niedziela, 19 lutego 2017

Part 13 - Wspólny czas

Izaya niepewnie stawiał krok za krokiem, wciąż podtrzymując się Shinry. Wszystko dookoła niego było obce. Zwyczajnie urządzone mieszkanie. Co prawda widział wszędzie zdjęcia w ramkach. Zdjęcia, na których był on i jego siostry. Różne pory roku, różne wydarzenia. Festiwale, początki roku szkolnego, urodziny. Orihara na razie omijał je wzrokiem. Sama świadomość, że te zdjęcia tam były sprawiała, że czuł w sercu bolesne ukłucie.
Dziewczynki, skacząc radośnie oprowadziły go po pierwszym piętrze. Olbrzymia kuchnia połączona z jadalnią i jeszcze większy salon. Gdzieś w tle zamajaczył mu jego prywatny gabinet i względnie niewielka, domowa biblioteka. Na wyższe piętro dostać się można było albo schodami albo prywatną windą. Ze względu na stan Izayi wybrali oczywiście drugą opcję. Widząc zmęczenie brata, dziewczynki pokazały mu tylko gdzie jest ich pokój i gdzie jest jego. Zostało kilka pomieszczeń, które Orihara chciał przejrzeć jutro, ale na razie podziękował Shinrze i usiadł na łóżku.
Dziewczynki odprowadziły doktorka do drzwi i gorąco mu za wszystko podziękowały. Gdy zostali już tylko we trójkę, krzyknęły do brata, że idą spać i położyły się grzecznie w łóżkach.
Orihara wstał, przytrzymując się łóżka. Niepewnie postąpił kilka kroków, łapiąc się wszystkiego po drodze, czego tylko mógł. Nie wiedział czemu to robi. Czuł tylko, że powinien. Nie potrafił tego logicznie wytłumaczyć. To zwykła potrzeba. Może nawyk z przeszłości, którego nie pamiętał. Nieporadnie przeszedł do pokoju dziewczyn i wszedł do niego.
Nie zapalał światła. Mogły już przecież zdążyć usnąć i nie chciał ich obudzić. Powoli podszedł do łóżka Mai. Usiadł na jego brzegu i delikatnie pocałował dziewczynę w czoło, cicho życząc jej dobranoc. Rozespana bliźniaczka wymamrotała coś w rodzaju „nawzajem” i przewróciła się na drugi bok. Izaya nie mógł powstrzymać uśmiechu. Pogładził ją jeszcze chwilę po głowie i przesiadł się na łóżku Kururi. Powtórzył cały proces od nowa i już zamierzał wstać, gdy zatrzymał go głos siostry.
- Pamiętasz to?
Orihara nieznacznie opuścił ramiona.
- Nie – odpowiedział zgodnie z prawdą. – Nie pamiętam żebym wcześniej robił coś takiego. Po prostu poczułem potrzebę przyjścia tutaj i zrobienia tego. Serce mi kazało – zaśmiał się cicho, ale z nutką goryczy.
Kuru uśmiechnęła się tylko.
- Przychodziłeś tak co wieczór. Niezależnie, czy wracałyśmy, jak już spałeś, czy wtedy, gdy siedziałeś zawalony papierkową robotą, czy po prostu odpoczywałeś. Czego byś nie robił, gdy tylko słyszałeś, że idziemy spać, przychodziłeś tutaj żeby powiedzieć nam dobranoc i wrócić do tego, co robiłeś wcześniej. Stare nawyki już Ci wracają. Jestem pewna, że wszystko sobie niedługo przypomnisz.
Izaya odwzajemnił uśmiech, szczerze. Najciszej, jak mógł, wyszedł z pokoju i wrócił do swojego. Urządzony prosto, ale z klasą. Głównie w odcieniach czerni i bieli. Orihara czuł, że to naprawdę mógłby być jego pokój. Albo, że przynajmniej tak by swój pokój urządził. Długo się nad tym nie zastanawiając położył się na łóżku. Chciał chwilę poleżeć i przemyśleć parę spraw żeby później wstać, przebrać się w piżamę i dopiero położyć spać, ale sen zmógł go niemalże od razu.
Nie pamiętał żeby cokolwiek mu się śniło, gdy już się obudził. Zszedł powoli, mocno zaciskając palce na poręczy przy schodach. Nie chciał chodzić na skróty. Teraz najważniejszym było żeby się wykurował do końca i odzyskał pełną zdolność chodzenia. Zdawał sobie sprawę z tego, że idzie mu coraz lepiej, ale to wciąż nie był efekt, który chciał osiągnąć.
Będąc dopiero w połowie schodów, zobaczył Mai siedzącą na wyspie w kuchni i krzątającą się po pomieszczeniu Kururi. Widok okazał się tak uroczy, że Izaya aż musiał na chwilę przystanąć i przechyliwszy lekko głowę obserwował tę scenę z uśmiechem.
Na chwilę obraz mu się zamazał i chłopak miał wrażenie, że stracił równowagę.

Kuchnia wyglądała nieco inaczej niż teraz. On, Izaya podnosił młodszą o kilka lat wersję Mai żeby usiadła na wyspie. Nie potrzebowała tego, dałaby radę sama spokojnie na niej usiąść, ale on lubił ją podnosić. Tak jakby znowu była dzieckiem. Orihara miał na sobie zwykłe, czarne dżinsy, czarną koszulę z długimi rękawami podwiniętymi za łokcie, okulary na nosie i biały kuchenny fartuch. Obok niego stała Kuru, pomagała mu robić śniadanie. Był jasny dzień, a oni żyli jak w bajce, śmiejąc się i ciesząc wspólnym czasem.

Izaya zamrugał kilkukrotnie oczami. Niby Shinra w jednej ze swoich długich pogadanek, których nigdy nie słuchał wspominał coś o fragmentarycznym wracaniu wspomnień, ale nie spodziewał się, że stanie się to w taki sposób. Przetarł oczy i spróbował się doprowadzić do względnego porządku, ale uśmiech, na myśl o tym, co zobaczył przed chwilą, nie chciał zejść mu z twarzy.
Bliźniaczki dostrzegły go, stojącego w połowie schodów. Mai natychmiast do niego podbiegła i przytuliła go, witając się. Nawet tak delikatne ściśnięcie nie wpłynęło zbyt dobrze na poobijane żebra Izayi, ale chłopak nawet nie zamierzał narzekać. Przytulił ją krótko i razem zeszli na dół.
- Dziś na śniadanie omlety Izuś – stwierdziła Kuru, po przywitaniu się z bratem. – Wszystko jest lepsze od szpitalnego żarcia, ale omlety to już w ogóle niebo. Uwielbiałeś je kiedyś. I na własne nieszczęście zaszczepiłeś w nas tę miłość.
Zjedli w przemiłej atmosferze. Dziwnie uczucie, które Orihara miał od momentu przekroczenia progu powoli znikało. Zaczynał czuć się w tym domu jak u siebie. Bliźniaczki już kierowały się w stronę salonu i telewizora, gdy Izaya spojrzał na kalendarz, a później na zegar wiszący na ścianie w kuchni.
- Sio do szkoły – stwierdził z uśmiechem – tylko uważajcie na siebie.

Dziewczęta nawet nie protestowały tylko wzięły torby i pożegnawszy się z bratem, wyszły z domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz