Przepraszam... krótkie i beznadziejne ;_;
KHR...
Ze słodkiego snu wyrwał mnie irytujący dźwięk budzika.
Warknąłem coś cicho i niewyraźnie, sam siebie do końca nie rozumiejąc. Rzuciłem
w irytujące urządzenie laską dynamitu. Dopiero ten huk sprawił, że podniosłem
się powoli i leniwie z łóżka. Był poniedziałek. Kolejny, choć nie taki sam, jak
poprzednie. Bo dziś były moje urodziny. W ponurym nastroju dotarłem do szkoły i
klasy. Kilka dziewczyn zemdlało na mój widok, a inne zaczęły szeptać. Irytowało
mnie to, ale … cóż zrobić? Nie moja wina, że zakochiwały się we mnie, bo byłem inny
niż ci ulizani, ciapowaci idioci z mojej klasy. Ja po prostu byłem sobą.
Uśmiechnąłem się dopiero, gdy dostrzegłem Dziesiątego. Pamiętam, jak pierwszy
raz z nim walczyłem. Z nim każdy dzień był nową przygodą. A także kolejną
możliwością spotkania Yamamoto. Sam nie wiem, kiedy się zakochałem w tym
bejsbolowym idiocie. Nie było to z dnia na dzień. Raczej powoli i pewnie.
Pamiętam wszystko,
co się wydarzyło. Nasze wspólne powroty do domu, gdy irytowałeś mnie. Ja
groziłem ci dynamitem, a ty wszystko obracałeś w żart. Sprawiałeś, że się
uśmiechałem, choć myślałem, że tylko Tsunie się to uda.
Pamiętam, gdy kiedyś nie zaliczyłeś testu z matematyki.
Zaproponowałeś Tsunie wspólne uczenie się, a ja się wprosiłem. Wtedy patrzyłem
jeszcze tylko na niego. Dopiero po jakimś czasie zorientowałem się, kim dla mnie
jesteś ty. Zdziwiłem się, gdy robiliśmy te zadania. Myślałem, że skoro oblałeś,
to musisz być skończonym idiotą. Okazało
się jednak inaczej. Po prostu byłeś zbyt zajęty bejsbolem by się uczyć. To
wszystko. Podziwiałem cię za tę pasję. Ja takiej nie miałem. W porównaniu do twojego, moje życie wydawało
się szare i bezsensowne.
Pamiętam, że gdy rzuciłem
dynamitami, podczas walki z Dziesiątym, ty stałeś obok i się śmiałeś.
Miałeś to wszystko za zabawę. I nadal masz. Zresztą… nie dziwię ci się. Co nie
zmienia faktu, że byłeś idiotą.
Pamiętam nasze wspólne posiłki na dachu szkoły. Najpierw
jadłem tam tylko z Tsuną. Potem wepchnąłeś się ty. Kolejna okazja, by z tobą
poprzebywać, choć nigdy nie dałem ci tego po sobie poznać, prawda? Po kilku
namowach ci uległem. Zamieniliśmy się śniadaniami. Ja chciałem swoje wyrzucić.
Jak zwykle. Przecież to Bianchi je zrobiła, a ja przysiągłem, że nigdy nie zjem
tego, co ona ugotuje. Ty zabrałeś mi moje śniadanie i wcisnąłeś swoje. A ja
nawet ci nie podziękowałem.
Pamiętam, gdy Tsuna leżał nieprzytomny w pokoju. Jak
zwykle zadziałałem pochopnie i zaatakowałem Hibariego. A ty? Dołączyłeś. Chcę
wierzyć, że zrobiłeś to ze względu na mnie. Chcę wierzyć, mimo iż wiem, że to
bezpodstawna wiara. Wierzyć, że zirytowałeś się, gdy Hibari mnie pokonał. Gdy leżałem
obolały, oparty plecami o kanapę, a ty walczyłeś za nas dwóch. Ale też
przegrałeś. Choć kibicowałem ci w duchu, przegrałeś. Do dziś pamiętam tego
kopniaka w twój bok. Przez niego przegrałeś. Przepraszam. Przepraszam, że
zemdlałem. Przepraszam, że byłem słaby.
Pamiętam nasze ciągłe docinki. Po obu stronach. Mimo
wszystko byłeś tym bejsbolowym idiotą, nie?
Pamiętam to wszystko, choć ty pewnie zapomniałeś. A ja
nie zamierzam ci przypominać. Nie chcę cię stracić. Wolę mieć kumpla, niż nic.
Lekcje minęły mi spokojnie. I tak nic na nich nie robiłem. Można powiedzieć, że
moja obecność była czysto dekoracyjna. Potem znów śniadanie na dachu. Gdy siedzieliśmy
w trójkę, oznajmiłem:
- Dziesiąty… dziś są moje urodziny. Robię imprezę.
