Ile to już czasu? Dwa tygodnie? Może więcej. Trudno mi
się tutaj połapać. Praktycznie nie wychodzę na dwór, a Noah nie przepadają za
iście genialnym wynalazkiem, jakim są okna. Dlatego nie wiem, ile czasu minęło.
Pewnie mi nie ufają. Na to bynajmniej stawiam. Ale może są inne powody, których
nie znam? Zresztą… nie powinni mieć wątpliwości. Gdy co noc idę spać, widzę
jedną scenę. Jak oni wszyscy odsuwają się ode mnie. Budzę się. Teraz już nie
wiem, czy jestem wtedy przerażony i zraniony, czy po prostu smutny. Ale zawsze
też uśmiecham się. Bowiem, gdy ucieknę z tego snu, widzę Road. Siedzi na łóżku
i trzyma mnie za rękę. Drugą dłonią delikatnie głaszcze moje włosy. To mnie
uspokaja. Gdyby Noah wystawili na próbę lojalność, której na razie wobec nich
nie miałem za grosz, to przeszedłbym próbę tylko ze względu na Road. I w
dalekim planie, ze względy na Tykiego. Wszystko się zmieniło. Tę dwójkę mogę
nazwać moimi przyjaciółmi, a cały Klan – rodziną. Na razie to dla mnie trudne,
ale wiem, że to ulegnie zmianie. Ten proces już przebiega. Powoli i
niezauważenie, ale jednak. Przestałem rozróżniać czym jest zło, a czym jest
dobro. Czy obietnice składane przez Milenijnego naprawdę są złe? A może to
świat jest zły i Noah są jego wybawieniem? Może Egzorcyści są zakałą tego
padołu łez i smutku? Czy zabicie jest wybawieniem, czy grzechem? Czy
zaakceptowanie takiej rodziny, której na pozór nie łączy nic prócz faktu bycia
Noah, jest błędem? Przy bliższym poznaniu dokładnie widać, jak silne są między
nimi więzy. Dostosowałem się. Polubiłem to nowe życie. Jest bardzo ciekawe. Earl proponował mi, bym pomógł mu w tworzeniu
Akum, ale to jeszcze za wcześnie. Na razie ani ich nie zwalczam, ani ich nie
tworzę. Jestem neutralny. Z drugiej strony Milenijny wydaje mi się tak
nieziemsko znajomy… Chciałbym wiedzieć dlaczego. Czy to przez moją przeszłość?
Przez bycie Noah? I tu jest kolejny problem… nikt nie wie, jak mnie wybudzić.
Nie wiedzą też, czy wybudzenie Noah we mnie nie spowoduje, że ja, jako Allen
Walker umrę. Tego najbardziej boi się Road. Piętnasty. Jak to dziwnie brzmi,
gdy myślę o sobie. Mija kolejny dzień. A Noah stają się coraz bardziej
uciążliwi. Coraz bardziej na mnie naciskają. Myślą, że to moja wina. Że
specjalnie opóźniam bycie Noah, bo chcę być szpiegiem Zakonu. Śmiechu warte,
ale prawdą jest, że działają mi na nerwy. Gdyby nie Road i Tyki już dawno bym
ich opuścił. Ale oni tu są. Oni są moją prawdziwą rodziną. Nie chcę być samotny.
Chcę żyć z tą dwójką.
Kamui spojrzał bezradnie na Hevlaskę.
- Jak mogliśmy do tego dopuścić? – spytał cicho.
Hevlaska spojrzała na niego zdumiona. Wiedziała, co się
stało. I znała Walkera. Nie tak dobrze, jak Lavi, czy nawet Lenalee, ale znała.
I wiedziała, że nie poszedłby z Noah, gdyby nie popchnięto go do tej decyzji.
Ale o tym Kamui wolał nie pamiętać. Tak było łatwiej.
- Straciliśmy już wystarczająco wielu Generałów. Najpierw
zabijani przez Noah. Teraz odchodzący z nimi – odparła Hevlaska. – Jednak najgorsze
jest to, że straciłeś Serce.
- To nie moja wina! – zaparł się od razu Kamui.
- Twoja głupcze – ryknęła Hevlaska, sprawiając, że Kamui
nawet nie miał ochoty na dalszą kłótnię. – Gdybyś uważał go za rodzinę! Gdybyś
tylko nie odsunął się od niego, gdy najbardziej potrzebował wsparcia! Reszta
Zakonu podążyłaby za tobą! To wszystko rozegrałoby się inaczej.
Ale Kamui już jej nie słuchał. W myślach kalkulował wady
i zalety swojego pomysłu.
- Hevlasko – przerwał jej. – Co się stanie, jeśli
stracimy jedno z Serc?
- Jeszcze nie zrozumiałeś? To nie są DWA Serca Kamui… To
jedno Serce umieszczone w dwóch osobach. Jeśli je stracimy, umrze połowa
Egzorcystów.
- Umrze? – powtórzył głucho Kamui.
Jego siostra była bezpieczna, więc był gotów podjąć to
ryzyko. Nie ważne są ofiary. Cel uświęca środki, czyż nie?
