poniedziałek, 18 marca 2013

Vocaloidy (Miku x Kaito - Part 8)


Kolejna część nadciąga xD
To już przedostatnia i tym razem krótka ;c
Niemniej jednak miłego czytania i komentujcie, czy wam się podoba xD
Enjoy

- Chcą mnie, a nie nas – odparła cicho, chowając twarz w zagłębieniu na jego szyi.
Chłopak zaśmiał się cicho i zaczął delikatnie gładzić ją po włosach.
- Cieszę się, wiesz? Jedyne czego ja chciałem, to by tobie się udało. Zawsze będę stał po twojej stronie i ci pomagał. Poza tym, to było twoje marzenie. Ja tylko pomagałem ci je spełnić.
Hatsune uśmiechnęła się lekko. No tak, mogła się tego spodziewać. Niemal natychmiast jednak posmutniała. Kaito czekał, aż sama mu powie. Co zresztą wkrótce zrobiła.
- Co do jutrzejszego meczu… zaczyna się o 17.30 tak?
- Tak – odparł niepewnie chłopak.
Kaito patrzył w ścianę, opierając podbródek o głowę Miku. Bał się spojrzeć jej w oczy. Poza tym, chyba przeczuwał, do czego to zmierza. Miał jednak nadzieję, że się mylił. Cóż, nadzieja matką głupich, nieprawdaż?
- Wytwórnia chce żebym się u nich stawiła o 16.30.
Kaito nie dał nic po sobie poznać. Tylko jego oczy wyrażały ból. Oczy, których Hatsune w tym momencie nie widziała. Odezwał się sztucznie spokojnym tonem.
- Nie szkodzi. To twoje marzenie, a to tylko głupi mecz.
Choć Kaito tego nie wiedział, Miku wyczuła tę sztuczność. Odsunęła się od niego i pocałowała go w policzek.
- Dobranoc –powiedziała cicho.
Podjęła już decyzję. Z opuszczoną głową skierowała się do swojego pokoju. Kaito chciał ją zatrzymać, ale i tak nie wiedziałby, co powiedzieć, lub co zrobić. Poszedł do salonu wyładować swoją złość i irytację na niczego winnej konsoli. Z jednej strony chciał, by marzenie Miku się spełniło. Z drugiej jednak, nie wyobrażał sobie meczu bez niej. Nawet gdy była chora, to prawie z czterdziesto stopniową gorączką przyszła na jego mecz. Inna sprawa, że potem zasłabła i martwił się o nią, gdy karetka pędziła z nimi do szpitala. Nie chciał by musiała wybierać. Dlatego też, postanowił się wycofać. Z bólem myślał, że wie, co ona wybierze. Następny dzień minął im gorzej niż zazwyczaj. Miku uśmiechała się cały czas, choć była nieco smutna. A on, mimo chęci, chodził przybity i przygnębiony. Wszyscy uciekali mu z drogi szybciej niż zazwyczaj. Ich lekcje minęły w miarę spokojnie. O 15 Miku podeszła do niego. Nie wyjaśniła niczego, zwłaszcza tego, co zamierza. Pożegnała się tylko i pocałowała go w policzek. Wyszła radośnie. Tak, by nikt tego nie zauważył, zostawiła torbę w szkole. Najszybciej jak mogła, pobiegła do wytwórni. Dobiegła tam w godzinę. Zdyszana dopadła pomieszczenia, w którym znajdowali się dźwiękowcy. Przywitali ją ciepło.
- Jesteś trochę za wcześnie, ale to nic. Zaczniemy teraz.
Miku oparła dłonie na udach i próbowała złapać oddech. Spojrzała na nich przepraszająco i pokręciła przecząco głową.
- Bardzo przepraszam. To nie tak, że mi na tym nie zależy. Wręcz przeciwnie. To moje największe marzenie. Ale jest ktoś, na kim zależy mi bardziej niż na tym i wolę być teraz tam z nim.
Ukłoniła się i odwróciła z zamiarem wyjścia. Zatrzymał ją roześmiany głos producentów.
- Chodzi o tego chłopaka, który był z tobą, tak? – spytał jeden z nich.
- Tak – odparła zaskoczona Miku.
- To dobrze, że masz kogoś takiego – stwierdził inny. – Przyjdź jutro zaraz po szkole. Wtedy zaczniemy.
Hatsune spojrzała na nich z nieskrywaną radością.
- Dziękuję! – krzyknęła uradowana.
Gdy już stała w drzwiach, jeden z obecnych odezwał się.
- Chłopak ma szczęście, że ma ciebie. Zaryzykowałaś dla niego swoje marzenie. Mam nadzieję, że on to doceni. Jeśli nie, to jest skończonym idiotą.
Miku uśmiechnęła się do nich i wybiegła ze studia.

Kaito siedział pod przebieralnią. Reszta drużyny rozeszła się po lekcjach do domów. On miał jednak zbyt daleko, więc został w szkole. Wkrótce, bo koło 17, zebrali się wszyscy oprócz kapitana, Lena. Drużyna zamartwiała się, ale weszli na boisko się rozgrzać. Kaito przez cały czas był rozkojarzony. To wszystko dlatego, że na hali nie było Miku. Do samego końca miał nadzieję, że jednak przyjdzie. W sercu bolało go, że wybrała marzenie a nie jego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz