poniedziałek, 4 marca 2013

Fairy Tail ( Gajeel x Levy - Part 1)


Minął ponad tydzień, od rozróby w Fairy Tail. Tym razem ostro przeholowali. Magiczna Rada o mały włos nie rozwiązała obu gildii. Choć tym razem, najbardziej znana gildia w całym Fiore nie miała z tym wiele wspólnego. Znaczy miała… była w centrum tego. A ponieważ znano ją z nawyku do niszczenia wielu miast, winę chciano zrzucić na nich. Makarov jednak wybronił ich, pokazując twarde dowody. To Phantom Lord zaczął wojnę, która skończyła się wtargnięciem Magicznej Rady. Wielu członków gildii zostało poważnie rannych. Lucy wciąż dochodziła do siebie w jej mieszkaniu. Wykorzystała zbyt wiele mocy magicznej. Nie dość, że przywołała osiem zodiakalnych duchów na raz, to jeszcze starczyło jej sił na jeden cios Uranometrią. Potem zemdlała. Nie obudziła się przez cały tydzień. Zarówno członkowie Fairy Tail jak i Phantom Lord pierwszy raz widzieli coś takiego. A cios Uranometrią powali samego mistrza przeciwnej gildii. A po wszystkim? Nawet Aquarius była zmartwiona stanem Lucy. Dziewczynie stanęła nawet akcja serca i gdyby nie szybka reakcja Wendy, blondynki pewnie nie byłoby dziś wśród żywych. Natsu walczył bardziej bezpośrednio, więc miał więcej ran kłutych. Erza owinęła go jednak bandażami i różowowłosy czuwał przy Lucy, cały czas trzymając ją za rękę. Gray przeżył tylko dzięki szybkiej reakcji Juvii. Kobieta Deszczu ochroniła go własnym ciałem. Każdy z nich miał równie poważne obrażenia. W jednym z medycznych pokoi, w budynku gildii przebywał Gajeel. On także kogoś uratował w czasie tej walki. I przez to, leżał teraz w krytycznym stanie. Levy nie opuszczała jego łóżka nawet na chwilę. Cały czas trzymała go za rękę i mówiła do niego. W końcu i ją dopadło znużenie. Oparła czoło o ich splecione dłonie i zasnęła. Smoczy Zabójca w końcu się ocknął. Zobaczył nieznajomą dziewczynę, śpiącą przy jego łóżku. Już miał ją zrzucić, gdy pomyślał, że słodko wygląda, jak śpi i darował sobie. Przyglądał jej się dyskretnie. Zastanawiał się, co ona tu robi, kim jest. Nawet nie zauważył, gdy dziewczyna się obudziła. Nadal nie puszczając jego ręki, lekko się przeciągnęła i przetarła zaspane oczy. Spojrzała na Gajeela. W pierwszym momencie nie rozumiała, co widzi. Po chwili jednak uśmiechnęła się szeroko, a po jej policzkach popłynęły łzy szczęścia. Przytuliła go mocno. Zdziwiony chłopak nawet nie zareagował. W końcu McGarden się od niego odsunęła.
- Pójdę powiedzieć pozostałym, że się obudziłeś. Wszyscy się o ciebie martwią. O ciebie i o Lucy. Tylko wy jeszcze jesteście w kiepskim stanie – stwierdziła smutno wstając.
- Kim jest Lucy? – spytał zdezorientowany czarnowłosy.
- Słucham? – bezmyślnie odparła Levy.
 Nie mogła, albo nie chciała zrozumieć tego, co mówił.
- Kim jest Lucy? – powtórzył pytanie lekko podirytowany.
Levy zmartwiła się, a jednocześnie nie omieszkała wytknąć mu tego tonu.
- Nie pamiętasz jej? – po chwili doznała olśnienia. – A mnie?
Chłopak przecząco pokręcił głową. Levy złapała się mocniej brzegu łóżka, by nie upaść. Zakręciło jej się w głowie.
- A wiesz chociaż, gdzie jesteśmy? – kontynuowała.
I znów przecząca odpowiedź. Levy obiecała sobie, że będzie silna.
- Nazywam się Levy McGarden – zaczęła z lekkim uśmiechem.
Po chwili wyszła po Wendy. Młoda Zabójczyni Smoków potwierdziła obawy Levy. Gajeel miał zanik pamięci. Nie wiadomo jak długotrwały. Niebieskowłosa wróciła do pokoju chłopaka. Usiadła na fotelu.
- Wygląda na to, że masz amnezję – stwierdziła. – Ale nie martw się. Zrobię wszystko, byś odzyskał wspomnienia.
Pogładziła go delikatnie po policzku. Gajeel zdziwiony takim zachowaniem odepchnął jej rękę. Niezbyt mocno. Na pewno nie zrobił jej fizycznej krzywdy. Jednakże w oczach Levy dostrzec można było ból. Mimo tego uśmiechała się.
- Przykro mi, ale najbliższy czas będziesz musiał spędzić ze mną – ostrzegła. – Boję się jak zareagujesz na innych członków gildii.
Nawet nie pytając go o zdanie, zabrała go do swojego domu. Cały czas trzymała go pod rękę. Mimo protestów Gajeela i jego zapewnień, że czuje się dobrze. Zabawnie wyglądało to z boku. Niska, delikatna Levy prowadząca wielkiego i twardego jak skała Gajeela. Wkrótce doszli do domu. Levy pomogła mu wejść po schodach. Cały czas raczył ją nieprzyjemnymi docinkami, które ona albo ignorowała, albo zbywała śmiechem. Tak… jej Gajeel też uwielbiał jej dokuczać. 

1 komentarz: