Izaya niepewnie stawiał krok za krokiem,
wciąż podtrzymując się Shinry. Wszystko dookoła niego było obce. Zwyczajnie
urządzone mieszkanie. Co prawda widział wszędzie zdjęcia w ramkach. Zdjęcia, na
których był on i jego siostry. Różne pory roku, różne wydarzenia. Festiwale,
początki roku szkolnego, urodziny. Orihara na razie omijał je wzrokiem. Sama
świadomość, że te zdjęcia tam były sprawiała, że czuł w sercu bolesne ukłucie.
Dziewczynki, skacząc radośnie
oprowadziły go po pierwszym piętrze. Olbrzymia kuchnia połączona z jadalnią i
jeszcze większy salon. Gdzieś w tle zamajaczył mu jego prywatny gabinet i
względnie niewielka, domowa biblioteka. Na wyższe piętro dostać się można było
albo schodami albo prywatną windą. Ze względu na stan Izayi wybrali oczywiście
drugą opcję. Widząc zmęczenie brata, dziewczynki pokazały mu tylko gdzie jest
ich pokój i gdzie jest jego. Zostało kilka pomieszczeń, które Orihara chciał
przejrzeć jutro, ale na razie podziękował Shinrze i usiadł na łóżku.
Dziewczynki odprowadziły doktorka do
drzwi i gorąco mu za wszystko podziękowały. Gdy zostali już tylko we trójkę,
krzyknęły do brata, że idą spać i położyły się grzecznie w łóżkach.
Orihara wstał, przytrzymując się łóżka.
Niepewnie postąpił kilka kroków, łapiąc się wszystkiego po drodze, czego tylko
mógł. Nie wiedział czemu to robi. Czuł tylko, że powinien. Nie potrafił tego
logicznie wytłumaczyć. To zwykła potrzeba. Może nawyk z przeszłości, którego
nie pamiętał. Nieporadnie przeszedł do pokoju dziewczyn i wszedł do niego.
Nie zapalał światła. Mogły już przecież
zdążyć usnąć i nie chciał ich obudzić. Powoli podszedł do łóżka Mai. Usiadł na
jego brzegu i delikatnie pocałował dziewczynę w czoło, cicho życząc jej
dobranoc. Rozespana bliźniaczka wymamrotała coś w rodzaju „nawzajem” i
przewróciła się na drugi bok. Izaya nie mógł powstrzymać uśmiechu. Pogładził ją
jeszcze chwilę po głowie i przesiadł się na łóżku Kururi. Powtórzył cały proces
od nowa i już zamierzał wstać, gdy zatrzymał go głos siostry.
- Pamiętasz to?
Orihara nieznacznie opuścił ramiona.
- Nie – odpowiedział zgodnie z prawdą. –
Nie pamiętam żebym wcześniej robił coś takiego. Po prostu poczułem potrzebę
przyjścia tutaj i zrobienia tego. Serce mi kazało – zaśmiał się cicho, ale z
nutką goryczy.
Kuru uśmiechnęła się tylko.
- Przychodziłeś tak co wieczór.
Niezależnie, czy wracałyśmy, jak już spałeś, czy wtedy, gdy siedziałeś zawalony
papierkową robotą, czy po prostu odpoczywałeś. Czego byś nie robił, gdy tylko
słyszałeś, że idziemy spać, przychodziłeś tutaj żeby powiedzieć nam dobranoc i
wrócić do tego, co robiłeś wcześniej. Stare nawyki już Ci wracają. Jestem pewna,
że wszystko sobie niedługo przypomnisz.
Izaya odwzajemnił uśmiech, szczerze.
Najciszej, jak mógł, wyszedł z pokoju i wrócił do swojego. Urządzony prosto,
ale z klasą. Głównie w odcieniach czerni i bieli. Orihara czuł, że to naprawdę
mógłby być jego pokój. Albo, że przynajmniej tak by swój pokój urządził. Długo
się nad tym nie zastanawiając położył się na łóżku. Chciał chwilę poleżeć i
przemyśleć parę spraw żeby później wstać, przebrać się w piżamę i dopiero
położyć spać, ale sen zmógł go niemalże od razu.
Nie pamiętał żeby cokolwiek mu się
śniło, gdy już się obudził. Zszedł powoli, mocno zaciskając palce na poręczy
przy schodach. Nie chciał chodzić na skróty. Teraz najważniejszym było żeby się
wykurował do końca i odzyskał pełną zdolność chodzenia. Zdawał sobie sprawę z
tego, że idzie mu coraz lepiej, ale to wciąż nie był efekt, który chciał
osiągnąć.
Będąc dopiero w połowie schodów, zobaczył
Mai siedzącą na wyspie w kuchni i krzątającą się po pomieszczeniu Kururi. Widok
okazał się tak uroczy, że Izaya aż musiał na chwilę przystanąć i przechyliwszy
lekko głowę obserwował tę scenę z uśmiechem.
Na chwilę obraz mu się zamazał i chłopak
miał wrażenie, że stracił równowagę.
Kuchnia
wyglądała nieco inaczej niż teraz. On, Izaya podnosił młodszą o kilka lat
wersję Mai żeby usiadła na wyspie. Nie potrzebowała tego, dałaby radę sama
spokojnie na niej usiąść, ale on lubił ją podnosić. Tak jakby znowu była
dzieckiem. Orihara miał na sobie zwykłe, czarne dżinsy, czarną koszulę z
długimi rękawami podwiniętymi za łokcie, okulary na nosie i biały kuchenny fartuch.
Obok niego stała Kuru, pomagała mu robić śniadanie. Był jasny dzień, a oni żyli
jak w bajce, śmiejąc się i ciesząc wspólnym czasem.
Izaya zamrugał kilkukrotnie oczami. Niby
Shinra w jednej ze swoich długich pogadanek, których nigdy nie słuchał
wspominał coś o fragmentarycznym wracaniu wspomnień, ale nie spodziewał się, że
stanie się to w taki sposób. Przetarł oczy i spróbował się doprowadzić do
względnego porządku, ale uśmiech, na myśl o tym, co zobaczył przed chwilą, nie
chciał zejść mu z twarzy.
Bliźniaczki dostrzegły go, stojącego w
połowie schodów. Mai natychmiast do niego podbiegła i przytuliła go, witając
się. Nawet tak delikatne ściśnięcie nie wpłynęło zbyt dobrze na poobijane żebra
Izayi, ale chłopak nawet nie zamierzał narzekać. Przytulił ją krótko i razem zeszli
na dół.
- Dziś na śniadanie omlety Izuś –
stwierdziła Kuru, po przywitaniu się z bratem. – Wszystko jest lepsze od
szpitalnego żarcia, ale omlety to już w ogóle niebo. Uwielbiałeś je kiedyś. I
na własne nieszczęście zaszczepiłeś w nas tę miłość.
Zjedli w przemiłej atmosferze. Dziwnie
uczucie, które Orihara miał od momentu przekroczenia progu powoli znikało.
Zaczynał czuć się w tym domu jak u siebie. Bliźniaczki już kierowały się w
stronę salonu i telewizora, gdy Izaya spojrzał na kalendarz, a później na zegar
wiszący na ścianie w kuchni.
- Sio do szkoły – stwierdził z uśmiechem
– tylko uważajcie na siebie.
Dziewczęta nawet nie protestowały tylko
wzięły torby i pożegnawszy się z bratem, wyszły z domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz