Shizuo, jak zwykle po pracy, przechadzał się po mieście
paląc. Przez te wszystkie lata pracy wyrobił sobie ten nawyk. Uspokajało go to.
Zwłaszcza, gdy pchły nie było na horyzoncie. Ale… skoro go nie widział, to
czemu o nim myślał? Zirytowany rzucił niedopałek na ziemię i gniewnie
przygniótł butem. Idący najbliżej niego ludzie odsunęli się jak najdalej. A
przecież nie zrobił nic wielkiego. Nie wyrwał znaku, nie rzucił żadnym automatem,
ani tym bardziej człowiekiem. Tylko zgasił peta. Niemniej jednak przywykł do
takich reakcji i przestał się im dziwić. Mimo wszystko, świadomość, że wszyscy
przed nim uciekali, bolała go. Wszyscy bali się jego złości. Wiedział, że nie
kontroluje się, gdy wpadnie we wściekłość. Ale przecież nikogo jeszcze nie
zabił. Na świecie są o wiele większe potwory niż on. Ale ludzie mają to do
siebie, że widzą tylko to, co widzieć chcą. Na resztę są ślepi. Ale Izaya był
inny. Nie dość, że się go nie bał, to jeszcze specjalnie go prowokował. Myśli
blondyna zatoczyły koło i niechętnie wróciły do informatora. Wplótł palce we
włosy i kilka razy ścisnął. Musiał się ogarnąć. Musiał. I udało mu się. Opuścił
ręce wzdłuż boków i wsadził dłonie do kieszeni spodni. Był przyjemny, chłodny
wieczór. Miał dziś co prawda, trochę pracy. Niektórzy dłużnicy stawiali nawet
opór. Bawiło go to, ponieważ była to poniekąd marna namiastka walki z informatorem.
Chociaż bez tych wszystkich kocich ruchów i wkurzającego małego sprężynowego
nożyka. Podołał dziś wszystkim zadaniom, więc dzień można było uznać za nawet
przyjemny oraz udany. A jeśli nie spotka dziś Orihary, to bez wahania nazwie
ten dzień istnym świętem. Szedł spokojnie, obserwując podążających w różne
kierunki ludzi. To miasto zawsze żyło. Była to zarówno jego zaleta, jak i wada.
Shizuo wypuścił z ust dym papierosa. Trzymając papierosa w dłoni, spojrzał w
niebo. W niebo, które łączyło ludzi mimo odległości. Bezwiednie pomyślał o
Kasuce. Jego młodszy brat był właśnie na jednym ze swoich aktorskich szlaków,
które miały pokazać jego twarz większej liczbie odbiorców. Heiwajima westchnął
ciężko i ruszył do domu. Mimo iż otaczało go wielu ludzi, czuł się samotny.
Zaśmiał się cicho na tę myśl.
Izaya jak zwykle przebywał w swoim apartamencie. Siedział
na swoim ulubionym, obrotowym fotelu. W dłoni trzymał kubek już zimnej kawy.
Wpatrywał się za okno. Na ludzi kłębiących się na tłocznych ulicach jak mrówki
w mrowisku. A on był ponad to. Był bogiem. Manipulował życiem innych, by mieć
zabawę. To był jedyny powód. Zaprawdę niesprawiedliwy z niego bóg. Na biurku
miał rozłożoną grę. Zawierały się na niej pionki z trzech innych gier, więc
tylko Orihara wiedział co oznaczają. Do pomieszczenia weszła zirytowana Namie.
Oparła rękę na biodrze. To był jeden z jej charakterystycznych odruchów.
Spojrzała na niego z wyrzutem. Na Izayę taki wzrok nigdy nie działał. Po pierwsze,
patrzyła tak na niego zbyt często, a po drugie, zbyt wielu ludzi miało ten
wzrok.
- Znów nie pracujesz? – spytała.
To miało być stwierdzenie, ale przez grzeczność
Namie zamieniła je w pytanie. Orihara
rozłożył szeroko ręce i odwrócił się na swoim obrotowym fotelu tak, by na nią
spojrzeć.
- Jeśli moja
praca polega na byciu informatorem, to muszę wiedzieć, co się dzieje w mieście,
nieprawdaż? Zresztą, to nawet nie praca. To styl życia – stwierdził Izaya z
wrednym uśmieszkiem.
Złośliwy błysk w jego oku mówił sam za siebie. Po chwili dodał
także.
- Tu jest
nudno. Idę na miasto. Może nawet odwiedzę Masaomiego i Saki? Albo wpadnę z
wizytą do Ikebukuro?
Tylko zastanawiał się na głos. Jej pozwolenie nie było mu potrzebne. I tak nigdy nie zamierzał o nie pytać. Izaya zaśmiał się szczerze na
sam pomysł. Wstał z krzesła, wyminął Namie i swoim radosnym krokiem wyszedł z
biura. Podążył ulicami wiecznie żywego miasta. Z uśmiechem wykorzystywał
latarnie jak karuzele. Zresztą nie tylko latarnie. Wszystkie barierki, krawężniki.
Wszystko. Ludzie przyspieszali mijając go. Dobry humor Izayi nigdy nie oznaczał
czegoś dobrego. Przynajmniej nie dla zwykłych ludzi. Ale czy on naprawdę miał
dobry humor? Wewnątrz czuł , że coś jest nie tak, jednak doskonale to ukrywał. O
tak, Izaya Orihara kochał wszystkich. Pomyślał też o Namie, która zazwyczaj
zatrzymywała go w biurze twierdząc, że ma za dużo roboty. Informator zawsze ją
wymijał, twierdząc, że od papierkowej roboty jest ona. Izaya przerwał
rozmyślania i spojrzał na niebo nad nim. Niebo, które należało do niego. Niebo,
które zawsze istniało, niezależnie od tego, co działo się w mieście. Izaya
czasami chciałby być jak to niebo, tylko że w jego okrutnej wersji, która
uwielbia bawić się uczuciami innych. Niebo, które zawsze łączyło żyjących pod
nim ludzi, mimo odległości i niesnasek. Ale to nie było zależne od Izayi. On po
prostu kochał wszystkich ludzi. No z wyjątkiem w postaci Heiwajimy Shizuo.
Tych, który mija na ulicy i prawdopodobnie nigdy dobrze nie pozna. Tych,
których zna dobrze, bo z nimi pracuje i tych, których zna, bo lubi mieć zabawki
do zabawy. No i oczywiście tych wszystkich, którym zniszczył życia. Nie
kierował się w żadną stronę. Przypadkiem dostrzegł parę wychodzącą z kina.
Stwierdził, że zabije niepokój w sercu, bawiąc się z nimi. Miał co raz gorsze
przeczucia. Nie wiedział czemu. Próbował je odgonić, ale one nie chciały go
opuścić. Mimo to podszedł do nich swoim irytującym, swobodnym krokiem. Pochylił
się lekko i przekręcił głowę.
- Masomi… jak dawno cię tu nie widziałem.
Uśmiechnął się irytująco, jak ktoś, kto ma przewagę nad
innymi. Jak jakiś cholerny bóg. Ale przecież Izaya był bogiem.
- Cóż… powiedziałbym,
że cieszę się z tego spotkania, ale kłamanie to wada, a ja obiecałem, że
wszystkie swoje wyeliminuję.
Kida spojrzał z uśmiechem na Saki, która chwyciła go za
rękę i splotła swoje palce z jego. Orihara wciąż miał to dziwne przeczucie. Że
zdarzy się coś wielkiego i niezbyt dobrego dla niego. Zirytował się. Tyle
zrobił, żeby im przeszkodzić. Żeby nie stracić swoich pionków. A oni teraz
stali przed nim uszczęśliwieni podczas, gdy on czuł, że jego życie się rujnuje.
Natychmiast ofuknął się w myślach za to
stwierdzenie. Nie dał tego po sobie poznać. Tworzenie masek i skrywanie uczuć było
w pracy informatora niezwykle potrzebne. A Izaya był najlepszym z najlepszych.
Nadal irytującym tonem i z takim uśmiechem, zwrócił się do Saki.
- Może posłuchasz mnie ostatni raz i go zostawisz?
Zabrzmiał tak, jak miał zabrzmieć, ale w środku czuł się
jak desperat. I on wiedział o tym, ale teraz jakoś nie miał humoru. Dziewczyna
nie odpowiedziała. Pokręciła tylko przecząco głową.
- Żegnaj Izaya.
Stwierdził Kida i odeszli wtapiając się w tłum. Orihara
wyrwał jednemu z przechodniów telefon z dłoni i rozdeptał go w bardzo efektowny
sposób, śmiejąc się przy tym. Mężczyzna chciał się na niego za to wydrzeć, lecz
widząc morderczy wzrok informatora, odpuścił sobie. A Izaya wiedział, co
zazwyczaj poprawiało mu humor. Jakaś większa rozróba w tym małym, wielkim
mieście. Jednakże teraz nie miał na to ochoty. Chciał się tylko przespacerować
i zastanowić, czemu dręczy go ten niepokój. Nieświadomie ruszył do Ikebukuro.
- Co się ze mną dzieje? – mruknął sam do siebie z
niezadowoleniem.
Fajne rozpoczęcie. Dobrze się zapowiada :3
OdpowiedzUsuńhehe w oparciu o nasze opko hue hue. Nie no ciekawie jak się dalej potoczy to, bo wiem, że na pewno nie tak jak nasze ^^
OdpowiedzUsuńxD będzie się jeszcze jedno wydarzenie zgadzać xD
UsuńPotem pójdzie inaczej i mam nadzieję, że ci się spodoba jak to się dalej potoczy xD
oo. Ciekawe które:3
UsuńA teraz komentarz nie związany z tekstem: ludzie już zaczynam cie/was lubić...kto wstawiał piosenki do odtwarzania? (ludzie ja was chyba znajdę i uściskam, za op z Pandora Hearts)
OdpowiedzUsuńTo miłe, że zaczynasz mnie lubić XD
UsuńStaram się dopasować piosenki do tekstów.
Dlatego zazwyczaj nowy utwór pojawia się równo z jakimś tekstem.
Cieszę się, że się podobają