wtorek, 16 lipca 2013

Jednak opłacało się tu dziś przyjść

Szatanie... odzyskałam neta i wrzucam spam z tym, co napisałam XD
Wgl... nad morzem jest tak nudno ;_;
Jest ktoś z was może w Kopalinie albo Lubiatowie? Bo nudzi mi się samej ;_; xD

Walczę z tobą najlepiej jak potrafię. Ale… nie umiem zadać ci większych ciosów. Nie chcę cie zranić. Mimo wszystko nadal cię kocham, jak nikogo wcześniej i nikogo później nie będę. Posiadłeś moje serce w posiadanie, choć nie zdajesz sobie z tego sprawy. Jednak ty walczysz na poważnie. Chyba naprawdę mnie nienawidzisz, a ból w twoich oczach jest spowodowany jedynie koniecznością patrzenia na mnie. Troszeczkę zniszczyliśmy nasze otoczenie. Nawet troszeczkę bardzo. Z najbliższych budynków zostały ruiny. Zastanawia mnie, jak długo będzie istnieć ta szkoła, ta wyspa. Atakujesz znów. Niepotrzebnie się rozproszyłem i tylko o milimetry udało mi się uniknąć uderzenia. Jesteś mocno zdyszany. Walczysz przecież żeby wygrać. Nie to co ja. Choć także jestem zmęczony, to na pewno nie tak bardzo, jak ty no i ja przede wszystkim nie zamierzam tego okazać. Atakujesz ja odpieram. Praktycznie nie wyprowadzam żadnych ataków. Jedynie takie, które mają cię rozproszyć. A mimo to wygrałem. Niespodziewanie zaprzestałeś walki. Spojrzałem na ciebie zdziwiony, ale ty całkowicie mnie zignorowałeś. Zapatrzyłeś się gdzieś w dal, a po twoim policzku spłynęła łza. Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałem podejść do ciebie i otrzeć tę łzę. A zamiast tego, stałem uśmiechnięty i bezbronny. I patrzyłem na ciebie, jak na wroga. Zobaczyłem, jak znika twój znak Czerwonych. Czyli Mikoto umarł. Choć nie byłem do niego przywiązany, odczułem maleńki cień żalu po jego śmierci. Był dobrym Królem. Zabrał mi ciebie, ale był najlepszym, co mogło się Czerwonym przytrafić. A samo zniknięcie znaku wyglądało pięknie. Czerwony proszek unoszący się na drobinkach powietrza, który rozpływa się w powietrzu i zostawia po sobie tylko chwilową i niemal niezauważalną jasność. Została po nim tylko blada blizna, której nigdy nie będziesz się wstydził. Nie wstydziłeś się także płaczu. Łzy spływały jedna po drugiej. Wiem, że nie powinienem tego widzieć. Jestem w końcu twoim wrogiem. Wtedy podniosłeś rękę i z uśmiechem krzyknąłeś:
- No blood. No bone. No ash!
Uśmiechnąłem się lekko i odwróciłem do ciebie plecami. Zatrzymałeś mnie.
- To jeszcze nie koniec walki.
Spojrzałem na ciebie z politowaniem.
- Twój Król umarł. Idź do Czerwonych. Skończymy to kiedy indziej. Może nawet porozmawiamy.
Wiem, że zabrzmiałem ostro. Nawet zbyt. Ale to właśnie powinieneś zrobić. Razem z nimi opłakiwać króla i wysłuchiwać tekstów Anny o „pięknej czerwieni, jaką ofiarował wam Mikoto”. Powinieneś być wszędzie indziej, tylko nie tu, ze mną. A jednak patrzyłeś na mnie z wrogością i bólem. Nawet jeśli łzy rozmywały ci wzrok, nie zamierzałeś przerwać walki. Walki, która była z góry przegrana. Ja miałem moc. Nadal należałem do Niebieskich. Ty już nie miałeś tej mocy. Odwróciłem się i przytuliłem cię mocno. Początkowo się wyrywałeś, ale wkrótce się poddałeś i rozpłakałeś jeszcze bardziej. Poczułem się, jak za dawnych lat. Gdy nie było jeszcze Czerwonych czy Niebieskich w naszych życiach. Kiedy byłem dla ciebie podporą i przyjacielem. Kimś, na kogo zawsze mogłeś liczyć. Trwaliśmy tak dość długo. Wiem, że wszyscy inni już zniknęli z wysypy. Zostaliśmy tylko my. Kiedy zapadł zmrok, my nadal tak staliśmy. Już dawno przestałeś płakać, ale nie odsuwałeś się. Jedną ręką uspokajająco gładziłem cię po włosach. W końcu odsunąłeś się ode mnie. I spróbowałeś przeszyć spojrzeniem, choć nie bardzo ci to wychodziło. Uśmiechnąłem się smutno.
- Dlaczego, niebieska małpo? – spytał cicho Yata.
Postanowiłem, że postawię wszystko na jedną kartę. Podszedłem i delikatnie pogładziłem cię po policzku.
- Bo mimo, że ty mnie nienawidzisz, ja cię kocham Misaki.
Spojrzałem po raz ostatni na twoją zszokowaną twarz. Uśmiechnąłem się i odwróciłem. Chciałem odejść. Nie chciałem słyszeć twojej odpowiedzi, pewny, że ją znam. Myślałem, że twoja odpowiedź mnie zaboli. Zamiast tego poczułem, jak ciągniesz mnie do tyłu za rękaw. Odwróciłem się. Pewnie chciałeś wyjaśnień. Nie robiłem sobie już nadziei. Uderzyłeś mnie. Przywaliłeś mi prawym sierpowym. I to dość mocno. Spojrzałem na ciebie zdziwiony. Znów płakałeś.
- Tak bardzo mnie kochasz, że odszedłeś do Niebieskich? Że mnie zostawiłeś małpo?
Krzyczałeś na mnie. Wylewałeś całą swoją frustrację, strach i ból. Wiem o tym. Znam cię aż za dobrze. A ja pozostałem spokojny.
- A co miałem zrobić? –spytałem. – Być jednym z was, z Czerwonych, i patrzeć, jak u twojego boku nie ma już dla mnie miejsca? Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak to boli Yata.
Po raz pierwszy tak się do niego zwróciłem. Dostrzegłem szok w jego oczach, a później rosnącą falę gniewu i niezrozumienia.
- Jak to nie ma?
Spojrzałem na niego smutno.
- To Mikoto je zajął. Oddalałem się od ciebie, aż w końcu odszedłem.
To zamknęło ci na chwilę buzię. Ale tylko na krótką chwilę. A przed oczami stanął mi obraz, który widziałem tyle razy. Ty odchodzący z Mikoto. Śmiałeś się. A ja chciałem biec za tobą, być przy tobie. Jednak jakaś część mnie, postanowiła mnie powstrzymać. I udało jej się.
- Idiota! Oczywiście, że kochałem Mikoto! Był naszym Królem! Ale ciebie też kochałem! Tylko zanim to sobie uświadomiłem, ty odszedłeś. Znienawidziłeś nas!
- Ehh kolory. Bez nich nie byłoby problemu. To ty znienawidziłeś mnie. Za moje odejście.
- Oczywiście, że tak! Zadałeś mi najgorszą z możliwych ran! Wbiłeś mi nóż w plecy, choć przyjaźniliśmy się! Co nie zmienia faktu, że za tobą tęskniłem. Że mi cię brakowało.

Uśmiechnąłem się szeroko i podszedłem do ciebie. Oparłem dłonie o twoje biodra, jednocześnie przyciągając cię do mnie. Pochyliłem się  i zamknąłem ci usta pocałunkiem, który odwzajemniłeś. Zarzuciłeś mi ręce na szyję i stanąłeś na palcach. Jednak opłacało się tu dziś przyjść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz