niedziela, 2 czerwca 2013

END - Jestem nieodpowiedzialnym idiotą, który Cię kocha

I end GaLe ;c
Tylko cztery posty ;_;

Istnieją legendy, a może raczej pogłoski, w które zakochani chcą wierzyć. Mówią one, iż jeśli jednemu z zakochanych stanie się krzywda, drugie to poczuje. Ale to tylko kłamstwo. Tak mówią nastolatki pragnące wiecznej i jedynej miłości. Levy siedziała w bibliotece do południa. Zupełnie straciła poczucie czasu. Dopiero przemiła bibliotekarka zwróciła jej uwagę na godzinę. McGarden musiała to przyznać sama przed sobą. Nie znalazła niczego. Bynajmniej niczego pomocnego. Odstawiła tomy na półki i wypożyczyła kilka powieści przygodowych do domu. Uśmiechnięta wróciła do mieszkania.
- Wróciłam! – krzyknęła od progu.
Gdy nie usłyszała odpowiedzi, zmartwiła się. Przemknęła przez salon, sypialnię. Dopiero, gdy dotarła do kuchni, książki wypadły jej z ręki i głucho uderzyły o podłogę. Gajeel leżał nieprzytomny na podłodze. Levy uspokoiła się. Wprawdzie nie wiedziała co robić, bo o tym też nie przeczytała, a nie chciała wzywać Wendy. Skierowała się do łazienki i chwyciła jeden z białych ręczników. Zmoczyła go w zimnej wodzie. Z takim okładem wróciła do Redfoxa. Uklęknęła przy nim i położyła sobie jego głowę na kolanach. Była delikatna i słaba. Wiedziała to. Wszyscy to wiedzieli. Ale dla czarnowłosego starała się być nad wyraz łagodna. Przyłożyła prowizoryczny okład do jego głowy. Widać było krew. Levy domyśliła się, że chłopak uderzył się w głowę, by przywrócić sobie pamięć. Przy okazji nabił sobie niezłego guza i rozciął skórę.
- Idiota – mruknęła.
Sama jednak zdawała sobie sprawę, że nie powiedziała tego jako zniewagi. Zabrzmiała raczej ciepło i czule. Delikatnie i niemal machinalnie zaczęła gładzić jego czarne włosy. Trwali tak do wieczora. Dopiero wtedy Redfox odzyskał przytomność. Czarnowłosy z zaskoczeniem stwierdził, że ma na czole coś zimnego. No i że ktoś go delikatnie głaszcze. I był pewien, że wszędzie poznałby tę drobną dłoń. O dziwo, było mu przyjemnie. Dlatego dopiero po chwili otworzył oczy. Uśmiechnął się lekko.
- Levy? – spytał.
Dziewczyna spojrzała na niego, jakby próbowała odczytać jego emocje z jego twarzy. Potem jednak przestała go głaskać i założyła ramiona piersiach. Odwróciła także głowę. Czyli zrobiła wszystko, żeby pokazać mu, że jest obrażona. Gajeel tylko szerzej się uśmiechnął.
- Nie gniewaj się – poprosił.
McGarden prychnęła.
- Wiesz jak się martwiłam? Jesteś nieodpowiedzialnym idiotą!
Normalnie Smoczy Zabójca wszcząłby długą kłótnię. Teraz jednak tylko usiadł. Skrzywił się lekko, czując ból głowy. Bądź co bądź, uderzył się dość mocno. Levy zerknęła na niego zmartwiona. On jednak tylko odwrócił się i mocno ją przytulił. Po krótkiej chwili wzbraniania się, dziewczyna oddała uścisk.
- Jestem nieodpowiedzialnym idiotą, który cię kocha – uzupełnił Gajeel.
Levy w tamtym momencie cieszyła się z trzech rzeczy. Po pierwsze, że chłopak odzyskał pamięć. Po drugie, że wyznał jej miłość. A po trzecie? Że właśnie byli przytuleni i on nie mógł zobaczyć jej twarzy, na której wykwitł rumieniec. Po dłuższej chwili wstali. Szybko zjedli kolację. Po niej czarnowłosy usiadł w ulubionym fotelu Levy. Przyciągnął do siebie McGarden i posadził sobie na kolanach. Dziewczyna oparła się plecami o jego klatkę, a on położył podbródek na jej głowie. Do tego objął ją ramionami. Redfox chwycił najbliższą książkę ze stolika, a w drugą dłoń – okulary Levy. Dziewczyna, oburzona, podniosła podbródek, by spojrzeć mu w oczy i  zabrać swoje rzeczy. Jednak chłopak inaczej wykorzystał tę sytuację. Pocałował ją delikatnie i prosto w usta. McGarden natychmiast opuściła głowę, by nie pokazać mu, że się zarumieniła. Dopiero wtedy Gajeel oddał jej rzeczy i ponownie przytulił. Dziewczyna z uśmiechem zaczęła czytać na głos, a już po  chwili usłyszała miarowy i spokojny oddech Smoczego Zabójcy. Odłożyła więc tom i również zasnęła w jego ramionach. Na wpół sennie powiedziała jeszcze:
- Też cię kocham Gajeel.
Na to, on tylko mocniej ją objął, a jego twarz rozjaśniła się w uśmiechu. Pocałował ją lekko w czubek głowy na dobranoc. I tak oboje zasnęli. Pasowali do siebie idealnie, choć przecież byli niemal swoimi kontrastami.
On duży i silny. Ona delikatna i krucha.
On wolał rozwiązania siłowe, ona umysłowe.
On lubił, gdy ona mu czytała, ona lubiła mu czytać.

On kochał ją, a ona jego.

6 komentarzy:

  1. Piękne *.* cała seria jest boska :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Omg swietn pomysl. Kocham jk piszesz !

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże, zajebiste <3 kocham całą serię *o* a najbardziej uwielbiam GaLevy <3 kocham, kocham, kocham <3 ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniałe <3 Szkoda że tak krótkie.... :'(

    OdpowiedzUsuń
  5. ;___; Czemu tak krótko !!! Bosko piszesz <3 Ja chcę więcej... To moja ulubiona parka ! Sama o nich piszę <3 Polecam ----> http://gajeell-levy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. To było przesłodkie!! Do tego wspaniale piszesz! Szkoda, że tak krótko.

    OdpowiedzUsuń