Envy niezbyt myślał o tym co robi. Wrócił do swojego domu
i poczuł ogarniającą go pustkę. Pride jak i Lust byli w tak ciężkim stanie, że musieli
jechać do ojca na uzdrowienie. A to oznaczało, że nie będzie ich przez
najbliższe dwa tygodnie. Zielonowłosy położył się na łóżku. Jeszcze kilkanaście
godzin temu spał tu z głową na kolanach Edwarda. Ale teraz łóżko wydało mu się
niewygodne. Nie mógł znaleźć dobrej pozycji. Co mu w ogóle strzelił do łba,
żeby zaproponować mu przyjaźń? Od łzawszego nienawidził. Robił wszystko żeby go
zabić. Az drugiej strony, czemu ten kurdupel się zgodził? Homunkulus nie mógł
zasnąć męczony takimi myślami. Zorientował się, że naprawdę coś czuje. A
przecież nie powinien. Czuł się szczęśliwy, gdy Ed wyciągnął go z tej wody. I
potem gdy pomógł mu. A najbardziej, gdy rozmawiali na plaży. Ale przecież on,
Envy, w życiu mu tego nie okaże. To byłoby poniżej jego godności. Leżał dość
długo. Tępo wpatrywał się w sufit niemal modląc o sen, który w końcu nadszedł.
Edward
szedł zamyślony. Zastanawiał się nad tym, co Envy mu zaproponował. Czemu się
zgodził? Czy tylko dlatego, że miał dość walk? A może dlatego, że czuł, że może
powiedzieć mu wszystko? Sam nie wiedział. Uśmiechał się jednak. Fale delikatnie
rozbryzgiwały się o jego stopy. Obok niego szła Winry. Najpierw coś mu
nagadała, że jest nieodpowiedzialny, a potem, że nie musiał aż tak reagować.
Paplała praktycznie przez całą drogę do domu, ale Elric w ogóle jej nie
słuchał. Zaraz po przekroczeniu progu mieszkania odłożył buty i skierował się
pod prysznic. Wziął szybką kąpiel i wszedł do swojego pokoju. Zauważył, że na
jego łóżku zasnęła Winry. Nie miał ochoty dzielić z nią łóżka, więc zlazł na
dół i po znalezieniu koca, położył się na kanapie. Al spojrzał na niego
zdziwiony. Według młodszego brata Winry i Ed powinni być razem. Choć dziewczyna
tego nie mówiła głośno, kochała Stalowego. Ed też ją kochał tyle że jak siostrę. Zasnął bez problemów.
Envy wstał wcześniej niż zwykle. Zszedł na dół do kuchni.
Zrobił sobie szybko jakieś śniadanie i przeczytał karteczkę zostawioną na
stole.
~ Dziś masz wolne, możesz kogoś zabić jeśli chcesz, ale
nikogo ważnego.
Zjadł szybko i zaczął się
zastanawiać. To była kusząca propozycja. Nie mógł zabić nikogo ważnego… czyli
alchemicy odpadali. Ich rodziny też. Przypomniały mu się słowa Eda o znudzeniu
walkami. Westchnął ciężko. Stracił całą ochotę na zabawę. Ale niemal
natychmiast wpadł na nowy pomysł. Wyjrzał przez okno. Mimo wczesnej pory, wielu
ludzi przemierzało ulice. Envy wybrał jedną z przechodzących kobiet i się w nią
zmienił. Teraz wyglądał jak nastolatka z długimi, luźno puszczonymi blond
włosami i niebieskimi oczami. Uśmiechnął się psychopatycznie i wyszedł na
ulicę.
Ed wstał dość późno. Przebrał się w czyste rzeczy. Ubrany
podobnie do stroju jaki miał wieczorem, zarzucił sobie torbę na ramię i wyszedł
bez słowa. Nawet nie pofatygował się żeby obudzić Ala czy Winry. Usiadł na
fontannie. Wyjątkowo miał rozpuszczone włosy. Wolał nosić je związane, ale
zgubił gdzieś gumkę, a wzięcie innej oznaczało wejście do pokoju i spotkanie z
Winry. Delikatny wiatr rozwiewał więc jego złote włosy, gdy alchemik próbował
napisać jakiś sensowny raport z wczoraj. Cholerny pułkownik. Jakby sam nie mógł
tego zrobić. Ale cóż… uwielbiał uprzykrzać mu życie. Po przeciwnej stronie
fontanny usiadła śliczna blondynka, która patrzyła na niego dyskretnie. Ed
wyczuwał, że z nią jest coś nie tak, ale zignorował to próbując skupić się na
pisaniu. Nie długo dane było mu cieszyć się spokojem, gdyż po paru minutach w
okolicy znalazła się Graciel z małą Elicią. Dziewczynka przytuliła się do Eda i
usadowiła na jego kolanach. Chłopak próbował wstać by się przywitać, ale
kobieta tylko się uśmiechnęła i usiadła obok niego.
- Pułkownik znów męczy cię z raportem, co? – spytała
ciepło.
- Tak – odmruknął Elric.
Lubił Graciel i jej obecność zawsze poprawiała mu humor,
ale wizja raportu i pogadanki niezbyt mu się podobała. Kobieta wzięła od niego
długopis i kartkę. W ciągu kilku minut zapełniła cały papier drobnym pismem.
- Tak powinno być dobrze – stwierdziła z uśmiechem.
Elric nie wierzył własnym oczom. Raport był idealny. Z
szerokim uśmiechem odwrócił się do niej i lekko acz szybko ją przytulił.
- Dziękuję ci bardzo – powiedział.
Przy tak idealnym raporcie pułkownik mógł zapomnieć o
pogadance. Ten dzień zaczynał być coraz lepszy. Kobieta uśmiechnęła się do
niego.
- Wiem, że to niewielka pomoc, ale jednak. Przykro mi, że
tak spędziłeś urodziny – odparła.
- Oprócz
ciebie nikt nie pamiętał, że je miałem – zaśmiał się Elric – A gdyby pułkownik
się dowiedział, pewnie tylko dowaliłby mi roboty.
- Prawdopodobnie tak – również się uśmiechnęła – ale
nawet Al zapomniał? I Winry?
- Trochę mi
było przykro z tego powodu – Elric wyszczerzył się przeczesując palcami włosy –
ale to nic. Al pewnie był zajęty naszą durną misją, a Winry zbyt się o nas
martwiła, by pamiętać.
- Mimo
wszystko to niezbyt miłe z ich strony. Na szczęście ja coś przygotowałam –
uśmiechnęła się tajemniczo.
Ed spojrzał na nią zaciekawiony. Z toreb, które miała,
kobieta wyjęła babeczki własnej roboty i małą paczuszkę. Dała to wszystko
Stalowemu. Chłopak podziękował i podzielił się pysznościami z towarzyszkami.
Odpakował też prezent. W środku znajdowała się piękna, skórzana bransoletka.
- Jeśli ci
się nie podoba, nie musisz nosić. Nie wiedziałam co chciałbyś dostać na
urodziny, więc zrobiłam ci bransoletkę.
Ed natychmiast założył ją na
lewy nadgarstek i zapewnił, że bardzo mu się podoba. Potem jeszcze raz
podziękował za wszystko i pożegnawszy się, pobiegł do biura pułkownika.
Envy dotarł na placyk. Krążył wokół niego, gdy dostrzegł
Edwarda siedzącego na fontannie. Również na niej usiadł, tyle, że po przeciwnej
stronie. Patrzył na Stalowego. Wydawał się zirytowany tym, że musi napisać
raport. Z drugiej strony ciekawe jak on to napisze. Po jakimś czasie dołączyła
do niego nieznana Zazdrości kobieta z dzieckiem. Zaczęła rozmowę z blondynem,
której mimowolnie słuchał. Dowiedział się, że wczoraj Ed miał urodziny. Nie
wiedział czemu, ale zrobiło mu się głupio, że nawet nie złożył mu życzeń.
~ Idioto, przecież nawet nie wiedziałeś – skarcił się w
myślach.
Gdy tylko blondyn zniknął z pola widzenia, Envy zamienił
się w siebie. Nie miał na sobie tych ubrań co na misjach, lecz zwykłe dżinsy i
koszulkę z krótkim rękawem. Przeczesał palcami długie włosy i podszedł do
nieznajomej. Postanowił, że będzie miły, ale tylko dlatego, że Edowi
najwyraźniej zależało na tej kobiecie. Mimo to nie przywykł do takich rzeczy.
- Dzień dobry – zaczął pewnym głosem.
Próbował pozbyć się wredności i irytacji z głosu, a także
dziwnego spojrzenia, ale nie wyszło mu. Kobieta zbytnio się tym nie przejęła.
Posadziła sobie córkę na kolanach i odpowiedziała spokojnie, z uśmiechem.
- Dzień dobry.
Nie wiedziała kim jest. Może to i lepiej?
- Chciałbym poprosić o pomoc – kontynuował zielonowłosy.
Czuł się fatalnie prosząc o pomoc. Uważał, że to uwłaszcza jego osobie. Kobieta
jednak nadal się uśmiechała. Przerwała mu jednak.
- Wybacz,
ale nie wiem kim jesteś. Jeśli powiesz mi wszystko od początku to może dam radę
ci pomóc.
Homunkulus westchnął ciężko i jeszcze raz przeczesał
nerwowo włosy. Postawił jednak na prawdę.
- Nazywam się Envy. – powiedział cicho.
Spodziewał się krzyków typu: ten Envy? Co ty tu robisz?
Wynoś się! Chcesz mnie zabić? Ale to nie nastąpiło. Kobieta nadal patrzyła na
niego z lekkim uśmiechem, choć w jej oczach, gdzieś bardzo głęboko zagościł
strach.
- Bo widzi
Pani – zielonowłosy usiadł obok niej – nie wiedziałem, że Ed miał wczoraj
urodziny. A chciałbym mu coś dać. Pomoże mi Pani?
- Czemu chcesz mu coś dać? – spytała z zaciekawieniem.
- Bo to mój przyjaciel – odparł cicho.
Tylko kobieta to usłyszała. Westchnęła lekko, ale
uśmiechnęła się. Wstała i spojrzała na niego wyczekująco.
- Więc
chodź. Znajdziemy mu coś od ciebie. Tylko zamień się w kogoś, bo ludzie dziwnie
na ciebie patrzą.
Nim Envy zdążył coś powiedzieć, kobieta dodała.
- Wiem kim
jesteś. I normalnie pewnie bym ci nie pomogła. Twierdzisz jednak, że jesteś
przyjacielem Edwarda. To dużo znaczy. Ona ma bardzo wielu przyjaciół, ale tylko
kilku wyjątkowych. Wierzę, że nie jesteś zły i że możesz stać się tym
wyjątkowym.
Zielonowłosy bez słowa przemienił się w blondynkę.
Kobieta uśmiechnęła się do niego i ruszyli. Poczęstowała go jeszcze domowymi
ciastkami i zniknęli w wirze ludzi. Envy zastanawiał się nad jej słowami. Czy
chciał być wyjątkowy dla Eda? Sam nie wiedział. Zresztą… ta kobieta wiedziała kim jest. Pewnie
wiedziała też, że to on zabił jej męża. A mimo to mu pomagała i była miła. Czy
tacy właśnie byli ci wszyscy ludzie, których zabił Envy?
Ed
złożył raport na biurku przełożonego. Porucznik o nic go nie zapytała tylko
uśmiechnęła się ciepło. Roy natomiast zrobił mu pogadankę o ratowaniu wroga.
Gdy skończył, zirytowany Stalowy wyszedł z pomieszczenia i poszedł do
biblioteki. Zaszył się w niej czytając różne rzeczy. Żadna z nich nie była mu
konkretnie potrzebna, ale była to dobra forma zabicia czasu. Inaczej musiałby
przecież wrócić do domu do Winry i Ala albo do pułkownika po nowe misje. A na
żadne z tych nie miał ochoty.
Envy coraz bardziej się niecierpliwił i załamywał. Nie potrafił znaleźć dobrego
prezentu. Kobieta widząc to uśmiechała się lekko. Po kilku godzinach nadal nie
znalazł niczego idealnego. Przez cały ten czas rozmawiał z nią. W końcu kobieta
odezwała się nieco smutnym głosem.
