czwartek, 21 marca 2013

Part 3 - Kuroko Tetsuya "Czy wiesz, jak to jest nienawidzić coś, co się kocha?"

I jest ! Nowy rozdział Kuroko no Basuke xD
Miłego czytania i piszcie w komentarzach, czy się podobało.


Nazywam się Kuroko.
Nazywam się Kuroko Tetsuya. Ale pewnie nawet nie zapamiętasz mojego imienia, o wyglądzie nie mówiąc. Zabrzmiałem, jakbym był rozgoryczony, choć tak nie jest. Jestem cieniem. Ale przywykłem do tego. Nawet to polubiłem. Kim jestem? Po stwierdzeniu, że jestem cieniem, to dziwne pytanie. Może lepszym byłoby określenie, jak wyglądam? Nie jestem przeciętny. Nigdy nie byłem. Nie chwalę się, czy coś. Właściwie, jestem poniżej przeciętnej. Niski, niezbyt dobrze zbudowany chłopak z jasnoniebieskimi włosami. Nikt mnie nie zauważał. Przynajmniej zazwyczaj. Czasem to nawet dobre, bo nie musiałem się z nikim witać ani znosić obecności innych. Z drugiej strony byłem jednak samotny. Byłem nowy w szkole. Jak zwykle, zabłądziłem. Włóczyłem się przez jakiś czas po kampusie aż w końcu trafiłem przypadkiem  na salę treningową. To już coś. Teraz przynajmniej w miarę orientowałem się, gdzie się znajduję. Usłyszałem pisk butów na wypolerowanym linoleum i dźwięk odbijanej piłki. Zaintrygowany wszedłem na salę. Jak zwykle mnie nikt nie zauważył. Tym razem to dobrze. Stałem oparty o ścianę i patrzyłem na graczy. Byli wyjątkowy. Każdy z nich. Nie chodziło tylko o kolor włosów, który notabene sam w sobie był dziwny. Czerwonowłosy. Fioletowowłosy. Niebieskowłosy. To oni rzucali się najbardziej w oczy. Reszta niknęła w ich blasku. W rogu gdzieś stał trener. Grałem już wcześniej, ale ich sposób gry mnie zachwycił. Fioletowowłosy próbował zrobić wsad. Jednakże niebiesko włosy wybił mu piłkę, nadając jej dodatkowy rozpęd. Piłka poleciała w moim kierunku. Zadziałałem bardziej instynktownie. Na ułamek sekundy chwyciłem piłkę i przekierowałem ją wprost do rąk czerwonowłosego. Podania były moją specjalnością. Szybkie, precyzyjne i niezauważalne. Dlatego byłem cieniem. Zdziwiony chłopak spojrzał na piłkę, która nagle znalazła się w jego dłoniach. Nie miał zielonego pojęcia skąd ją ma. Piłka, która przed chwilą została wyrzucona z boiska, nagle pojawiła się na jego środku. I to z taką precyzją. Ale oni dalej mnie nie widzieli. Przynajmniej tak mi się wydawało, gdy odwróciłem się z zamiarem wyjścia. Jakże się myliłem. Poczułem nieprzyjemne dreszcze w okolicach kręgosłupa. Pierwszy raz odkąd dołączyłem do Teiko czułem się obserwowany tak dziwnym i świdrującym wzrokiem, który powinien móc mnie zrozumieć. Ale mnie nikt nie rozumiał. Nie chciałem tego, więc na to nie pozwalałem. Odwróciłem głowę nieco zaciekawiony. I dostrzegłem, że to niebiesko włosy tak się we mnie wpatruje. Wydawał się taki dziki i niebezpieczny. Zupełnie jak jego gra. Podszedł do mnie. Był dużo wyższy, więc musiałem zadrzeć głowę górę by spojrzeć mu w oczy.
- Ty podałeś tę piłkę?
Jego głos i postawa wydawały się takie władcze, stanowcze i gniewne. Zupełnie nie podobne do aury nastolatka. Ja zaś pozostałem niewzruszony. Zawsze bez emocji i bez uśmiechu na ustach. Skinąłem tylko twierdząco głową. Nie czułem potrzeby by odpowiadać. Chłopak bez słowa zabrał czerownowłosemu piłkę i stanął pod koszem. Zrozumiałem, o co mu chodzi. Położyłem torbę na ziemi i dałem znak, że jestem gotów.
- Pokaż co potrafisz – stwierdził niebiesko włosy z uśmiechem.
Mniej więcej w połowie boiska stał czerwono włosy. W kieszeni jego spodenek dostrzegłem zarys… nożyczek? Wolałem się nad tym nie zastanawiać. Nieco dalej stał zielonowłosy okularnik. Ponownie skinąłem głową. Czerwonowłosy ruszył spod kosza. Gdy był blisko pierwszego przeciwnika, podał mi piłkę. Niezbyt precyzyjny rzut. Musiałem się nieco przemieścić by go odebrać. I stało się to co zawsze. Czas jakby zwolnił. Mój umysł odrzucił niepotrzebne informacje. Widziałem tylko niebieskowłosego i naszych przeciwników. Znałem prędkość chłopaka i piłki. Zbierając te informacje w ciągu ułamka sekundy zdołałem złapać piłkę na mniej niż sekundę i przekierować ją z powrotem do chłopaka. Jak zwykle. Trafiła wprost do jego rąk. Reszta patrzyła skamieniała. Taka precyzja podania przy biegu kompana? To graniczyło z cudem. Ale nie dla mnie. Taka była moja koszykówka. Koszykówka cienia. Przy zielonowłosym powtórzyło się ta sama sytuacja. Niebieskowłosy zrobił piękny i dziki wsad do kosza, a obręcz została w jego dłoni. Gdzieś z głębi Sali usłyszałem ciche westchnienie.
- Znowu Aomine?
To chyba trener. Ale teraz przynajmniej wiedziałem jak on się nazywa. Bez słowa i jak zawsze bez uśmiechu, przerzuciłem sobie torbę przez ramię i wyszedłem z sali.

Moje pierwsze światło
Wyszedłem z sali. Teraz przynajmniej wiedziałem dokąd iść żeby w spokoju wrócić do domu. Nie spodziewałem się, że ktokolwiek mnie zauważy, o podążeniu za mną nawet nie wspominając. A tu proszę, taka niespodzianka. Poczułem, że ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu. Odskoczyłem niemal natychmiast z kocią grają. Nie lubiłem dotyku obcych. Nie lubiłem, gdy ktoś robił coś, czego się po nim nie spodziewałem. Przede mną zaś stał wysoki niebieskowłosy chłopak. Uśmiechał się do mnie szeroko i ciepło, choć w tym uśmiechu kryła się odrobina dzikości.
- Czemu uciekłeś?
Spojrzałem na niego beznamiętnie.
- Nie zrobiłem tego – odparłem.
Głos wyprany z emocji. Mój głos. Jednak chłopak się tym nie przejął.
- Patrz na to jak chcesz, ale co powiedziałbyś na dołączenie do naszej drużyny? – zaproponował.
W międzyczasie Aomine schował ręce do kieszeni. Spojrzałem na niego lekko zdziwiony. Nic więcej.
- Nie umiem grać w koszykówkę – stwierdziłem.
Chłopak spojrzał na mnie zdumiony. Ja zaś odwróciłem się z zamiarem odejścia. Pokonałem kilka kroków i zatrzymałem się. Odwróciłem głowę, by po raz ostatni na niego spojrzeć.
- Moja koszykówka jest inna od waszej – powiedziałem na odchodnym.
I zniknąłem. Jak zawsze. Nawet gdyby Aomine śledził mnie wzrokiem, i tak by mnie zgubił. Potrafiłem wykorzystywać swoją niepozorność nie tylko w meczach, ale i w codziennym życiu. Następnego dnia czekała mnie kolejna niespodzianka. Niebieskowłosy chłopak stał oparty o murek przed wejściem do szkoły. Minąłem go bez słowa. Nie spodziewałem się, że mnie zauważy. On jednak tylko oderwał się od murka i podążył za mną z uśmiechem i rękoma splecionymi na karku. Pogwizdywał cicho jakąś melodię. Nie wsłuchiwałem się w nią. Zająłem swoje miejsce w klasie niezauważony. Aomine wyrzucił z ławki chłopaka siedzącego za mną i zajął jego miejsce. Dzień minął mi spokojnie. Dopiero, gdy zmierzałem w stronę wyjścia ze szkoły, poczułem pociągnięcie za bluzę. Mimowolnie stanąłem i spojrzałem bez większych wyrzutów na osobę za to odpowiedzialną. Aomine uśmiechał się szeroko. Bez problemu przerzucił sobie mnie przez ramię i poszedł na salę treningową. Nie protestowałem. I tak właśnie dołączyłem do drużyny Teiko. Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Ja i Aomine zaprzyjaźniliśmy się. Rozumieliśmy się bez słów i jeden na drugiego zawsze mógł liczyć. I tylko do niego się uśmiechałem. Bardzo rzadko do innych, nawet tych, z drużyny. A to tylko pozytywnie wpłynęło na naszą grę. Na boisku byliśmy niepokonani.  Światło i jego cień. Tak. Aomine Daiki stał się moim pierwszym światłem. Byłbym zadufanym bufonem, gdyby m powiedział, że dzięki nam zaczęliśmy wygrywać. Stało się tak dzięki wszystkim członkom składu. Pięciu niesamowitych zawodników i szósty zawodnik widmo, o którym krążyły legendy. Przyjaźniliśmy się całą paczką. Utrzymanie tak różnych osobowości nie było łatwe, ale jakoś mi się udawało. Przynajmniej na początku. Ich twarze zwrócone ku mnie, jako osobie ich spajającej. Ale wszystko się zmieniło. Zaczęto nazywać nas Pokoleniem Cudów. Ja pozostałem taki jak dawniej. Cichy i spokojny. Nie pokazujący emocji. Ale oni? Każdy z nich skierował się we własną stronę. Coraz bardziej starałem się utrzymać nas razem, ale nie udało mi się. Poległem. I w głębi duszy się z tego cieszyłem. Bycie ich spoiwem męczyło mnie, gdy każdy z nich zaczął się uważać za geniusza. Owszem, byli nimi, ale sodówka nie powinna uderzyć im do głów. A wszystko przypieczętował jeden mecz. Jak zwykle wygraliśmy. A żaden z widzów nie zauważył niczego niezwykłego. Ale ja tak. To był pierwszy mecz, na którym byłem całkowicie nieprzydatny. Czemu? To bardzo proste. Pozostali z Pokolenia Cudów za bardzo się od siebie różnili. Oddalili się od siebie. Nie było żadnej grupowej akcji. Był tylko Midorima rzucający trójki, Akashi i Aomine robiący wsady i Murasakibara broniący kosza. A ja? Podczas całego meczu ani razu nie dotknąłem piłki. I wtedy to zrozumiałem. W momencie, gdy wybraliśmy indywidualny rozwój, straciliśmy szansę na Pokolenie Cudów, jakim byliśmy kiedyś. Na bandę przyjaciół. I wtedy zniknąłem. Nie wiem jak oni to odczuli. Pewnie jakoś nieszczególnie. Pewnie tylko rozeszli się w swoich kierunkach.

Czy wiesz jaki to ból, nienawidzić czegoś, co się kocha?
Odejście z Teiko było trudną decyzją. Tak samo z drużyną. Odszedłem bez pożegnania. Nigdy ich nie lubiłem. Po prostu zniknąłem pewnego dnia. A oni już nie potrafili mnie znaleźć. Może gdyby wtedy im się udało, gdyby odnaleźli w sobie dawnych siebie, wszystko potoczyłoby się inaczej. Ale przeszłości nie można zmienić. Za to można wpłynąć na przyszłość. A co się ze mną stało? Znienawidziłem jedyną rzecz, którą kochałem. Tak. Znienawidziłem koszykówkę. Uważałem, że to przez nią Pokolenie Cudów, nie… co ja gadam, że to przez nią moi przyjaciele tak się zmienili. Że koszykówka zniszczyła naszą relację. Nie chciałem uznać niczego innego. W sercu cholernie mnie to bolało. Miałem ochotę wziąć piłkę i wyjść na boisko. Nawet jeśli miałbym nigdy nie trafić, chciałbym porzucać do kosza. Ale nie. Nienawidziłem tego. Znienawidziłem praktycznie wszystko. Tak to już jest. Wiedziesz spokojne życie aż pojawia się coś, co kochasz. A gdy to zostanie ci odebrane, rozpadasz się. W moim przypadku objawiło się to nienawiścią do koszykówki i do Pokolenia Cudów. Do Pokolenia Cudów, do którego kiedyś należałem, więc także do mnie samego.

Moje drugie światło.
Dużo czasu zajęło mi zrozumienie, jak bardzo się myliłem. To nie koszykówka zmieniła moich przyjaciół. To oni byli za to odpowiedzialni. Próbowałem przestać nienawidzić gry. To trudne. Niemal tak samo trudne jak  znienawidzenie czegoś, co się kochało. Ale udało mi się. Wpisałem się na listę w liceum Seirin. Miałem nadzieję, że tu będzie inaczej. I wtedy go poznałem. Kagami Taiga. Czerwonowłosy, dobrze zbudowany, wysoki chłopak, który niedawno wrócił ze stanów. On kochał koszykówkę całym sercem. Zobaczyłem jak gra. Ale on mnie nie znał. Patrzyłem na niego bezlitośnie. Nie, nie z wyższością. Po prostu mu się przyglądałem. Był tak podobny do dawnego Aomine. Do przyjaciela, którego tak mi brakowało. Ale wkrótce zrozumiałem, że on chce pokonać Pokolenie Cudów. Na początku za mną nie przepadał. Uważał mnie za słabeusza. Zresztą, jak niemal wszyscy. To jest największy błąd ludzi. Oceniają po pozorach. Nic nie wiedząc. Ale potem wszystko się zmieniło. A my? Zaprzyjaźniliśmy się. Musiałem pozbyć się uprzedzeń, jakie pozostawiły we mnie wspomnienia o Teiko. Udało mi się. On został moim nowym światłem. Nie był jeszcze zbyt silny, ale wiedziałem, że kiedyś przewyższy Pokolenie Cudów. A ja byłbym jego cieniem tak, jak mu to obiecałem. Czasami łapałem się na tym, że zastanawiałem się, czy Aomine byłby zazdrosny, zły lub czy okazałby jakiekolwiek uczucie, gdyby się o tym dowiedział. Nasz mecz dał mi odpowiedź. Zniknąłem z życia Aomine tak, jak kiedyś tego chciałem. Szkoda, że on nie chciał zniknąć z mojego. Że oni wszyscy nie chcieli. Że nie potrafiłem ich znienawidzić do końca. Że wierzyłem, że nadal możemy być przyjaciółmi.

Dzięki drużynie z Seirin znów pokochałem koszykówkę. Znów uśmiechałem się. Niezbyt często, ale jednak. A teraz? Stałem na boisku. Znów miałem mecz przeciw Aomine. Tym razem to tylko zwykłe, towarzyskie spotkanie. Ale czułem, że jeżeli wygram, to coś się zmieni. Nie byłem pewny, czy na lepsze, czy na gorsze. Ale musiałem wygrać. Moja koszykówka musiała wygrać. Duet światła i cienia nie może zostać pokonany przez byłe światło. Światło przysłonięte niezrozumiałymi dla mnie uczuciami. Poza tym, przecież kiedyś obiecałem Momoi, że wygram. Dlatego wygram. Dla wszystkich. Dla siebie. Dla przyjaźni.

2 komentarze:

  1. Cudowne~!!! *.*
    Twój styl pisania jest super :D Lekko i łatwo się czyta i mimo to, że cały rozdział jest o jednym to i tak nie można przestać czytać \(^_^)/

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie napisane!! Aż se muszę chyba gdzieś zapisać :D

    OdpowiedzUsuń