sobota, 9 marca 2013

Durarara!!! (Izaya x Shizuo - Part 1 - Początek)


Shizuo, jak zwykle po pracy, przechadzał się po mieście paląc. Przez te wszystkie lata pracy wyrobił sobie ten nawyk. Uspokajało go to. Zwłaszcza, gdy pchły nie było na horyzoncie. Ale… skoro go nie widział, to czemu o nim myślał? Zirytowany rzucił niedopałek na ziemię i gniewnie przygniótł butem. Idący najbliżej niego ludzie odsunęli się jak najdalej. A przecież nie zrobił nic wielkiego. Nie wyrwał znaku, nie rzucił żadnym automatem, ani tym bardziej człowiekiem. Tylko zgasił peta. Niemniej jednak przywykł do takich reakcji i przestał się im dziwić. Mimo wszystko, świadomość, że wszyscy przed nim uciekali, bolała go. Wszyscy bali się jego złości. Wiedział, że nie kontroluje się, gdy wpadnie we wściekłość. Ale przecież nikogo jeszcze nie zabił. Na świecie są o wiele większe potwory niż on. Ale ludzie mają to do siebie, że widzą tylko to, co widzieć chcą. Na resztę są ślepi. Ale Izaya był inny. Nie dość, że się go nie bał, to jeszcze specjalnie go prowokował. Myśli blondyna zatoczyły koło i niechętnie wróciły do informatora. Wplótł palce we włosy i kilka razy ścisnął. Musiał się ogarnąć. Musiał. I udało mu się. Opuścił ręce wzdłuż boków i wsadził dłonie do kieszeni spodni. Był przyjemny, chłodny wieczór. Miał dziś co prawda, trochę pracy. Niektórzy dłużnicy stawiali nawet opór. Bawiło go to, ponieważ była to poniekąd marna namiastka walki z informatorem. Chociaż bez tych wszystkich kocich ruchów i wkurzającego małego sprężynowego nożyka. Podołał dziś wszystkim zadaniom, więc dzień można było uznać za nawet przyjemny oraz udany. A jeśli nie spotka dziś Orihary, to bez wahania nazwie ten dzień istnym świętem. Szedł spokojnie, obserwując podążających w różne kierunki ludzi. To miasto zawsze żyło. Była to zarówno jego zaleta, jak i wada. Shizuo wypuścił z ust dym papierosa. Trzymając papierosa w dłoni, spojrzał w niebo. W niebo, które łączyło ludzi mimo odległości. Bezwiednie pomyślał o Kasuce. Jego młodszy brat był właśnie na jednym ze swoich aktorskich szlaków, które miały pokazać jego twarz większej liczbie odbiorców. Heiwajima westchnął ciężko i ruszył do domu. Mimo iż otaczało go wielu ludzi, czuł się samotny. Zaśmiał się cicho na tę myśl.

Izaya jak zwykle przebywał w swoim apartamencie. Siedział na swoim ulubionym, obrotowym fotelu. W dłoni trzymał kubek już zimnej kawy. Wpatrywał się za okno. Na ludzi kłębiących się na tłocznych ulicach jak mrówki w mrowisku. A on był ponad to. Był bogiem. Manipulował życiem innych, by mieć zabawę. To był jedyny powód. Zaprawdę niesprawiedliwy z niego bóg. Na biurku miał rozłożoną grę. Zawierały się na niej pionki z trzech innych gier, więc tylko Orihara wiedział co oznaczają. Do pomieszczenia weszła zirytowana Namie. Oparła rękę na biodrze. To był jeden z jej charakterystycznych odruchów. Spojrzała na niego z wyrzutem. Na Izayę taki wzrok nigdy nie działał. Po pierwsze, patrzyła tak na niego zbyt często, a po drugie, zbyt wielu ludzi miało ten wzrok.
- Znów nie pracujesz? – spytała.
To miało być stwierdzenie, ale przez grzeczność Namie  zamieniła je w pytanie. Orihara rozłożył szeroko ręce i odwrócił się na swoim obrotowym fotelu tak, by na nią spojrzeć.
- Jeśli moja praca polega na byciu informatorem, to muszę wiedzieć, co się dzieje w mieście, nieprawdaż? Zresztą, to nawet nie praca. To styl życia – stwierdził Izaya z wrednym uśmieszkiem.
Złośliwy błysk w jego oku mówił sam za siebie. Po chwili dodał także.
- Tu jest nudno. Idę na miasto. Może nawet odwiedzę Masaomiego i Saki? Albo wpadnę z wizytą do Ikebukuro?
Tylko zastanawiał się na głos. Jej pozwolenie nie było mu potrzebne. I tak nigdy nie zamierzał o nie pytać. Izaya zaśmiał się szczerze na sam pomysł. Wstał z krzesła, wyminął Namie i swoim radosnym krokiem wyszedł z biura. Podążył ulicami wiecznie żywego miasta. Z uśmiechem wykorzystywał latarnie jak karuzele. Zresztą nie tylko latarnie. Wszystkie barierki, krawężniki. Wszystko. Ludzie przyspieszali mijając go. Dobry humor Izayi nigdy nie oznaczał czegoś dobrego. Przynajmniej nie dla zwykłych ludzi. Ale czy on naprawdę miał dobry humor? Wewnątrz czuł , że coś jest nie tak, jednak doskonale to ukrywał. O tak, Izaya Orihara kochał wszystkich. Pomyślał też o Namie, która zazwyczaj zatrzymywała go w biurze twierdząc, że ma za dużo roboty. Informator zawsze ją wymijał, twierdząc, że od papierkowej roboty jest ona. Izaya przerwał rozmyślania i spojrzał na niebo nad nim. Niebo, które należało do niego. Niebo, które zawsze istniało, niezależnie od tego, co działo się w mieście. Izaya czasami chciałby być jak to niebo, tylko że w jego okrutnej wersji, która uwielbia bawić się uczuciami innych. Niebo, które zawsze łączyło żyjących pod nim ludzi, mimo odległości i niesnasek. Ale to nie było zależne od Izayi. On po prostu kochał wszystkich ludzi. No z wyjątkiem w postaci Heiwajimy Shizuo. Tych, który mija na ulicy i prawdopodobnie nigdy dobrze nie pozna. Tych, których zna dobrze, bo z nimi pracuje i tych, których zna, bo lubi mieć zabawki do zabawy. No i oczywiście tych wszystkich, którym zniszczył życia. Nie kierował się w żadną stronę. Przypadkiem dostrzegł parę wychodzącą z kina. Stwierdził, że zabije niepokój w sercu, bawiąc się z nimi. Miał co raz gorsze przeczucia. Nie wiedział czemu. Próbował je odgonić, ale one nie chciały go opuścić. Mimo to podszedł do nich swoim irytującym, swobodnym krokiem. Pochylił się lekko i przekręcił głowę.
- Masomi… jak dawno cię tu nie widziałem.
Uśmiechnął się irytująco, jak ktoś, kto ma przewagę nad innymi. Jak jakiś cholerny bóg. Ale przecież Izaya był bogiem.
- Cóż… powiedziałbym, że cieszę się z tego spotkania, ale kłamanie to wada, a ja obiecałem, że wszystkie swoje wyeliminuję.
Kida spojrzał z uśmiechem na Saki, która chwyciła go za rękę i splotła swoje palce z jego. Orihara wciąż miał to dziwne przeczucie. Że zdarzy się coś wielkiego i niezbyt dobrego dla niego. Zirytował się. Tyle zrobił, żeby im przeszkodzić. Żeby nie stracić swoich pionków. A oni teraz stali przed nim uszczęśliwieni podczas, gdy on czuł, że jego życie się rujnuje. Natychmiast ofuknął się w  myślach za to stwierdzenie. Nie dał tego po sobie poznać. Tworzenie masek i skrywanie uczuć było w pracy informatora niezwykle potrzebne. A Izaya był najlepszym z najlepszych. Nadal irytującym tonem i z takim uśmiechem, zwrócił się do Saki.
- Może posłuchasz mnie ostatni raz i go zostawisz?
Zabrzmiał tak, jak miał zabrzmieć, ale w środku czuł się jak desperat. I on wiedział o tym, ale teraz jakoś nie miał humoru. Dziewczyna nie odpowiedziała. Pokręciła tylko przecząco głową.
- Żegnaj Izaya.
Stwierdził Kida i odeszli wtapiając się w tłum. Orihara wyrwał jednemu z przechodniów telefon z dłoni i rozdeptał go w bardzo efektowny sposób, śmiejąc się przy tym. Mężczyzna chciał się na niego za to wydrzeć, lecz widząc morderczy wzrok informatora, odpuścił sobie. A Izaya wiedział, co zazwyczaj poprawiało mu humor. Jakaś większa rozróba w tym małym, wielkim mieście. Jednakże teraz nie miał na to ochoty. Chciał się tylko przespacerować i zastanowić, czemu dręczy go ten niepokój. Nieświadomie ruszył do Ikebukuro.
- Co się ze mną dzieje? – mruknął sam do siebie z niezadowoleniem.

6 komentarzy:

  1. Fajne rozpoczęcie. Dobrze się zapowiada :3

    OdpowiedzUsuń
  2. hehe w oparciu o nasze opko hue hue. Nie no ciekawie jak się dalej potoczy to, bo wiem, że na pewno nie tak jak nasze ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. xD będzie się jeszcze jedno wydarzenie zgadzać xD
      Potem pójdzie inaczej i mam nadzieję, że ci się spodoba jak to się dalej potoczy xD

      Usuń
  3. A teraz komentarz nie związany z tekstem: ludzie już zaczynam cie/was lubić...kto wstawiał piosenki do odtwarzania? (ludzie ja was chyba znajdę i uściskam, za op z Pandora Hearts)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To miłe, że zaczynasz mnie lubić XD
      Staram się dopasować piosenki do tekstów.
      Dlatego zazwyczaj nowy utwór pojawia się równo z jakimś tekstem.
      Cieszę się, że się podobają

      Usuń