czwartek, 20 czerwca 2013

Twoja miłość jest chora

 Dziękuję Guitarist i Akemi Hiruki za komentarze c: Oraz Berieal i Fatill za gadanie na gg, które mnie zmotywowało XD

Rika patrzyła na piękny, leśny widok, który ją otaczał. Lubiła to miejsce. Tu było tak… spokojnie. Uwielbiała miasto. W nim zawsze doskonale ukrywało się psychiczną naturę ludzi.  Ale tu? Drzewa szumiały cicho, jakby wypominając jej, co zrobiła.

Sonohara spojrzała na niego nadzwyczaj twardo.
- Nie.
- Jak wolisz – mruknął. Ani troszeczkę nie zawiedziony. Spodziewał się takiej odpowiedzi. – Może znacie już swoje tajemnice, ale nadal jesteście moimi pionkami. Nigdy o tym nie zapominajcie.

Dziewczyna wstała i otrzepała sukienkę z niewielkich pyłków, które osiadły na jej ubraniu. Skierowała się prosto do świątyni. Shizuo w tym czasie, dalej siedział w domu, próbując odepchnąć niechciane myśli. Robił wszystko, co mógł, ale one i tak powracały. A on nie do końca wiedział dlaczego. Może dlatego, że sam fakt, iż Orihara martwił się o kogoś, pozostawał poza jego zdolnością pojmowania?

Izaya uśmiechnął się najbardziej podle, jak tylko potrafił. Tanecznym i radosnym krokiem wyszedł z lokalu. A po co? Otóż rozpoczął poszukiwania pewnego agresywnego blondyna. Niestety… dość szybko zorientował się, że go nie ma. Popatrzył na swoich kochanych ludzi i zaczął zastanawiać się, jak może zniszczyć im życia.

Rika weszła do głównego pomieszczenia w świątyni. Znajdował się tu piękny i olbrzymi posąg bóstwa. A co ważniejsze… różne narzędzia służące do tortur.  To był jej mały rytuał. Raz w tygodniu, wszystkie dokładnie czyściła, a codziennie sprawdzała, czy są na swoich miejscach. Bez tego nie mogłaby spokojnie zasnąć.

Orihara przeszukał kieszenie. Wolał być pewien swoich zapasów. Kilka żółtych chustek i telefon. To wystarczy. Przynajmniej jemu. Zaczepił pierwszego lepszego człowieka. Jego ofiarą okazała się nastoletnia dziewczyna. Nie wyróżniająca się z tłumu. Idealnie. Po krótkiej wymianie zdań, padło najważniejsze pytanie.
- Nie chciałabyś może dołączyć do gangu?

Rika z uśmiechem sprawdziła wszystkie narzędzia. Czy są wypolerowane i na swoich miejscach. Potem, z poczuciem spełnionego obowiązku, skierowała się z powrotem w stronę miasta. Za cel obrała dom Shizuo. Podskakiwała radośnie niemal całą drogę.

Dziewczyna zgodziła się nadzwyczaj łatwo. To nieco rozczarowało Izayę, ale cóż miał poradzić. To on ją wybrał. Razem z nią skierował się więc do apartamentowca, w którym mieściło się jego biuro. Orihara równie łatwo  zdobył inne ważne informacje. Dzisiejsi ludzie, żyjąc w ciągłym stresie i pośpiechu, zapominają o ich wartości… To nieco dołowało informatora. Jednakże dowiedział się tego, co chciał. Dziewczyna miała na imię Maka i bez wahania przyjęła wszystkie jego warunki. A Izaya? Izaya, jak na niego przystało, rozegrał to nadzwyczaj sprytnie.
- Żeby dostać się do gangu, musisz odbić jednej dziewczynie chłopaka. Oczywiście, symbol gangu dostaniesz już teraz, ale musisz to zrobić.
- Któryś konkretny?
Zaskoczyła go tym pytaniem. Wcześniej ocenił ją bardzo nisko, ale teraz jej notowania w jego oczach wzrosły. Jednak miał swój dar rozszyfrowywania ludzi. I dobrze wybrał ofiarę.
- Co powiesz na Kidę Masaomiego?

Rika rozmawiała z Shizuo na wszelkie możliwe tematy. Przy dziewczynce, potwór był nadzwyczaj otwarty. Można nawet powiedzieć, że łączyła ich silniejsza relacja niż braterska więź z Kasuką  i nienawiść do Izayi. Przyjaźń. Dziewczynka wyszła dopiero wieczorem. Ale przez ten krótki czas, bestia zapomniała o tym zdaniu. O słowach Izayi.

Maka poprosiła tylko o zdjęcie swojego przyszłego chłopaka i wyszła z budynku z przeolbrzymim bananem na ustach. Namie z półpiętra, nie odrywając się od roboty, zagadała do Izayi.
- Wiesz, że to przyjaciółka twoich sióstr?
- Skądś ją znałem – usłyszała w odpowiedzi.

Rika wróciła do domu. Uznała dzień za udany, więc szła uśmiechnięta. W tym samym czasie Heiwajima stwierdził, że chce się przewietrzyć. Wierzył, że mały spacer rozjaśni mu umysł.

Orihara lubił mieć pełną kontrolę nad sytuacją. Dlatego wysłał jednego z byłych pracowników Namie za Maką. Chciał zobaczyć, jak dziewczyna sobie radzi. Jednak sam informator nadal tylko patrzył na płaczące nad Shinjuku niemym deszczem niebo.

Shizuo włóczył się bez celu. Stawiał krok za krokiem. Byle dalej. Byle go gdzieś zaniosły. Jak najdalej od problemów. Jak najdalej od bólu i samotności. Jak najdalej od Izyai, o którym ostatnio zbyt często myślał. I jakoś nieszczególnie mu to przeszkadzało. Jedyne, co różniło ten spacer, od zwykłych spacerów bestyjki, był brak papierosa. Heiwajima zdawał sobie sprawę, że jeśli spróbowałby teraz zapalić, deszcz zgasiłby mu peta niemal natychmiast. Stanął na środku ulicy. Miasto wydawało się opuszczone. Niemal żadnej żywej duszy na ulicy. Wszyscy pochowani w cieplutkich, spokojnych, rodzinnych domach. Domu, jakiego Shizuo na dobrą sprawę nie miał. Owszem, miał swoje niewielkie mieszkanko, ale stanowczo nie chciał nazywać go domem. Dom to coś więcej. Dom to miejsce, gdzie jesteś szczęśliwy. Gdzie są wszyscy, których kochasz. Miejsce, gdzie mimo całego nieszczęścia świata, ty jesteś uśmiechnięty i czujesz się kochany. O tak… takiego domu Heiwajima nie posiadał. I wątpił by kiedykolwiek miało się to zmienić. W końcu, kto pokocha bestię?

Dziewczyna, którą wybrał Izaya,  radziła sobie nadzwyczaj dobrze. Z tego co wiedział, dzięki swoim oczom i uszom w całym mieście, ukrywała się i czekała na najlepszą chwilę. Orihara co rusz dostawał nowe informacje. Ta sprawa zaciekawiła go, choć z pozoru wydawała się taka nudna.

Shizuo przerwał rozmyślania. Zamachnął się dłonią, jakby chciał uderzyć w ścianę. Poczuł jednak tylko powietrze. No tak… w końcu stał na środku ulicy. Uniósł głowę do góry, a krople deszczu obmywały jego twarz. Jego myśli podążyły tym samym torem, co Izyai.
~ Niebo płacze. Ciekawe po kim? ~ pomyślał.

Orihara uwielbiał płaczące niebo. Niebo, które jako jedyne zdawało sobie sprawę z losu mieszkańców miasta. Każdego z osobna i wszystkich razem. Ale oni nie wiedzieli, że było to jego prywatne odczucie. Jego niebo. Westchnął ciężko. Przeciągnął się i wstał. Do zdziwionej Namie, powiedział;
- Idę do szpitala. Potem sam popatrzę na działania tej smarkuli. Jak coś, jestem pod telefonem.
I nim zdążyła go zatrzymać, wyszedł. Oboje wiedzieli, co znaczy „Jestem pod telefonem”. Mniej więcej tyle, iż jego komórka jest włączona, ale zadzwonienie w sprawie innej niż te najwyższej wagi, będą surowo karane.

Shizuo zdjął swoje przeciwsłoneczne okulary i pozwolił, by blond kosmyki przylepiły mu się do czoła. Naprawdę… to było relaksujące uczucie. W takich momentach rozumiał, czemu Orihara tak uwielbia deszcz.

W szpitalu nie zmieniło się nic. Stan jego siostry powoli się poprawiał. Zbyt wolno zdaniem Izayi, ale nie zamierzał przyspieszać kuracji. Założył kaptur na głowę i wyszedł na deszcz, który kochał nawet bardziej od ludzi. Zaczął tańczyć na ulicy. Potrącał niemal każdego, kto zdecydował się opuścić ciepłe mieszanko. Kierował się w oczywiste miejsce. Do Ikebukuro. I naprawdę uwielbiał deszcz.

Shizuo westchnął lekko i spokojnym krokiem znów zaczął przemierzać miasto. Podświadomie czuł, że jego spokój zostanie wkrótce zakłócony. Zupełnie, jakby w głowie miał radar wykrywający kleszcza.

 Izaya tym samym tanecznym krokiem, trafił do wybranej dzielnicy.

Chodził. Był niesamowicie spokojny, ale i znudzony. Na razie. No bo ile można na tego kleszcza czekać? No chyba, że się pomylił. Ale to nie wchodziło w grę.

Orihara od razu dostrzegł, swojego znienawidzonego blondyna, który zdawał się być… znudzony?
- Shizu- chan! – wrzasnął i pomachał mu ręką.
Na twarz wypłynął mu irytujący uśmiech.

Spojrzał na niego. A jednak się nie pomylił. Uśmiechnął się szeroko. I… szczerze?
- Izaaaaaaaaaaaaayaaaaaa – kuuuuuuun.
Jego krzyk rozniósł się po całym Ikebukuro.

- Mam nadzieję, że za mną nie tęskniłeś Shizu- chan! – odparł z szerszym uśmieszkiem.

- Chciałbyś mendo! Nie – odkrzyknął.
Tak naprawdę tęsknił… za ich bitwami. Za normalnym, według niego, życiem. Ale przecież się do tego nie przyzna.

- Och… Shizu- chan! Ranisz moje uczucia.
Uśmiech nie schodził mu z twarzy, gdy udawał, że omdlewa, jak nastolatka, której zaloty właśnie odrzucono.

- Uczucia? – Zaśmiał się głośno. – Ty masz takie coś?

- Może i jestem informatorem, ale jestem też człowiekiem. Zwykłym, szarym, nudnym człowiekiem.
Co jak co, ale dystans do siebie, to Izaya miał ogromny.  Potrafił śmiać się sam z siebie. Wiedział, że wszystko, oprócz zawodu, było kłamstwem. Przecież był bogiem, nie?

- Dla mnie jesteś co najwyżej robalem – mruknął blondyn w odpowiedzi.
Wiedział jednak, że Orihara to usłyszał mimo padającego deszczu.

- To takie urocze! – odparł. – Jesteś taki miły… to się raczej nie zdarza… Czyżbyś się zakochał Shizu – chan? Mnie możesz powiedzieć wszystko. Wiesz, że nikomu nie powiem – uśmiechnął się sam do siebie. – Przynajmniej dopóki ktoś nie wręczy mi wygórowanej kwoty za tą informację. No powiedz… Może to ta mała fioletowa wampirka?

Shizuo zaśmiał się.
- Co ty ciągle z tym zakochaniem? A może to ty się zakochałeś? Mnie możesz powiedzieć wszystko – stwierdził, przedrzeźniając go. – I wybacz, ale pedofilem nie jestem.
Rozejrzał się i wyrwał pobliski znak, którym w niego cisnął.

- Ehh zupełnie tracę o tobie dobre zdanie… robisz się nudny… taki przewidywalny… bestia nie powinna taka być! – udał oburzenie informator.

- Zniknij – powiedział spokojnie, zupełnie nie poruszony jego słowami. No, może poza tą „bestią”. Ale to go zawsze irytowało. I zawsze irytować będzie. To było pewne.

- Ojjojoj nie bądź taki spięty. Zresztą odpowiem na twoje pytanie. Czemu by nie?  Jak mógłbym się zakochać? Przecież ja kocham wszystkich ludzi w tym mieście. Ba! Na tym świecie. I jeśli gdzieś poza tym globem też są ludzie, to ich też kocham. Kocham ich tak bardzo, że aż mógłbym ich zniszczyć. - Spojrzał na wyświetlacz telefonu i przeczytał wiadomość od czujki. Coś się zaczynało dziać. Coś ciekawego. - A teraz wybacz, ale twój widok mnie nie cieszy, a mam szansę obserwować coś pięknego i godnego mojej uwagi. Do następnego Shizu- chan!
Po tych słowach odszedł, lekko podskakując.

- Twoja miłość jest chora – krzyknął, wpatrując się w jego plecy, nim ruszył w swoim kierunku.

- Moja miłość jest zbyt wielka, byś mógł ją zrozumieć bestyjko. A no tak… Zapomniałem. Przecież ty boisz się nawet pokochać!

Czuły punkt uderzony. Wybuchł złości za trzy… dwa… jeden…

6 komentarzy:

  1. Dzisiaj znalazłam jedno niedociągnięcie;P
    "-...musisz odbić jednemu chłopakowi dziewczynę." - a nie powinno być "odbić chłopaka jednej dziewczynie"? skoro to kierował do dziewczyny;) Wiem, że to mała bzdura, ale chciałaś żebym się czepiała;D Staram się;P żebyś już nie mówiła, że Cię okłamuję:D
    Cudny rozdział, wiedziałam, że Izaya znajdzie coś w ramach "rewanżu" za "pomoc";D A powiedzie się tej dziewczynie?
    Yay, Shizu-chan się stęsknił:D Kawaii XD
    Ej noo, a co będzie po "trzy...dwa...jeden..."?
    Czekam na next'a XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podobało :D
      I dzięki. Zaraz poprawię c:

      Usuń
  2. Yeee. Jak miło czytac coś co razem pisałyśmy i sobie przeżywac to po raz kolejny. Co będzie po trzy dwa jeden... nawet ja tego nie pamiętam D8 A Shizuo byłam XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej! Juz zaraz bede na biezaco! XD
    Musialam sie pochwalic xDDD

    OdpowiedzUsuń