sobota, 1 lutego 2014

Niestety po raz pierwszy, niestety po raz drugi

Szatanie... Dawno nic nie wrzucałam. Przepraszam. I za ten rozdział, który teraz wrzucę też przepraszam :D I w sumie... Za śladowe ilości Shizu-chana też powinnam przeprosić :D
Wyszło słabo, ale cóż :)
Miłego czytania :)

Masaomi zamarł w pół drogi. Przez jego umysł przetoczyła się myśl, że Orihara żartuje i że za moment będą się z tego śmiać. Za chwilę wybuchnie śmiechem lub po prostu się uśmiechnie. Już za chwileczkę…
Ale nic takiego nie nastąpiło. Izaya patrzył na niego zimnym, bezwzględnym wzrokiem. I czekał na odpowiedź. Jednakże Kida nie był w stanie mu jej udzielić. Tylko otwierał i zamykał usta niczym ryba wyjęta z wody. A oschłe zachowanie mendy nie pomagało mu w najmniejszym stopniu. Czuł, że jego serce rozpada się na kawałeczki. Co z ich obietnicą? Przecież mieli zadbać nawzajem o te cholerne narządy pompujące krew.
Masaomi ukrył uczucia pod maską. Patrząc na Izayę nauczył się, jak to robić. Pamiętając o śmierci Saki i innych przykrych sytuacjach – miał już doświadczenie.
- Nazywam się Kida Masaomi – powiedział cicho.
Chciał powiedzieć to pewnym, ciepłym głosem, ale bał się, że ten zdrajca zadrży przy wypowiadaniu tak prostych słów. Cały jego wysiłek nie zrobił jednak na Oriharze najmniejszego wrażenia.
- Czego ode mnie chcesz? – padło kolejne pytanie.
Czy Izaya nie widział, że te oschłe słowa uderzają w serce blondyna, raniąc je, czy też nie chciał tego zobaczyć, czy może widział, ale ignorował. Która z tych trzech opcji była poprawna wiedział tylko on. I tak najwyraźniej miało pozostać.
A zadane przez niego pytanie miało pozostać bez odpowiedzi.
Kida tylko uśmiechnął się smutno i odwróciwszy się na pięcie – wyszedł. Minął bez słowa uprzejmą pielęgniarkę, w duchu przeklinając ją, że pozwoliła mu zostać. Wiedział doskonale, że gdyby go wyrzuciła i gdyby usłyszał te słowa  jutro to zareagowałby dokładnie tak samo. Wiedział, że nie powinien jej obwiniać. Jak mogła to niby przewidzieć? Ale schował tę wiedzę głęboko za ścianą ze zranionych uczuć.
Masaomi skierował się prosto do swojego domu. Zamknął delikatnie drzwi i rzucił się na łóżko. Facet nie powinien płakać. To nie było „męskie” ani „cool”. To nie było w jego stylu. Ale blondyn czuł, że jeśli teraz powstrzyma łzy to tylko dłużej będzie zbierał szczątki samego siebie do kupy.
Chłopak obiecał sobie, że tak słaby będzie tylko tego wieczora. Że jutro odpuści sobie szkołę by nikt nie widział go w takim stanie, ale że zdąży ochłonąć ze emocji. Tego wieczora obiecał sobie wiele rzeczy. I mimo tych obietnic nie ruszał się z domu przez najbliższy tydzień. Jego życie ograniczyło się do spania, płakania, rozpamiętywania dawnych sytuacji i tak prozaicznych rzeczy jak jedzenie, czy załatwianie potrzeb fizjologicznych od czasu do czasu.

Izaya leżał zdziwiony zachowaniem nieznajomego. Doskonale widział, jak każde jego pytanie go rani. Ale przecież o to chodzi – słowa to broń, która jest silniejsza od ostrza. Tyle razy wypróbował to stwierdzenie na ludziach, których tak kochał, że mógł za to ręczyć głową. No może ręką. Głowa mu się jeszcze przyda.
Tylko, że takie pytania powinno się odpowiednio ukierunkować. Zadać we właściwy sposób. A on zapytał o najprostsze rzeczy – od tak, zorientowanie się w otoczeniu. Jeden z jego wielu nawyków. Nie rozumiał tego chłopaka. Gdzieś na granicy świadomości pałętała mu się informacja, czy może bardziej przeczucie, że powinien go pamiętać.
Westchnął jednak cicho. Przecież nie zaszantażuje własnej pamięci. Nie może nic zrobić, nieważne, jak mocno by tego chciał.
Jego spojrzenie padło na szafkę nocną, ustawioną przy szpitalnym łóżku. Swoją drogą przez myśl przeszło mu pytanie, dlaczego znowu jest w szpitalu? Zignorował je jednak i sięgnął po sprężynowy nożyk i telefon.
Otworzył nożyk i przyjrzał się ostrzu. Jego widok i chłodna w dotyku stal zawsze go uspokajały i pomagały pozbyć się zbędnych myśli. Po paru minutach zamknął go z uśmieszkiem i schował pod poduszkę. W razie niebezpieczeństwa wolał go mieć jak najbliżej.
Zerknął na wyświetlacz telefonu i zamarł. Na tapecie ustawione miał zdjęcie. Niby nic specjalnego, ale czuł, że ziemia ucieka mu spod nóg. Na tym zwyczajnym zdjęciu uwiecznił siebie i jego. Blondyn przytulał go od tyłu, kładąc mu na ramieniu podbródek. A jemu, Izayi, nie przeszkadzało to w najmniejszym stopniu. Ba! Podobało mu się to. Obaj byli uśmiechnięci.
Orihara już zrozumiał zachowanie tego chłopaka. Już wiedział, dlaczego go skrzywdził choć tego nie chciał. Obiecał sobie, że jeśli blondyn przyjdzie jutro to wszystko mu wytłumaczy – zapyta spokojnie, naprawi. Pierwszy raz w życiu tak się czuł.
Odłożył telefon obok nożyka i bezwiednie dotknął wisiorka, który miał na szyi. W takiej pozycji zapadł w niespokojny i urywany sen powtarzany raz po raz, niby film puszczony z zacinającej się płyty.
Dopiero, gdy nad ranem zbudził się, uświadomił sobie, co mu się w nocy śniło. Ta sytuacja na dachu. Tam też był blondyn. Ale nie ten sam niestety.

Drugim „niestety” tego poranka był fakt, że blondynem, którego ujrzał przy swoim łóżku nie był chłopak z wieczoru, ale ten ze snu.

3 komentarze:

  1. Wee robi się coraz ciekawiej. :3 Chcę następną część jak najszybciej C: Ciekawe jak potoczy się ich rozmowa. Wybaczam za małostkowa rolę Shizusia w tym rozdziale, mając nadzieję, że w następnym będzie go więcej. Momentami myślałam, że Kidzie coś odwali i samobója walnie, uznając, że nie ma szansy, by przywrócić jego dawnego Izaye, ale niestety się myliłam q.q Ja chce by wreszcie z Shizusiem był q.q

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne~! Czytam tak te twoje opowiadania i jeszcze nigdy nie dodalam kometarza ;-; Wiec teraz pisze i proszeeeeee pisz dalej T^T Haloo to takie wciagajace ze nie moge sie doczekac dalszej czesc :c Weny zycze i pozdrawiam Xenia~

    OdpowiedzUsuń
  3. Będzie może kolejna część tego cudeńka, czy lepiej porzucić nadzieję~?

    OdpowiedzUsuń