czwartek, 22 sierpnia 2013

Fairy Tail 3 - W miłości się nie sądzi

I w końcu jest <3 Kto się cieszy? =^.^=

Gajeel szedł nieco z tyłu. Narzucił na głowę kaptur, by skryć twarz w jego cieniu. Nie płakał. Nigdy tego nie robił. Jednak pierwszy raz w życiu czuł wyrzuty sumienia. Czuł, jakby wbił nóż  w plecy. Nawet nie gildii, ale sobie. Bo zdradził samego siebie i swoje postanowienie o byciu lepszym człowiekiem. Co więcej… W miarę swoich możliwości pokochał gildię i jej członków. Ale Levy pokochał bardziej. I to właśnie dla niej mógł poświęcić całą rodzinę, którą dopiero co znalazł. Ktoś z Phantom Lord spróbował nawiązać z nim rozmowę. Redfoxa nie obchodziło, czy rozmówca chciał omówić plan ataku, czy po prostu nawiązać konwersację. Po prostu zdzielił chłopaka pięścią w twarz. Inni od razu doskoczyli do niego, ale powstrzymał ich stanowczy głos mistrza.
- Nie! Bando idiotów! On jest nam potrzebny.
Reszta nie protestowała. Bez słowa dotarli do gildii Fairy Tail. Zaatakowali bez uprzedzenia. Z początku, element zaskoczenia dał im sporą przewagę. Udało im się zadać parę ran członkom gildii. Nie atakowali jednak uczciwie. Nacierali małymi grupkami na słabsze osoby. To dało wystarczająco dużo czasu Natsu i reszcie silniejszych ludzi. Otrząsnęli się z pierwszego szoku i przystąpili do walki, która nagle stała się bardziej wyrównana. Ba, szala zwycięstwa zaczęła przechylać się na stronę Fairy Tail. I wszystko nagle się zmieniło. Mistrz Phantom Lord wypchnął na pole walki swojego asa, ukrytego do tej pory w rękawie. To właśnie Gajeel sprawił, że Phantom Lord zwyciężyło. Nie chodziło nawet o siłę Redfoxa, choć tej nie można było mu odmówić. Po prostu członkowie Fairy Tail nie potrafili walczyć z kimś, kogo uważali za jednego z nich. Bo właśnie w ten sposób postrzegali Żelaznego Smoczego Zabójcę. Bitwa skończyła się nadzwyczaj szybko. Ale nikt nie spodziewał się innego wyniku.

