Ed podskoczył, gdy poczuł, że ktoś położył mu dłoń na
ramieniu. Odwrócił się jednocześnie klaszcząc w dłonie. Już miał zamienić
protezę w ostrze, gdy zobaczył burzę zielonych włosów, tym razem rozpuszczonych.
Chodź widać było, że całodniowe noszenie warkoczyków pofalowało mu włosy.
Uśmiechnął się więc i rozluźnił. Envy stanął przed nim. Oparł dłonie o biodra i
z lekkim uśmiechem zaczął rozmowę.
- Dawno tu nie byliśmy.
- Rzeczywiście – zaśmiał się Ed.
Blondyn przyciągnął go do siebie i przyjrzał się miejscu,
w które homunkulus oberwał. Delikatnie dotknął go palcami.
- Bardzo boli? – spytał.
- Już prawie nie czuć – odparł z uśmiechem Envy.
Ed uśmiechnął się, ale nie był to wesoły uśmiech.
Homunkulus dostrzegł to. Odgarnął mu włosy za ucho.
- Coś się stało?
Zmartwił się i chciał wiedzieć co męczy Stalowego.
Blondyn wskazał palcem na strzępki kartek. Envy wziął je. Od razu poznał swoje
pismo. Jego prezent urodzinowy. Poczuł się zraniony, gdy pomyślał, że to Ed je
podarł. Jednak nie byłby smutny, gdyby to było jego dzieło.
- Winry je podarła. Chyba nie potrafi zaakceptować
prawdy.
I wszystko stało się jasne. Envy uśmiechnął się lekko.
Odłożył kartki na skałę.
- Znam tę piosenkę na pamięć. Wystarczy, że zapiszę ją na
kartce.
- To już nie będzie to samo – zaprzeczył Ed.
- W takim razie, co powiesz na inny prezent? – zapytał tajemniczo.
Elric spojrzał na niego, nie rozumiejąc. Envy zaśmiał się
cicho i podniósł podbródek chłopaka palcami. Spojrzał mu w oczy i delikatnie
pocałował. Ed nie protestował. Ba, wręcz przeciwnie. Wplótł palce w długie
włosy Envy’ego, lekko go do siebie przyciągając. Obaj przymknęli oczy. Nie
liczyło się nic poza nimi nawzajem. Pocałunek był delikatny, ale miał w sobie
to coś, czego obaj pragnęli, choć żaden z nich nie potrafił tego nazwać. Gdy
zaczęło mu brakować oddechu, Envy przerwał pocałunek. Spojrzał na Eda lekko
błyszczącymi oczami i pogłaskał go lekko po policzku.
- Zdecydowanie wolę takie prezenty – zaśmiał się Ed.
Envy już miał odpowiedzieć, gdy poczuł, że coś ciągnie go
do tyłu. Prosto do wody. Jego wzrok nagle stał się pełen przerażenia. Ale już
po chwili się opanował i zaczął walczyć z oplatającym go cieniem.
- Puszczaj Pride – wydarł się zirytowany.
Chłopczyk wyszedł z cienia. Nie spełnił jednak jego żądania.
Ignorując go, skierował się prosto ku Edowi, który był już gotowy do walki.
- Jak
żałośnie – prychnął. – Stałeś się tak słaby Envy. Ale nie martw się braciszku.
Ojciec kazał się pozbyć przyczyny twojej słabości.
- Ty chyba nie zamierzasz… Nie!... Czekaj! – darł się.
Envy zamienił się w wielką, zieloną bestię z nadzieją, że
to coś da. Jednakże Pride był na to przygotowany. Jego cienie tylko się
zwiększyły. Były zbyt elastyczne. W tym samym momencie Pride zaatakował Eda.
Stalowy zwinnie uniknął kilku pierwszych ataków. Następny przebił jego bok.
Chłopak upadł na ziemię i splunął krwią. Pride uśmiechnął się szeroko widząc
to. Wśród krzyków i szamotaniny Envy’ego kontynuował. Kolejne cienie przebijały
ciało Elrica. Chłopiec specjalnie się nad nim znęcał. Envy nie wytrzymał.
Rozdarł jego cienie i przygwoździł go do piasku ogromną łapą. To jednak go nie
zatrzymało. Następny cień oderwał Edowi protezę. Blondyn krzyknął znów z bólu,
a nacisk łapy na drobne ciało Pride’a zwiększył się znacząco. Następna była
proteza nogi. Potem Pride z uśmieszkiem oderwał mu zdrową rękę i nogę.
- Ty powinieneś to zrobić Envy. Pierwszy raz, gdy go
spotkałeś – wytknął mu.
Z ran Elrica wypływała spora ilość krwi. Envy zrozumiał,
że jeżeli nie zabierze go szybko do szpitala, chłopak umrze z braku krwi.
Zostawił więc Pride’a i zmienił się znowu w człowieka. Podbiegł do Eda i delikatnie wziął go na
ręce. Stalowy był już cholernie blady i prawie nieprzytomny. Był zmasakrowany. Obaj
usłyszeli śmiech Pride’a. Jeden z cieni uwięził Envy’ego. Następnie chłopczyk
przebił Edwarda kilkudziesięcioma cieniami. Siła uderzenia, wybiła martwe już
ciało Elrica w powietrze, które opadło niedługo potem. Pride zniknął tak nagle
jak się pojawił, a Envy natychmiast podbiegł do chłopaka. Zaczął nim potrząsać.
Łzy przesłoniły mu pole widzenia. Strzępy kartek wzbite w powietrze podczas
walki, opadły wokół Eda. Zielonowłosy prosił go, by się obudził. Od samego trzymania
go, miał ręce ubrudzone krwią. Do tego, ogromna jej plama rozlewała się wokół
blondyna. Envy z rozpaczą przytulił jego martwe ciało. Przepraszał go za
wszystko i chciał, by otworzył oczy. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Zaś gdy
pierwsze promienie słońca musnęły plażę, pojawili się rybacy. Spojrzeli na
Envyego z przerażeniem i pobiegli zawołać Mustanga. Envy widząc zbierające się
tłumy i oskarżycielski wzrok ich
wszystkich, szybko zebrał zakrwawione kartki i uciekł. Nie chciał zostawiać
Eda, ale był zbyt załamany i zrozpaczony, by być silnym. Bez wyjaśniania
niczego Lust pobiegł do siebie do pokoju i zatrzasnął się w nim. Przeszukał
swój pokój robiąc z niego jedno wielkie pobojowisko. Gdy nie znalazł tego, co
szukał, wyszedł pokoju. Nadal zapłakany i cały ubabrany we krwi zszedł na dół.
Lust próbowała wypytać go, co się stało. On jednak tylko chwycił taśmę klejącą
i wrócił do swojego pokoju. Posklejał podarte strzępy i położył je na
fortepianie. Zaczął grać. Lust wyszła z domu i dowiedziała się, co się stało.
Podeszła tylko na chwilę przed drzwi i powiedziała cicho.
- Jego pogrzeb odbędzie się za tydzień.
Potem go zostawiła. A on przez najbliższy tydzień nie
spał, nie jadł, nie pił. Przez cały czas grał tę jedną piosenkę. Coraz częściej
się mylił. Palce zaczynały mu powoli drętwieć, a łzy w oczach nie ułatwiały
niczego. Dopiero w sobotę odszedł od instrumentu. Przebrał się w świeże ubranie
i zaplótł sobie takie warkoczyki jak kiedyś zrobił mu Ed. Na wszelki wypadek
zmienił swoją postać na blondynkę, tę samą co wcześniej. Chwycił poplamione
krwią i niezdarnie posklejane kartki z nutami i wyszedł z domu i skierował się
na cmentarz. Stanął ukryty w cieniu jednego z drzew. Bał się podejść bliżej, a
ceremonia wkrótce się rozpoczęła.
*płacze* *ryczy* wyje z bólu*
OdpowiedzUsuńPodobnie jak wyżej...
Usuń