- Tak. Wszyscy Użytkownicy typu Pasożytniczego. Inni
tylko stracą Innocence. Ale mogą popełnić samobójstwo. Zabierzesz im powód do
życia. Co ty planujesz głupcze?
- Musimy pojmać Allena. To pewne. Serce nie może znajdować
się w rękach Noah. Cóż za zrządzenie losu, nieprawdaż? Mamy dwie opcje. Albo poświęcimy
połowę z nas i zabijemy Allena, albo pojmiemy go i zamkniemy, jak ptaka w
złotej klatce. Wtedy, jako Noah nie będzie mógł nic nam zrobić, a jako Serce
będzie bezpieczny.
- Jesteś głupcem Kamui. Ukoronowany Klaun wydostanie się
z klatki. Nieważne z czego byś ją zbudował.
Do mojego pokoju weszła rozradowana Road. Usiadła mi na
kolanach i oparła o moją klatkę piersiową plecami. Zadarła nieco głowę, by
spojrzeć mi w oczy. Gdybym chciał, mógłbym ją teraz pocałować. Ale nie
chciałem. Znaczy… chciałem, ale nie byłem pewien jej reakcji. Mimo wszystko…
- Mam pomysł Allen! – oznajmiła z uśmiechem. – Ufasz mi?
Skinąłem twierdząco głową. Zawsze mnie broniła przed
innymi Noah. Wspierała mnie, gdy byłem słaby. Ufałem jej. Naprawdę jej ufałem.
Noah zeskoczyła mi z kolan i złapała za dłoń. Splotła nasze palce. Pozwalałem
jej na to wszystko. Czuć mniejszą, delikatną dłoń drugiego człowieka, zamkniętą
w twojej własnej dłoni to wspaniałe uczucie. Dziewczyna poprowadziła mnie przez
labirynt korytarzy, przez cały czas się uśmiechając. W końcu otworzyła jakieś
drzwi i podbiegła do instrumentu, który stał w pomieszczeniu. Był to zwykły
pokój. Białe ściany. A jedynym meblem był fortepian i stołeczek. Road usadowiła
się wygodnie na wierzchniej obudowie i spojrzała na mnie wyczekująco. Ocknąłem
się z pierwszego szoku i podszedłem do niej. Powoli usiadłem na stołeczku i
oparłem opuszki palców na klawiszach,
- Spróbuj Allen – zachęciła mnie. – Tę fantastyczną
piosenkę, którą czasem nucisz przez sen.
Przez sen mogłem nucić tylko jedną piosenkę. Zresztą…
chciałem zagrać dla Road. Dlatego moje palce zaczęły wkrótce tańczyć po
klawiszach. Piosenka, którą ułożyłem z Maną. Piosenka, która sterowała Arką.
Moja piosenka. Z każdym kolejnym dźwiękiem rozchodzącym się w powietrzu, coś
się zmieniało. Z każdą nutą odpadał niewielki kawałek mojej bladej skóry,
ukazując ciemną, typową dla Noah skórę. Road patrzyła na mnie rozradowana,
dlatego grałem dalej. Czułem to wyraźnie. Jak wszystko w co wierzyłem odpada
ode mnie. Jak zmienia się mój system wartości. Gdy zabrałem ręce z klawiszy,
Road rzuciła się na mnie. Przewróciliśmy się i zaśmialiśmy. Przytuliłem mocno,
leżącą na mnie dziewczynę.
- Cieszę się, że jesteś Noah Allen – powiedziała cicho,
chowając twarz w mojej klatce
piersiowej.
Zacząłem delikatnie gładzić ją po włosach.
- Ja też się cieszę Road – odparłem cicho.
Kamui nie zamierzał słuchać rad Hevlaski. Uważał, że wie
lepiej. Chciał złapać Allena za wszelką cenę. Dlatego zwołał zebranie Generałów.
Już po upływie niecałych pięciu minut zaczęły się kłótnie. Gdy nie było
inspekcji, spotkania były niezbyt pasjonujące, a zakończenie ich sukcesem
graniczyło z cudem. Generał Marian Cross lekko przysypiał na swoim fotelu, gdy
to poczuł. A raczej usłyszał. Dźwięk gry na pianinie. Dźwięk, który miał
odpieczętować Noah w Allenie. Uśmiechnął się, ukrywając twarz pod rondem
kapelusza. Odusunął krzesło ze zgrzytem, czym zwrócił na siebie uwagę
wszystkich obecnych. Nagle wszyscy zamilkli. On tylko uśmiechnął się i nie
mówiąc nic, wyszedł. Skierował się do pierwszego pustego pokoju.
- A więc Road się wygadała, co? Miałeś sam zgadnąć, ale
tak jest nawet lepiej.
Cross przesunął dłonią po twarzy, zakładając maskę. Maskę
wykrzywionego w groteskowym uśmiechu Milenijnego Earla.
Waa robi się ciekawie. Cross, zakładający maskę Milenijnego. Co ten zaciągający długi generał knuje?
OdpowiedzUsuńCross w masce Earla... *wyobraża sobie* E... *biegnie do kibla i rzyga*. Jak mogłaś mi kazać sobie wyobrazić coś takiego?! ;-; Jesteś zUa!
OdpowiedzUsuń