Lucy i Levy powolnie, wręcz leniwie, spakowały się. Miały niezły ubaw w czasie misji i szczerze mówiąc, najzwyczajniej w świecie nie chciało im się wracać. Zebrały się jednak w sobie i po niecałej godzinie, siedziały już w przedziale pociągu. Levy zasnęła z głową na kolanach blondynki. Heartfilia nie potrafiła jednak pójść w jej ślady. Delikatnie gładząc włosy przyjaciółki, zapatrzyła się w migający za oknem krajobraz. Jej myśli natomiast błądziły wokół Natsu. Kochała go, ale nie potrafiła mu tego szczerze wyznać. Nie była tak bezpośrednia jak on, a nie umiała powiedzieć tych dwóch słów – „kocham cię”. Po prostu nie była jeszcze gotowa. Na takich rozmyślaniach zeszła jej cała podróż. Uśmiechnięte wysiadły z pociągu. Lucy dostrzegła zmianę w zachowaniu ludzi. Byli niespokojni i jakby bardziej spięci. Z podsłuchanych, szeptanych rozmów kilkukrotnie wyłapała nazwę gildii. Niepokój zalał jej serce z siłą morskich fal w czasie sztormu. Nie dała jednak nic po sobie poznać. Wszystko zmieniło się, gdy dotarły do budynku gildii. A przynajmniej do miejsca, w którym ten budynek znajdować się powinien. Zamiast niego jednak zobaczyły zniszczoną ruinę i kilku krzątających się wokół niej członków gildii. Lucy zachwiała się i prawdopodobnie by upadła, gdyby Levy jej nie podtrzymała. Jeden z mężczyzn podszedł do nich. Uśmiechnął się szeroko i przyjaźnie. Na samej twarzy miał kilka ran, a Mag Gwiezdnych Duchów była pewna, że twarz nie była jedynym, co uległo zniszczeniu.
-Gildia ma tymczasowy budynek nieco na północ stąd.
Powiedział ciepłym i spokojnym głosem. Lucy skinęła twierdząco głową. Podziękowała i odeszła, nie chcąc mu dłużej przeszkadzać w pracy. Odciągnęła Levy i skierowała się w odpowiednim kierunku. Gdy tylko stanęły w drzwiach zastępczego budynku, usłyszały zbiorowe westchnienia ulgi i lekkie, zmęczone uśmiechy. One zaś patrzyły na nich z mieszaniną przerażenia, zdziwienia i wyrzutów sumienia. Jet i Droy natychmiast doskoczyli do McGarden i przytulili ją, płacząc ze szczęścia. Lucy zaś posmutniała, nie widząc nigdzie różowej czupryny, którą tak bardzo chciała ujrzeć. Dostrzegła jednak, w jak fatalnym stanie są wszyscy jej przyjaciele. Niektórzy mieli połamane ręce lub nogi, u innych skończyło się tylko na otarciach. Nie było jednak nikogo, kto wyszedłby całkowicie bez szwanku. Mimo to na ich twarzach widniały blade uśmiechy. Widać było, że cały czas się martwią o rannych towarzyszy. Levy i Lucy usiadły przy jednym stole z Macarovem. Mistrz nerwowo przeczesywał palcami brodę. Opowiedział im w miarę dokładnie o tym, co się stało w gildii. O tym, że Phantom Lord ich zaatakował i o zdradzie Gajeela. Z każdym kolejnym słowem oczy Levy powiększały się. Po usłyszeniu całej opowieści, dziewczyna przeprosiła, zakryła usta dłońmi i z płaczem wybiegła z gildii. Nikt nie pobiegł za nią. Wiedzieli, że to nie oni powinni to zrobić. Makarov wpił zaś swoje spojrzenie w Lucy. Cicho, tak, że niemal go nie usłyszała, powiedział.
- Nie mieliśmy szans. Zaatakowali z zaskoczenia. I do tego Gajeel – zamilkł na dłuższą chwilę. – Mamy wielu rannych. Zdecydowanie zbyt wielu. Postanowiłem Ci o tym powiedzieć, bo dotyczy to twoich najbliższych przyjaciół. Juvia ma rozległe obrażenia. Znów zasłoniła Gray’a. Erza straciła rękę i leży nieprzytomna. Natsu zbytnio wciągnął się w walkę. Nie obudził się od momentu, w którym zemdlał w czasie bitwy. Myślę, że to dlatego, że zbytnio się przeforsował i od ran. Taką przynajmniej chcę mieć nadzieję.
Heartfilia skinęła głową na znak, że zrozumiała i przeprosiwszy, wybiegła za Levy. Znalazła ją w pobliskim parku. McGarden siedziała na ławce, obejmując ramionami skulone nogi. Po jej policzkach spływały łzy, o których istnieniu Lucy mogła się tylko domyślać. Levy skryła bowiem twarz za kurtyną niebieskich włosów. Mag Gwiezdnych Duchów bez słowa przytuliła ją. Kiedy Levy próbowała coś wyłkać, blondynka przerwała jej marne próby.
- Cii… Już dobrze. Rozumiem. Wszystko się wyjaśni.
Specjalnie nie powiedziała, że wszystko będzie dobrze, bo nie mogła tego zagwarantować, a nie chciała kłamać. Mimo to, McGarden doceniła jej gest. A Lucy obiecała sobie w duchu, że dowie się wszystkiego. Że znajdzie Gajeela choćby i na końcu świata byleby wymusić na nim odpowiedzi. I zrobi to dla dobra McGarden.

