaczął.
- Chciałem ci coś powiedzieć. Coś, co powinienem powiedzieć dawno temu. Gdy byliśmy dziećmi. Przepraszam cię za wszystko, czego przeze mnie musiałaś doświadczyć. Zawsze na tobie polegałem. Byłaś mi podporą, mimo, że tyle razy cię zdradzałem. Wiem, że pewnie niczego to nie zmieni, ale chciałem ci to powiedzieć. Zrzucić ten ciężar z serca.
Dziewczyna uśmiechnęła się. On zaś próbował zebrać się w sobie, by wypowiedzieć następne zdania.
- Nie musisz przepraszać. To nie byłeś ty. Opętano cię.
Chłopak zaskoczony tym, jak lekko przyjęła początek, postanowił brnąć dalej.
- To nie wszystko… Chciałem ci jeszcze powiedzieć, że…. Cię kocham.
Erza spojrzała na niego zdumiona i szczęśliwa jednocześnie. Tak bardzo chciała usłyszeć te słowa od niego. Jednak jej odpowiedź zagłuszył wybuch. Scarlet stała się czujniejsza i odwróciła. Nad miejscem, w którym prawdopodobnie znajdowała się gildia unosił się czarny słup dymu. Dziewczyna natychmiast pobiegła w tamtą stronę, po drodze dokonując podmiany. Uśmiechnęła się lekko, gdy zobaczyła, że Jellal podąża za nią z niepokojem, który malował się także na jej twarzy.


Zaczęło się… Słaby punkt przeważył szalę.

3 komentarze:

  1. Dodawaj szybko następny rozdział! JUŻ! Jak chcę jeszcze! T.T

    OdpowiedzUsuń
  2. trafiłam na twój blok całkowicie przez przypadek i jestem zbulwersowana na siebie że nie znalazłam go wcześniej :D Rzadko można trafić na dobrego blogera a tu taka niespodzianka. Na bank będę tu zaglądać często :) A teraz lecę nadrabiać resztę twoich opowiadań. Weny!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny rozdział.Czekam na więcej.Weny!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń