wtorek, 29 października 2013

Dawno się nie widzieliśmy Allen

Kurde.... Miała być dłuższa notka i z bardziej ogarniętą akcją, ale jak zwykle nie wyszło. Ja po prostu przedłużam tę serię jak mogę... W pierwowzorze DGM miał 4 notki... xD
W końcu wracam do życia i wrzucam... XD

Road wyskoczyła z moich objęć z dziwnym uśmieszkiem na ustach. Spojrzałem za nią, gdy stanąwszy w drzwiach, wychyliła się i posłała mi całusa. Chyba nigdy jej nie zrozumiem. Ale to nawet lepiej. Będę mógł poznawać ją każdego dnia od nowa.
Założyłem zwykłe, czarne dżinsy z kilkoma łańcuszkami i białą koszulę. Przyłapałem się na tym, że pierwszy raz w życiu zastanawiam się nad tym, co mam założyć. Uśmiechnąłem się do siebie. W końcu to nic dziwnego – to moja pierwsza prawdziwa randka z Road. Mogłem się troszkę denerwować.
Wyszedłem z pokoju i przeszedłem się kawałek do pokoju Camelot. Słyszałem, że dziewczyny dłużej szykują się na spotkanie i było w tym dużo racji. Oparłem się wygodnie o ścianę naprzeciw drzwi i czekałem z lekko nerwowym uśmiechem. Road po chwili wychyliła się zza nich. Stanęła przede mną w białej, prostej sukience. Ręce splotła z tyłu, ale widziałem, że coś trzymała. Po chwili wyciągnęła to przed siebie. Zwykły, prosty kapelusz.
- Pożyczyłam od Tykiego – zaczęła z uśmiechem.
Nie odpowiedziałem nic tylko schyliłem się by mogła mi go założyć. Zrobiła to z uśmiechem. Kochałem jej uśmiech. Taki szczery i zaraźliwy. Delikatnie splotłem nasze palce i razem wyszliśmy z Arki. Na początku sam nie byłem do końca pewien, gdzie chcę ją zabrać. Ostatecznie udaliśmy się na targ. Wiem, nie jest to zbyt romantyczne, ale przecież dzień dopiero się zaczynał.
Camelot ucieszyła się.  Może to też jej pierwsza poważna randka? Taki lekki początek nie narzuca tego irytującego uczucia osaczenia i przyparcia do muru. Zupełnie jakby szli przyjaciele, a nie para. Z szerokim uśmiechem ciągała mnie po różnych straganach. Razem przepychaliśmy się przez tłum i śmialiśmy.
Przypomniał mi się taki jeden film. Zdaję sobie sprawę z tego jak idiotyczne i dziwne to było, ale chciałem spróbować. Puściłem na sekundę dłoń Road. Dziewczyna zaczęła od razu  szukać mnie wzrokiem. Przestraszyła się, gdy zniknąłem w tłumie. Ja zaś podszedłem do najbliższego stoiska z kwiatami i chwyciłem najpiękniejszą z róż. Kobieta podała mi cenę, ale ja po prostu ją zignorowałem. Odwróciłem się na pięcie i wśród okrzyków „złodziej!” zacząłem uciekać. Po drodze chwyciłem dłoń Road i pociągnąłem zdziwioną Noah za sobą. Schowaliśmy się w jakimś zaułku, kilkanaście metrów dalej. Gdzieś z tłumu dalej leciały wyzwiska  w moją stronę, ale nie myślałem o tym. Patrzyłem w oczy Camelot.
Uklęknąłem przed nią na jedno kolano i wręczyłem jej różę. Chwyciła ją delikatnie między dwa palce prawej dłoni, uważając by się nie pokaleczyć. Zarumieniła się lekko i wybuchnęła śmiechem. Nie dziwię jej się. Warto było.
Wstałem i zbliżyłem się do niej. Road cofnęła się tak, że plecami dotykała ściany jakiegoś budynku. Przez cały czas patrzyliśmy sobie w oczy, gdy powoli oparłem ręce o mur, mniej więcej na wysokości jej głowy i lekko się pochyliwszy, czule ją pocałowałem.  Gdy poczułem, że oddaje pocałunek, zjechałem dłonią po jej ramieniu aż dotarłem do jej dłoni.
I to był moment, w którym poczułem, że ktoś mnie od niej odciąga. W pierwszym momencie chciałem krzyknąć lub zaatakować przeciwnika. Ale później uświadomiłem sobie coś ważnego. Znałem osobę, która mnie „porwała”. I ufałem mu. W końcu był mi prawie jak brat.
Zobaczyłem, jak jego młot zmniejsza się do przenośnych rozmiarów i jak wsuwa go za pasek przypięty na udzie. Staliśmy dość daleko od Road. Gdy wyjrzałem za róg dostrzegłem, że smutna dziewczyna wtopiła się w tłum. Pewnie zaczęła mnie szukać lub zraniona po prostu uciekła. Jeśli to drugie to przysięgam, że cię zabiję przyjacielu.
 Oparłem się o ścianę, próbując przybrać obojętny wyraz twarzy. Z jednej strony cieszyłem się, że znów go widzę. A jednak na obrzeżach mojej świadomości rozbijał się fakt, że on przez to ryzykuje zbyt dużo. Z drugiej zaś, chamsko przerwał moją randkę i za to byłem na niego wściekły. I to w takim momencie!
Tymczasem on zdjął kaptur z głowy i uśmiechnął się szeroko.
- Dawno się nie widzieliśmy Allen – zaczął.
- Rzeczywiście.
To było trudne. Być oschłym i trzymać dystans, gdy rozmawiało się z osobą, z którą najchętniej usiadłbyś w byle jakim barze i godzinami toczył dyskusje o życiu i innych bezsensownych tematach. On jednak znał mnie zbyt dobrze. Rozumiał wszystko.
- Nie musisz się martwić. Dla mnie już za późno. Już wiedzą, że zdradziłem.
Uśmiechnąłeś się. Jak mogłeś uśmiechać się w takiej sytuacji. Spojrzałem na ciebie z przerażeniem. Miałeś unikać narażania się Zakonowi. Dlatego nie pozwoliłem ci wtedy iść za mną. Dlatego cieszyłem się, że Kanda cię zabrał. Dlaczego zawsze  musiałeś komplikować mi plany? Dlaczego nie mogłeś po  prostu stać się przeszłością?
- Nie powinieneś tyle ryzykować. Nie warto było.
Lavi tylo się uśmiechnął i wyciągnął przed siebie rękę z dłonią zaciśniętą w pięść.
- Jesteśmy braćmi. Nie mogłem zostawić cię samego zwłaszcza, że Zakon szykuje na ciebie dziś zasadzkę.
Uśmiechnąłem się z niedowierzaniem. Takie zbiegi okoliczności nie powinny się zdarzać. Ale nie miałem na to wpływu. Przybiłem mu „żółwika” i już chciałem zapytać, gdy w oddali usłyszałem krzyk. Normalnie bym to zignorował. Kiedyś rzuciłbym się by pomóc, nawet jeśli nie znałbym tej osoby. Teraz zrobiłbym to jedynie dla niewielu. Ale ten głos poznam wszędzie.

Osobą, która krzyczała była moja Road Camelot.

2 komentarze:

  1. Łiiii~ W reszcie rozdział! Dobre zaczęcie ,,długiego weekendu" xD (wracam do szkoły dopiero w pon.) Wreszcie Allen i Lavi się spotkali :3 Mam nadzieję, że Laviś przejdzie na 'ciemną stronę mocy' i dołączy do Noah i Allena xD Końcówka interesująca. Czekam NIEcierpliwie na nowy rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak mogłaś w takim momencie skończyć?! Nyrim jest zła... :/
    Dobra... Taki żart. ^^ Bardzo się cieszę, że pojawiła się notka! =3
    A randka Allena z Road... Prześwietna! :3
    Czekam, jak Kirin-chan, z NIEcierpliwością. ^^
    ~ Nyrim :*

    OdpowiedzUsuń