Gray siedział na taborecie, który przyniósł mu Elfman. Zresztą… Siedział to za duże słowo. On bardziej niecierpliwie wiercił się w miejscu. Trwał przy ciężko rannej Juvii. Dziewczyna znów go ochroniła. Czuł się przez to taki słaby. To on powinien być jej obrońcą, a nie na odwrót. Ale im bardziej się starał, tym gorzej mu to wychodziło. Lodowy Mag pogrążył się w rozmyślaniach. To było łatwiejsze. Oddać umysł wspomnieniom, a ciało zostawić niczym pustą, bezużyteczną skorupę. A przede wszystkim nie patrzeć na ranną dziewczynę. Ta, choć często go irytowała swoją namolnością i sposobem bycia, była wybranką jego serca. Wcześniej nie chciał jej tego powiedzieć, a teraz, gdy myślał, że może nie mieć już szansy, miał ochotę nawrzeszczeć na samego siebie. Nie trzymał Juvii za rękę. Uważał, że to byłoby niewłaściwe. Dlatego siedział na taborecie postawionym tuż obok łóżka, na którym spała Kobieta Deszczu.

Jellal delikatnie odgarnął włosy z twarzy Erzy. Gdyby spała, zapewne poruszyłaby się niespokojnie przez sen. Ale ona była nieprzytomna. Nie mogła zareagować w żaden sposób. Chłopak mimowolnie zerknął na jej rękę. A raczej miejsce, gdzie ta ręka znajdować się powinna. Bo Scarlet straciła ją w czasie walki. A mimo to dalej próbowała bronić gildii. Jedyne, co Wendy mogła zrobić, to zasklepić ranę. Nie potrafiła przywrócić kończyny Erzy. Jellal pogładził ukochaną po policzku. Zastanawiał się, co odpowiedziałaby mu Tytania na jego wyznanie miłości. Pewnie po prostu zniszczy ich przyjaźń. Ta wizja niesamowicie mu ciążyła, ale wiedział, że musiał jej to wyznać. Bo duszenie tego w sobie ciążyło mu jeszcze bardziej. Nie wytrzymałby dłużej. Miał dość sekretów, półprawd i kłamstw. Dlatego postanowił być szczery. Nawet w najśmielszych marzeniach nie liczył na to, że Scarlet odwzajemnia jego uczucia. Jellal przerwał błahe rozmyślenia i wezwał Ultear. Wiedział, że tylko ona może mieć szansę na uzdrowienie Erzy.

Lucy odsunęła się od przyjaciółki. Spojrzała na nią przepraszająco.
- Levy… Jeśli chcesz, możesz spać w moim mieszkaniu. Pewnie jest tam Happy, więc nie będziesz sama. Ja chciałabym pójść do Natsu…
Blondynka czuła niesamowite wyrzuty sumienia mówiąc to. McGarden jednak uśmiechnęła się przez łzy.
- Kochasz go, prawda? – Spytała i nie czekając na odpowiedź, dodała. – Dzięki za propozycję. Idź już.
Heartfilia przytuliła ją szybko i pobiegła w stronę gildii.
- Nie wiem 0 wyszeptała odpowiedź.

Wiedziała, że nikt nie słyszał jej słów. Ale to nawet lepiej. Niektóre słowa nie powinny ujrzeć światła dziennego. Lucy szybko dobiegła do zastępczego budynku gildii i pokoju, który zajmował nieprzytomny Natsu. Lucy usiadła na skraju jego łóżka. Delikatnie chwyciła go za dłoń i zaczęła cicho do niego mówić. Jej opowieści zupełnie nie miały sensu, ale chciała po prostu mówić. Nie potrafiła powiedzieć tylko tego jednego. Choć miłość była tym, co czuła do różowowłosego, nie umiała tego wymówić. „Kocham cię”. Nie sądziła, że jest gotowa. Nie sądziła, że okoliczności nie są odpowiednie. Nie sądziła… Ale przecież w miłości się nie sądzi.

2 komentarze:

  1. No wreszcie!!! Fajne i ciekawe opowiadanie, ale Erza ma odzyskać rękę! A ta sprawa z Gajeelem... Ty to lubisz trzymać ludzi w niepewności xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam xD
      Nie wiem, czy mi to wychodzi, ale uwielbiam xD
      *złowroga muzyczka* tylko ja wiem, co stanie się z Erzą xD
      Następnego Fairy Tail'a wrzucę jutro ;)

      Usuń