Wpadniecie?
Zgodziliście się od razu. Bardzo chętnie. Uśmiechnąłem
się. Rozstaliśmy się w dobrych humorach. Spotkaliśmy się dopiero wieczorem, gdy
do mnie przyszliście. Doczepiła się do was Haru i Kyoko. Oczywiście cała ta
wkurzająca zgraja też. Od Reborna zaczynając po Lambo kończąc. Wpuściłem was.
Byliśmy sami. W ruch poszła muzyka, jakieś niezdrowe żarcie i oczywiście
alkohol. Gdy byliśmy już mocno wstawieni, usiadłem obok ciebie. Objąłem cię
ramieniem i z głupim wyszczerzem na twarzy stwierdziłem.
- Wiesz co, bejsbolowy idioto? Kocham cię, jak nikogo
wcześniej. I każdego dnia coraz bardziej.
Kilka razy przerywałem, albo odzywała się czkawka.
Naprawdę sporo wypiłem, a moje zarumienione policzki chyba były tego najlepszym
dowodem. Ty tylko uśmiechnąłeś się… smutno? I odsunąłeś ode mnie. Reszty
imprezy nawet nie pamiętam. Cóż… stało się. Obudziłem się dopiero w południe.
Byłem sam. Pewnie rozeszliście się po domach. Ja zaś miałem koszmarnego kaca. I
powoli docierało do mnie, co wczoraj zrobiłem. Przez najbliższy tydzień nie pokazywałem
się w szkole. Przyszedłem, gdy Tsuna powiedział mi o twoim meczu. Chciałem
zobaczyć twoją reakcję. Obserwowałem całą rozgrywkę. Oczywiście… wszyscy
zwrócili na mnie uwagę. Tylko nie ty. I to mnie w sumie najbardziej zabolało.
Tak mi się przynajmniej wydawało. Potem dowiedziałem się, że patrzyłeś na mnie
kątem oka. Stałem oparty o barierkę. Zaraz po meczu podszedłeś do mnie.
Mieliśmy twarze na tej samej wysokości. A między nami zapadła niezręczna cisza,
którą ty przerwałeś.
- Czemu cię nie było w szkole?
Wzruszyłem ramionami. Co miałem ci powiedzieć? Że nie przyszedłem, bo unikałem cię jak ognia?
Bo po pijaku wyznałem prawdę? Spojrzałeś na mnie, ale jakoś tak… inaczej. I
znów ta krępująca cisza. I znów to ty ją przerwałeś.
- Wiesz… to co powiedziałeś… - zacząłeś niepewnie. – To było
prawdziwe?
- Masz na myśli to, że powiedziałem, że cię kocham? –
spytałem.
Zabrzmiałem bardziej wrogo niż chciałem. Ale to nawet
lepiej.
- Tak – spojrzał na mnie zdziwiony moim nagłym wybuchem.
Ponownie wzruszyłem ramionami. To dało mi trochę czasu.
- Zapomnij o tym. Po prostu byłem pijany.
Nie spodziewałem się, że kłamstwo tak gładko przejdzie mi
przez usta. Zwłaszcza to kłamstwo.
- Szkoda – odparłeś z uśmiechem.
A potem zrobiłeś coś, czego się nie spodziewałem.
Złożyłeś na moich ustach krótki i delikatny pocałunek. Równie szybko się
odsunąłeś i z błyskiem w oku stwierdziłeś.
- To szkoda, bo też cię kocham.
Potem, śmiejąc się, odbiegłeś w stronę przebieralni. Z
szerokim uśmiechem wrzasnąłem.
- Bejsbolowy idiota!
I pokazałem ci środkowy palec. Mimo to zaczekałem na
ciebie. I tak już miało zostać. Nasza nowa wspólna rutyna.
Pomysł ciekawy. Już się tu myślało, że będzie to jakaś tragiczna miłość, a tu taki zaskok. Po raz pierwszy przeczytałam YamaGoku całe, nie mając odruchów wymiotnych, więc możesz byc z siebie dumna.
OdpowiedzUsuńDzień dobry c;
OdpowiedzUsuńJestem tu nowa to pierwszy fick Twojego autorstwa jaki czytam, mam zamiar przeczytać resztę i też skomentować (w miarę możliwości i chęci, a jestem bardzo leniwa ^^")
Na sam początek masz ode mnie wielki + za YamaGoku. Tak mało ich w internetach, a ja tak strasznie ich kocham, smutne ;-;
Dobrze się czytało c; myślałam, że będzie jakaś tragedia, a tu miły happy endzik z buzi ^^. Uwielbiam tsunderowate reakcje ^w^
Podobało mi się i strasznie się cieszę, że w końcu trafiłam na shot z tym paringiem.
Pozdrawiam i Weny życzę C;