Boru najświętszy, ile to zajęło. Do wszystkich ludzi, którzy jeszcze to czytają - Shizaya będzie, ale będzie w przeszłości. Uświadomiłam sobie, że nie mogłabym złamać serca Kidzie ;c
Sporo
czasu minęło od wypadku, a świat kręcił się dalej jednocześnie spokojniejszy, a
jednak bardziej wzburzony pod powierzchnią. Stan Izayi powoli się poprawiał.
Dawało się już odczuć, że Orihara zaczyna sobie wszystko przypominać. Może nie
rzucał faktami z dawno zapomnianej przeszłości, ale charakter miał już prawie
swój. Przejawiało się to na różne sposoby. Denerwował się na siebie, że jak
skończony idiota brał udział w wypadku, choć prawdziwą wściekłość krył głęboko
pod tą maską – wściekłość o to, że wciąż w jego pamięci istnieje wiele białych
plam. Uśmiechał się z typowymi dla niego iskierkami w oczach, gdy Kururi
opowiadała mu o kolejnym dniu spędzonym w szkole i poza nią. Załamywał się i
denerwował, co przejawiało się głównie nerwowym zaciśnięciem powiek,
niekontrolowanymi ruchami brwią i niewielkiej, pulsującej żyłce na jego skroni,
gdy słyszał, jak blisko od wypadku znalazła się Mai. Znowu.
Czuł
w głębi serca, że je kochał. Uwielbiał, gdy przychodziły i zdawał sobie sprawę
z tego, że bardzo często zaniedbywały przez niego swoje życia, ale nie
wypominały mu tego. Zupełnie, jakby był dla nich całym światem. Nigdy ich o to
nie pytał. Nie chciał ich zranić. Wiedział o nich tylko to, co mu powiedziały i
miał nadzieję, że nic z tego nie okaże się kłamstwem, ale nie pamiętał ich.
Czasami przypominał sobie drobne urywki z przeszłości związane z nimi – śmiech,
promienie słońca, spadające liście. Wiedział, że to nie są powiązane ze sobą
obrazy, ale czuł, że są związane z tymi dwoma dziewczynami. Zbyt dobrze było mu
ze świadomością, że ktoś go kocha i akceptuje w pełni. Zwłaszcza, gdy nie
wiedział, czy kiedy sobie wszystko przypomni, zaakceptuje samego siebie.
Dowiedział
się o sobie wiele. To, że był informatorem. To, że był postrachem miasta. Nie
potrafił sobie tego wyobrazić. On? Postrachem miasta? Może i nie był zwykły
człowiekiem, ale żeby od razu aż tak? A jednak, gdy Mai opowiadała o jego
wyczynach, pościgach i manipulacjach, biegając dosłownie od ściany do ściany
pokoju i gestykulując nadzwyczaj żwawo z tym uroczym ogniem w oczach, Orihara
jej wierzył. Wierzył też, gdy czasami Kururi zamykała usta siostry pocałunkiem
tylko po to żeby wykorzystać dwie minuty ciszy żeby naprostować historię
opowiedzianą przez Mai.
Na
początku wszystko wydawało mu się dziwne, ale przywyknął już do nich. Tak, jak
przywyknął do widoku blondyna z jego snów. Chłopak nigdy nie wchodził do pokoju
Izayi. Czasami sterczał pod drzwiami, czasami nawet nie wchodził do budynku.
Przywyknął do kobiety w czarnym stroju i żółtym kasku, która czasami go odwiedzała
i porozumiewała się przez pisanie na telefonie. Przywyknął nawet do dziwnego
lekarza, który czasami zaglądał do niego, komentował jego zachowanie, pamięć i
zdrowie, co czasami niezmiernie Izayę irytowało. Istniały jedynie dwie rzeczy,
do których nie przywyknął – szpital sam w sobie oraz brak kontaktu z blondynem,
którego zdjęcie wciąż miał na tapecie. Nie potrafił się przełamać i go zmienić.
Czuł, że to nie byłoby właściwe.
-
Izuuuuuuuuuuuś – usłyszał tylko marudny głos Mai, która aktualnie stała na jego
łóżku z szeroko rozłożonymi rękoma. – W ogóle mnie nie słuchasz!
Orihara
wiedział, że kłamanie nie ma sensu, więc tylko przeprosił, uśmiechnął się jak
tylko mógł uroczo i obiecał, że już będzie słuchać. Po części mu się to udało.
Mai już nie przerwała i nie zwróciła mu uwagi. Raz tylko, gdy spojrzał w oczy
Kururi wiedział, że dziewczyna wie.
Długo
nie trzeba było czekać aż dziewczyna się zmęczy. Niedługo potem leżała wtulona
w bok Izayi z lekko rozchylonymi ustami. Spała spokojnie i pewnie miała miłe
sny. Przynajmniej taką Izaya miał nadzieję. W sali zapanowała cisza. Kururi
rzadko się odzywała. Była ostoją spokoju i miłości i akceptacji. Dopiero po
jakimś czasie spojrzała Izayi prosto w oczy i zapytała.
-
Brakuje Ci go?
Jej
wzrok uświadomił Oriharę, że wszelkie próby kłamstwa spełzną na niczym.
Dziewczyna czytała z niego, jak z otwartej księgi.
-
Nie wiem. Czuję, że tak i wiem dlaczego. Po prostu niczego z tego nie pamiętam.
-
Nas też nie pamiętasz, prawda? – kontynuowała cicho. Izaya spojrzał na nią
przerażony. Robił wszystko żeby się nie domyśliły. Wszystko, co mógł. – To nie
szkodzi Izuś. Naprawdę. My to wiemy. Ale wiemy też, że kiedyś sobie
przypomnisz. I że nie możesz teraz być sam. To zwykłe marnowanie czasu, który
można spędzić z bliskimi. Dlatego nie rozumiem Twojej decyzji bracie. Skoro
opowiedziałyśmy Ci o wszystkim, o czym wiedziałyśmy, o gangach, o Twojej pracy,
o naszym życiu, dlaczego nie chcesz żebyśmy opowiedziały Ci o nim?
Izaya
westchnął ciężko i spojrzał na śpiącą siostrę, wtuloną w jego bok. Trochę
bolało go leżenie w ten sposób, ale wiedział, ile radości sprawia to
dziewczynie i nie potrafił jej odmówić.
-
Chcę go sam poznać. To zbyt trudne do wyjaśnienia. Po prostu czuję, że jestem
mu to winien.
Kururi
westchnęła cicho i wyciągnęła telefon. Było późno i słońce chyliło się ku
zachodowi, jednak tę jedną sprawę chciała załatwić sama i to jak najszybciej.
-
Opiekuj się nią i nie pozwól jej wyjść dopóki nie wrócę. Pod żadnym pozorem –
ostrzegła brata i skierowała się do wyjścia. – Niedługo wrócę.
Dźwięk,
który wydał jej telefon świadczył o tym, że otrzymała odpowiedź na wysłaną
wcześniej do Celty wiadomość. A odpowiedź była oczywista.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz