Dziękuję Guitarist i Akemi Hiruki za komentarze c: Oraz Berieal i Fatill za gadanie na gg, które mnie zmotywowało XD
Rika patrzyła na piękny, leśny widok, który ją otaczał.
Lubiła to miejsce. Tu było tak… spokojnie. Uwielbiała miasto. W nim zawsze
doskonale ukrywało się psychiczną naturę ludzi.
Ale tu? Drzewa szumiały cicho, jakby wypominając jej, co zrobiła.
Sonohara spojrzała na niego nadzwyczaj twardo.
- Nie.
- Jak wolisz – mruknął. Ani troszeczkę nie zawiedziony.
Spodziewał się takiej odpowiedzi. – Może znacie już swoje tajemnice, ale nadal
jesteście moimi pionkami. Nigdy o tym nie zapominajcie.
Dziewczyna wstała i otrzepała sukienkę z niewielkich
pyłków, które osiadły na jej ubraniu. Skierowała się prosto do świątyni. Shizuo
w tym czasie, dalej siedział w domu, próbując odepchnąć niechciane myśli. Robił
wszystko, co mógł, ale one i tak powracały. A on nie do końca wiedział
dlaczego. Może dlatego, że sam fakt, iż Orihara martwił się o kogoś, pozostawał
poza jego zdolnością pojmowania?
Izaya uśmiechnął się najbardziej podle, jak tylko
potrafił. Tanecznym i radosnym krokiem wyszedł z lokalu. A po co? Otóż
rozpoczął poszukiwania pewnego agresywnego blondyna. Niestety… dość szybko
zorientował się, że go nie ma. Popatrzył na swoich kochanych ludzi i zaczął
zastanawiać się, jak może zniszczyć im życia.
Rika weszła do głównego pomieszczenia w świątyni.
Znajdował się tu piękny i olbrzymi posąg bóstwa. A co ważniejsze… różne
narzędzia służące do tortur. To był jej
mały rytuał. Raz w tygodniu, wszystkie dokładnie czyściła, a codziennie
sprawdzała, czy są na swoich miejscach. Bez tego nie mogłaby spokojnie zasnąć.
Orihara przeszukał kieszenie. Wolał być pewien swoich
zapasów. Kilka żółtych chustek i telefon. To wystarczy. Przynajmniej jemu.
Zaczepił pierwszego lepszego człowieka. Jego ofiarą okazała się nastoletnia
dziewczyna. Nie wyróżniająca się z tłumu. Idealnie. Po krótkiej wymianie zdań,
padło najważniejsze pytanie.
- Nie chciałabyś może dołączyć do gangu?
Rika z uśmiechem sprawdziła wszystkie narzędzia. Czy są
wypolerowane i na swoich miejscach. Potem, z poczuciem spełnionego obowiązku,
skierowała się z powrotem w stronę miasta. Za cel obrała dom Shizuo.
Podskakiwała radośnie niemal całą drogę.
Dziewczyna zgodziła się nadzwyczaj łatwo. To nieco
rozczarowało Izayę, ale cóż miał poradzić. To on ją wybrał. Razem z nią
skierował się więc do apartamentowca, w którym mieściło się jego biuro. Orihara
równie łatwo zdobył inne ważne
informacje. Dzisiejsi ludzie, żyjąc w ciągłym stresie i pośpiechu, zapominają o
ich wartości… To nieco dołowało informatora. Jednakże dowiedział się tego, co
chciał. Dziewczyna miała na imię Maka i bez wahania przyjęła wszystkie jego
warunki. A Izaya? Izaya, jak na niego przystało, rozegrał to nadzwyczaj
sprytnie.
- Żeby dostać się do gangu, musisz odbić jednej dziewczynie chłopaka. Oczywiście, symbol gangu dostaniesz już teraz, ale
musisz to zrobić.
- Któryś konkretny?
Zaskoczyła go tym pytaniem. Wcześniej ocenił ją bardzo
nisko, ale teraz jej notowania w jego oczach wzrosły. Jednak miał swój dar
rozszyfrowywania ludzi. I dobrze wybrał ofiarę.
- Co powiesz na Kidę Masaomiego?
Rika rozmawiała z Shizuo na wszelkie możliwe tematy. Przy
dziewczynce, potwór był nadzwyczaj otwarty. Można nawet powiedzieć, że łączyła
ich silniejsza relacja niż braterska więź z Kasuką i nienawiść do Izayi. Przyjaźń. Dziewczynka
wyszła dopiero wieczorem. Ale przez ten krótki czas, bestia zapomniała o tym
zdaniu. O słowach Izayi.
Maka poprosiła tylko o zdjęcie swojego przyszłego
chłopaka i wyszła z budynku z przeolbrzymim bananem na ustach. Namie z
półpiętra, nie odrywając się od roboty, zagadała do Izayi.
- Wiesz, że to przyjaciółka twoich sióstr?
- Skądś ją znałem – usłyszała w odpowiedzi.
Rika wróciła do domu. Uznała dzień za udany, więc szła
uśmiechnięta. W tym samym czasie Heiwajima stwierdził, że chce się
przewietrzyć. Wierzył, że mały spacer rozjaśni mu umysł.
Orihara lubił mieć pełną kontrolę nad sytuacją. Dlatego
wysłał jednego z byłych pracowników Namie za Maką. Chciał zobaczyć, jak
dziewczyna sobie radzi. Jednak sam informator nadal tylko patrzył na płaczące
nad Shinjuku niemym deszczem niebo.
Shizuo włóczył się bez celu. Stawiał krok za krokiem.
Byle dalej. Byle go gdzieś zaniosły. Jak najdalej od problemów. Jak najdalej od
bólu i samotności. Jak najdalej od Izyai, o którym ostatnio zbyt często myślał.
I jakoś nieszczególnie mu to przeszkadzało. Jedyne, co różniło ten spacer, od
zwykłych spacerów bestyjki, był brak papierosa. Heiwajima zdawał sobie sprawę,
że jeśli spróbowałby teraz zapalić, deszcz zgasiłby mu peta niemal natychmiast.
Stanął na środku ulicy. Miasto wydawało się opuszczone. Niemal żadnej żywej
duszy na ulicy. Wszyscy pochowani w cieplutkich, spokojnych, rodzinnych domach.
Domu, jakiego Shizuo na dobrą sprawę nie miał. Owszem, miał swoje niewielkie
mieszkanko, ale stanowczo nie chciał nazywać go domem. Dom to coś więcej. Dom
to miejsce, gdzie jesteś szczęśliwy. Gdzie są wszyscy, których kochasz.
Miejsce, gdzie mimo całego nieszczęścia świata, ty jesteś uśmiechnięty i
czujesz się kochany. O tak… takiego domu Heiwajima nie posiadał. I wątpił by
kiedykolwiek miało się to zmienić. W końcu, kto pokocha bestię?
Dziewczyna, którą wybrał Izaya, radziła sobie nadzwyczaj dobrze. Z tego co
wiedział, dzięki swoim oczom i uszom w całym mieście, ukrywała się i czekała na
najlepszą chwilę. Orihara co rusz dostawał nowe informacje. Ta sprawa
zaciekawiła go, choć z pozoru wydawała się taka nudna.
Shizuo przerwał rozmyślania. Zamachnął się dłonią, jakby
chciał uderzyć w ścianę. Poczuł jednak tylko powietrze. No tak… w końcu stał na
środku ulicy. Uniósł głowę do góry, a krople deszczu obmywały jego twarz. Jego
myśli podążyły tym samym torem, co Izyai.
~ Niebo płacze. Ciekawe po kim? ~ pomyślał.
Orihara uwielbiał płaczące niebo. Niebo, które jako
jedyne zdawało sobie sprawę z losu mieszkańców miasta. Każdego z osobna i
wszystkich razem. Ale oni nie wiedzieli, że było to jego prywatne odczucie. Jego
niebo. Westchnął ciężko. Przeciągnął się i wstał. Do zdziwionej Namie,
powiedział;
- Idę do szpitala. Potem sam popatrzę na działania tej
smarkuli. Jak coś, jestem pod telefonem.
I nim zdążyła go zatrzymać, wyszedł. Oboje wiedzieli, co
znaczy „Jestem pod telefonem”. Mniej więcej tyle, iż jego komórka jest
włączona, ale zadzwonienie w sprawie innej niż te najwyższej wagi, będą surowo
karane.
Shizuo zdjął swoje przeciwsłoneczne okulary i pozwolił,
by blond kosmyki przylepiły mu się do czoła. Naprawdę… to było relaksujące
uczucie. W takich momentach rozumiał, czemu Orihara tak uwielbia deszcz.
W szpitalu nie zmieniło się nic. Stan jego siostry powoli
się poprawiał. Zbyt wolno zdaniem Izayi, ale nie zamierzał przyspieszać
kuracji. Założył kaptur na głowę i wyszedł na deszcz, który kochał nawet
bardziej od ludzi. Zaczął tańczyć na ulicy. Potrącał niemal każdego, kto
zdecydował się opuścić ciepłe mieszanko. Kierował się w oczywiste miejsce. Do
Ikebukuro. I naprawdę uwielbiał deszcz.
Shizuo westchnął lekko i spokojnym krokiem znów zaczął
przemierzać miasto. Podświadomie czuł, że jego spokój zostanie wkrótce
zakłócony. Zupełnie, jakby w głowie miał radar wykrywający kleszcza.
Izaya tym samym
tanecznym krokiem, trafił do wybranej dzielnicy.
Chodził. Był niesamowicie spokojny, ale i znudzony. Na
razie. No bo ile można na tego kleszcza czekać? No chyba, że się pomylił. Ale
to nie wchodziło w grę.
Orihara od razu dostrzegł, swojego znienawidzonego
blondyna, który zdawał się być… znudzony?
- Shizu- chan! – wrzasnął i pomachał mu ręką.
Na twarz wypłynął mu irytujący uśmiech.
Spojrzał na niego. A jednak się nie pomylił. Uśmiechnął się
szeroko. I… szczerze?
- Izaaaaaaaaaaaaayaaaaaa – kuuuuuuun.
Jego krzyk rozniósł się po całym Ikebukuro.
- Mam nadzieję, że za mną nie tęskniłeś Shizu- chan! –
odparł z szerszym uśmieszkiem.
- Chciałbyś mendo! Nie – odkrzyknął.
Tak naprawdę tęsknił… za ich bitwami. Za normalnym,
według niego, życiem. Ale przecież się do tego nie przyzna.
- Och… Shizu- chan! Ranisz moje uczucia.
Uśmiech nie schodził mu z twarzy, gdy udawał, że omdlewa,
jak nastolatka, której zaloty właśnie odrzucono.
- Uczucia? – Zaśmiał się głośno. – Ty masz takie coś?
- Może i jestem informatorem, ale jestem też człowiekiem.
Zwykłym, szarym, nudnym człowiekiem.
Co jak co, ale dystans do siebie, to Izaya miał ogromny. Potrafił śmiać się sam z siebie. Wiedział, że
wszystko, oprócz zawodu, było kłamstwem. Przecież był bogiem, nie?
- Dla mnie jesteś co najwyżej robalem – mruknął blondyn w
odpowiedzi.
Wiedział jednak, że Orihara to usłyszał mimo padającego
deszczu.
- To takie urocze! – odparł. – Jesteś taki miły… to się
raczej nie zdarza… Czyżbyś się zakochał Shizu – chan? Mnie możesz powiedzieć
wszystko. Wiesz, że nikomu nie powiem – uśmiechnął się sam do siebie. – Przynajmniej
dopóki ktoś nie wręczy mi wygórowanej kwoty za tą informację. No powiedz… Może
to ta mała fioletowa wampirka?
Shizuo zaśmiał się.
- Co ty ciągle z tym zakochaniem? A może to ty się
zakochałeś? Mnie możesz powiedzieć wszystko – stwierdził, przedrzeźniając go. –
I wybacz, ale pedofilem nie jestem.
Rozejrzał się i wyrwał pobliski znak, którym w niego
cisnął.
- Ehh zupełnie tracę o tobie dobre zdanie… robisz się nudny…
taki przewidywalny… bestia nie powinna taka być! – udał oburzenie informator.
- Zniknij – powiedział spokojnie, zupełnie nie poruszony
jego słowami. No, może poza tą „bestią”. Ale to go zawsze irytowało. I zawsze
irytować będzie. To było pewne.
- Ojjojoj nie bądź
taki spięty. Zresztą odpowiem na twoje pytanie. Czemu by nie? Jak mógłbym się zakochać? Przecież ja kocham
wszystkich ludzi w tym mieście. Ba! Na tym świecie. I jeśli gdzieś poza tym
globem też są ludzie, to ich też kocham. Kocham ich tak bardzo, że aż mógłbym
ich zniszczyć. - Spojrzał na wyświetlacz telefonu i przeczytał wiadomość od
czujki. Coś się zaczynało dziać. Coś ciekawego. - A teraz wybacz, ale twój
widok mnie nie cieszy, a mam szansę obserwować coś pięknego i godnego mojej
uwagi. Do następnego Shizu- chan!
Po tych słowach odszedł, lekko podskakując.
- Twoja miłość
jest chora – krzyknął, wpatrując się w jego plecy, nim ruszył w swoim kierunku.
- Moja miłość
jest zbyt wielka, byś mógł ją zrozumieć bestyjko. A no tak… Zapomniałem.
Przecież ty boisz się nawet pokochać!
Czuły punkt
uderzony. Wybuchł złości za trzy… dwa… jeden…
Dzisiaj znalazłam jedno niedociągnięcie;P
OdpowiedzUsuń"-...musisz odbić jednemu chłopakowi dziewczynę." - a nie powinno być "odbić chłopaka jednej dziewczynie"? skoro to kierował do dziewczyny;) Wiem, że to mała bzdura, ale chciałaś żebym się czepiała;D Staram się;P żebyś już nie mówiła, że Cię okłamuję:D
Cudny rozdział, wiedziałam, że Izaya znajdzie coś w ramach "rewanżu" za "pomoc";D A powiedzie się tej dziewczynie?
Yay, Shizu-chan się stęsknił:D Kawaii XD
Ej noo, a co będzie po "trzy...dwa...jeden..."?
Czekam na next'a XD
Cieszę się, że się podobało :D
UsuńI dzięki. Zaraz poprawię c:
Yeee. Jak miło czytac coś co razem pisałyśmy i sobie przeżywac to po raz kolejny. Co będzie po trzy dwa jeden... nawet ja tego nie pamiętam D8 A Shizuo byłam XD
OdpowiedzUsuńRzeczywiście miło :D
UsuńByłam Izayą XDD <3
Bardzo. Wiem, wiem xDDD
UsuńJej! Juz zaraz bede na biezaco! XD
OdpowiedzUsuńMusialam sie pochwalic xDDD