- Ja muszę już iść. Elicia nie powinna być już na nogach.
Może zrób to co ja – zaproponowała.
Chłopak spojrzał na nią zdziwiony i zaciekawiony. Widząc
to, Glacier wyjaśniła mu.
- Daj mu coś od siebie. Coś czego nie można kupić.
Chłopak podziękował za wszystko. Ludzie go fascynowali.
Choć udawał że ich nienawidzi, chciał być jednym z nich. Wszedł do pierwszego
lepszego sklepu i kupił ołówek i blok papieru. Przemienił się w siebie i usiadł
na fontannie. W ułamku sekundy rozrysował linie. Potem tylko nucąc i wciąż coś
poprawiając ułożył najpiękniejszą piosenkę w życiu.
Wieczorem
Edward wyszedł z biblioteki i polazł do sklepu. Kupił kilka pączków i polazł na
plażę. Sam tego nie wiedział, ale nieświadomie się uśmiechał. Zastanawiał się
tylko, czy i dzisiaj znajdzie tam Envy’ego.
Zielonowłosy skończył w kilka godzin. Pobiegł do
domu i sprawdził, jak piosenka brzmi grana na pianinie. Uwielbiał ten
instrument. Miał go w pokoju. A mimo to nikt nigdy nie słyszał jak grał. A
zaletą było to, że miał dźwiękoszczelny pokój. Naniósł ostatnie poprawki i
ruszył na plażę. Usiadł na tym samym kamieniu i zaczął się zastanawiać, czy
Elric przyjdzie. W sumie, nie miał po co. Jaki sens miało zadawanie się z
homunkulusem? Mimo wszystko ta myśl zabolała. Uśmiechnął się jednak
nieznacznie, gdy zobaczył Eda idącego brzegiem morza.
Ed zobaczył go z daleka. Droga dłużyła mu się
niemiłosiernie, ale w końcu znalazł się przy tych skałach. Miał lekko
podwinięte nogawki od spodni i biały podkoszulek. Do tego rozpuszczone włosy. Fale
jak zawsze obmywały mu nogi. Przywitał się z nim i usiadł obok niego na kamieniu.
Poczęstował go pączkami.
- Ehh same przez ciebie problemy – stwierdził Elric z
uśmiechem.
Zielonowłosy spojrzał na niego z pytaniem w oczach.
- Znowu dostałem ochrzan za uratowanie ci tyłka –
wyjaśnił z uśmiechem.
- Żałujesz, że to zrobiłeś? – spytał Envy.
Zapatrzył się w dal, ale tak naprawdę czekał na odpowiedź
blondyna.
- Nie – odparł bez chwili zastanowienia – Nie znoszę
śmierci ludzi.
- Ja nie jestem człowiekiem – stwierdził z irytującym
uśmieszkiem Envy.
- A co
uważasz się za lepszego? – padła odpowiedź alchemika. Takiej zielonowłosy się
nie spodziewał – jesteś taki sam jak my.
Siedzieli tak dość długo. Gadając o wszystkim i o niczym.
Ed opowiedział jak minął mu dzień, ale Envy zaśmiał się cicho nie mówiąc
niczego.
- Chodź coś ci pokażę – stwierdził tajemniczo.
Zeskoczył ze skał i złapał blondyna za rękę. Pociągnął go
za sobą. Elric nie opierał się. Zauważył, że kierują się do domu homunkulusa.
- Gdzie Lust i Pride? – spytał z uśmiechem, kierując się
za Envym do jego pokoju.
- Oboje są u Ojca na kuracji. Mustang i twój brat nieźle
ich załatwili.
Envy wszedł do pokoju jako drugi i zamknął za nimi drzwi.
Przeszedł przez pokój i otworzył drzwi do kolejnego pomieszczenia. W owym
pomieszczeniu znajdował się tylko nowiutkie, błyszczące, czarne pianino. Envy
usiadł na taborecie, a Ed oparł się lekko o instrument.
- Słyszałem,
że miałeś wczoraj urodziny – zaczął zielonowłosy i dał Edowi ponumerowane
kartki zapisane nutami. – Ponieważ ktoś mi tak doradził, postanowiłem dać ci
coś od siebie. Ciesz się, bo będziesz pierwszym, który usłysz jak gram.
Ed uśmiechnął się. Envy zaczął grać. Melodia była
przepiękna, a smukłe palce Envy’ego z gracją przeskakiwały klawisze. Alchemik
zapatrzył się na nie. Nie sądził, że chłopak potrafi tak pięknie grać. Po
jakichś pięciu minutach utwór się skończył, a Envy spojrzał wyczekująco na Eda.
- Niesamowite – stwierdził blondyn z uśmiechem.
Homunkulus ucieszył się słysząc to.
- Napisana dzisiaj dla ciebie – odparł z uśmiechem
zielonowłosy.
Przesunął się robiąc mu miejsce.
- Chodź nauczę cię – zaproponował.
Ed cofnął się troszkę z uśmiechem i zaprzeczył. Po
długich namowach uległ. Usiadł obok homunkulusa. Envy powoli naciskał
odpowiednie klawisze coś mu tłumacząc. Ed próbował to ogarnąć, ale średnio mu
szło. Po godzinie nauki spróbował sam
coś zagrać ale zabrzmiało to gorzej niż wycie kota na dachu. Słysząc to obaj
zaczęli się śmiać. Żartowali jeszcze długo siedząc w pokoju Envy’ego. Koło
drugiej w nocy Elric powiedział, że musi iść.
- Zobaczymy się jutro? – spytał Envy doskonale maskując
nadzieję w głosie.
- Jasne – odparł Elric. – Tylko może trochę wcześniej.
Obaj uśmiechnęli się szeroko, a Envy dał mu blok.
- Może kiedyś nauczysz się grać – stwierdził z uśmiechem.
- Raczej nie – zaprzeczył Ed – ale liczę, że jeszcze
kiedyś mi zagrasz.
W doskonałych humorach rozeszli
się. Envy odprowadził go na plażę, a potem wrócił do pokoju. Rzucił się na
łóżko z uśmiechem. Przypomniał sobie karteczkę z rana. Zabijać ludzi? Po co?
Zasnął szybko wciąż się uśmiechając.
Ed przemierzył plażę szybko w dłoni trzymając swój
prezent. Spojrzał też na nadgarstek. Szeroko uśmiechnięty wszedł do domu.
Niemal od razu zniszczyli mu dobry humor. Mieli pretensje, że nie wiedzieli
gdzie był, że się martwili. Stalowy przewrócił oczami i nie chcąc do końca stracić
humoru polazł do pokoju. Położył bransoletkę i blok na łóżku i skierował się do
łazienki. Wziął szybki prysznic nieświadomie nucąc melodię Envy’ego. To był
chyba najpiękniejszy prezent urodzinowy jaki dostał. Potem bez kolacji zamknął
się w pokoju. Usiadł na łóżku po turecku. Z uśmiechem przejrzał nuty. Dziwił
się jak Envy w ogóle może to odczytać. Wszystko było zapisane jego
charakterystycznym pismem, pięknym i lekko pochyłym. Chociaż charakterystyczne
wydawało się tylko Edowi. Wyobraził sobie Envy;ego grającego na pianinie. Do
pokoju weszła Winry.
- Gdzie byłeś Ed? – spytała cicho, opierając się o drzwi
– Martwiliśmy się.
- Najpierw u Mustanga zdać raport, potem dużo czasu sam,
a na końcu z przyjacielem – odparł.
Wiedział, że zbyt dużo nie powiedział. Na pewno mniej niż
chciała Winry. A do tego nie miał zamiaru przepraszać, że zniknął.
- Co to? – spytała z uśmiechem wskazując blok z nutami.
- Prezent od przyjaciela – odparł bez zająknięcia się.
- Prezent? –zdziwiła się.
- Tak. Urodzinowy.
Odłożył blok i bransoletkę na nocną szafkę, wywalił Winry
delikatnie z pokoju, zgasił światło i poszedł spać z uśmiechem.
Envuś gra na pianinie ^^ Fajny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńEnvy grający na pianinie? To musi cudnie wyglądać *^*
OdpowiedzUsuń