Od czasu tamtego pocałunku minęło sporo
czasu. Coraz częściej Izaya przypominał sobie wydarzenia ze swojej przeszłości.
Nie potrzebował już do tego konkretnych bodźców, jak to było, gdy zaczynał
sobie wszystko przypominać. Fragmenty układanki powoli wracały na swoje
prawidłowe miejsce. Oczywiście, zdjęcia, opowieści i różne sytuacje wciąż
przyspieszały ten proces. Większą część sukcesu zawdzięczał siostrom,
chłopakowi i swojej wytrwałości i uporządkowaniu, które odnalazł we własnym
gabinecie. Orihara doskonale pamiętał już bliźniaczki i Kidę. Także Shinrę,
Celty, Shizuo i masę innych osób. Właśnie, Shizuo. Chwilowo synonim
niedokończonej sprawy. A jednak Izaya nie potrafił myśleć o nim, gdy siedział
przed telewizorem w towarzystwie sióstr i swojej miłości.
Ostatnim, co sobie przypomniał był
wypadek. Krew, światło i ciemność. I poprzedzająca to wszystko jazda na złamanie
karku. Odnalazł też w telefonie wiadomość, którą napisał do Kidy. Pewnego
wieczoru, który spędzali we czwórkę, a kiedy bliźniaczki już zasnęły, cicho
opowiedział wszystko Kidzie. Przynajmniej tę część, która go dotyczyła. Masaomi
zrewanżował się tym samym. Izaya delikatnie pogładził go po policzku i
uśmiechnął się smutno.
- Kocham Cię i nie chcę żebyś
kiedykolwiek w to wątpił – zaczął spokojnie – ale muszę zakończyć tę sprawę z
Shizuo. Przypomniałem sobie sytuację z przeszłości, o której dawno zapomniałem.
Przypomniałem sobie, dlaczego ganiamy za sobą niczym kot i mysz. I wiem, że to
się musi skończyć. Dlatego proszę Cię tylko o trochę zaufania, dobrze? Nie
wiem, jaki obrót przybierze tamta rozmowa. Tylko nie chcę Cię stracić.
Masaomi skinął głową na znak, że
rozumie. Nic więcej nie mógł zrobić. Z autopsji wiedział już, jakie
konsekwencje może mieć brak zaufania. Nie wiedział tylko, czy pozwoliłby sobie
na poniesienie ich po raz kolejny. Przytulił się do Izayi i skupił się na
filmie.
Mai i Kuru grzecznie siedziały na
lekcjach, Kida szwędał się gdzieś z Żółtymi Szalikami. Pod czujnym okiem Izayi
nagle nauczył dzielić się odpowiednio czas. Był też przekonany, że musi się
meldować, dlatego zawsze przed różnymi akcjami pisał wiadomość do Izayi, gdzie
będzie i z kim walczą. Oriharę rozczulały te wiadomości. Na razie jeszcze nie
uświadomił chłopaka, że z jego ilością szpiegów i tak wszystko wiedział. Nawet zanim
Kida zdążył podjąć decyzję.
Teraz spokojnym, lekko skocznym krokiem
przemierzał ulice Ikebukuro. Jego postawa wydawała się niedbała, a jednak jego
oczy cały czas pilnie obserwowały otoczenie. Gdy dostrzegł blondyna w stroju
barmana zatrzymał się i zagwizdał. To wystarczyło, by zwrócił na siebie jego
uwagę.
Shizuo spojrzał na niego ponad autami przejeżdżającymi
po ulicy. Obaj poczekali na zmianę świateł. Ostatnimi czasy jakoś nie mieli
ochoty na wypadek samochodowy. I później się zaczęło. Nogi same niosły Izayę.
Nie pamiętał dokładnie układu uliczek, ale jego mięśnie tak. Dlatego pozwolił
się im prowadzić. Unikał przedmiotów, którymi rzucał w niego blondyn z kocią
gracją jedynie nieco gorszą od tej, którą miał przed wypadkiem. Jeszcze z miesiąc
i wszystko wróci do normy. Ganiali się przez dobrych kilka godzin, bo gdy
Shizuo odnalazł Izayę na dachu szkoły, słońce chyliło się ku zachodowi.
Orihara wpatrywał się w zachodzącą
złocistą tarczę, jakby nic innego nie miało znaczenia. Heiwajima przystanął na
przeciwnym skraju dachu i potarł kark w wyrazie zakłopotania. Taka sytuacja nie
była dla nich nowa. Kiedyś się tu już spotkali.
- Pamiętam wszystko – powiedział Orihara
spokojnym głosem, nie odrywając wzroku od słońca. – Pamiętam nas.
Z każdym jego kolejnym słowem, Shizuo
podchodził coraz bliżej, uważnie słuchając. Orihara odpiął z szyi niewielki
wisiorek.
- Stojąc na tym dachu umówiliśmy się, że
oddam Ci, kiedy będę gotowy przyznać, że Cię kocham – Orihara uśmiechnął się.
Ale nie tym swoim wrednym, cynicznym uśmieszkiem. Ten uśmiech był więcej niż
szczery. Był prawdziwy. – Prawda jest taka, że nigdy nie bałem się tego
przyznać. Po prostu tak było zabawniej. Wiele się między nami zmieniło od
tamtego czasu, nieprawdaż? – kątem oka spojrzał na Shizuo, który stanął
naprzeciw niego. Dzięki temu, że Izaya siedział na poręczy odgradzającej dach,
ich głowy znalazły się na tej samej wysokości. – Nienawidzę Cię Shizuo
Heiwajima – stwierdził, po raz pierwszy od początku tej rozmowy patrząc mu
prosto w oczy. – Z całego serca. Za burdel, w który mnie wplątałeś. Wiem, że
ten wypadek to pośrednio Twoja wina. Ale gdzieś na dnie serca Cię kocham.
Wciąż. Jedyny problem jest taki, że Kidę kocham bardziej. I to z nim chcę być.
Nie wiem, ile to potrwa. Nie wiem, czy kiedyś będę w stanie pokochać Ciebie,
tak, jak kocham jego. Nie wiem nawet czy kiedykolwiek będzie jakakolwiek szansa
dla „nas”. I szczerze mam nadzieję, że nie, bo jestem szczęśliwy z Masaomim i
za nic nie chcę go skrzywdzić. Ale nawet gdyby wszystko poszło po Twojej myśli…
Kazanie Ci czekać to zbyt okrutne. Nawet jak na mnie.
Orihara uśmiechnął się szeroko i zapiął
wisiorek na szyi Shizuo. Pocałował go w czoło, wkładając w to wszystkie
uczucia, które wobec niego miał. Włożywszy
jedną rękę do kieszeni futerkowej bluzy, a drugą machając blondynowi, skierował
się w stronę wyjścia z dachu. Na odchodne rzucił jeszcze jeden tekst.
- Żyj szczęśliwie Shizuo. Czasem będę
uprzykrzał Ci życie, ale żyj szczęśliwie przede wszystkim beze mnie.
Nie odwrócił się. Nigdy się nie
odwracał. Po prostu odszedł. Zamknął pewien rozdział swojego życia w momencie,
w którym zamknął drzwi prowadzące z dachu do klatki schodowej. I poczuł się
przez to o niebo lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz