Minął ponad tydzień, od rozróby w Fairy Tail. Tym razem
ostro przeholowali. Magiczna Rada o mały włos nie rozwiązała obu gildii. Choć
tym razem, najbardziej znana gildia w całym Fiore nie miała z tym wiele
wspólnego. Znaczy miała… była w centrum tego. A ponieważ znano ją z nawyku do
niszczenia wielu miast, winę chciano zrzucić na nich. Makarov jednak wybronił
ich, pokazując twarde dowody. To Phantom Lord zaczął wojnę, która skończyła się
wtargnięciem Magicznej Rady. Wielu członków gildii zostało poważnie rannych.
Lucy wciąż dochodziła do siebie w jej mieszkaniu. Wykorzystała zbyt wiele mocy
magicznej. Nie dość, że przywołała osiem zodiakalnych duchów na raz, to jeszcze
starczyło jej sił na jeden cios Uranometrią. Potem zemdlała. Nie obudziła się
przez cały tydzień. Zarówno członkowie Fairy Tail jak i Phantom Lord pierwszy
raz widzieli coś takiego. A cios Uranometrią powali samego mistrza przeciwnej
gildii. A po wszystkim? Nawet Aquarius była zmartwiona stanem Lucy. Dziewczynie
stanęła nawet akcja serca i gdyby nie szybka reakcja Wendy, blondynki pewnie
nie byłoby dziś wśród żywych. Natsu walczył bardziej bezpośrednio, więc miał
więcej ran kłutych. Erza owinęła go jednak bandażami i różowowłosy czuwał przy
Lucy, cały czas trzymając ją za rękę. Gray przeżył tylko dzięki szybkiej
reakcji Juvii. Kobieta Deszczu ochroniła go własnym ciałem. Każdy z nich miał równie
poważne obrażenia. W jednym z medycznych pokoi, w budynku gildii przebywał
Gajeel. On także kogoś uratował w czasie tej walki. I przez to, leżał teraz w
krytycznym stanie. Levy nie opuszczała jego łóżka nawet na chwilę. Cały czas
trzymała go za rękę i mówiła do niego. W końcu i ją dopadło znużenie. Oparła
czoło o ich splecione dłonie i zasnęła. Smoczy Zabójca w końcu się ocknął.
Zobaczył nieznajomą dziewczynę, śpiącą przy jego łóżku. Już miał ją zrzucić,
gdy pomyślał, że słodko wygląda, jak śpi i darował sobie. Przyglądał jej się dyskretnie.
Zastanawiał się, co ona tu robi, kim jest. Nawet nie zauważył, gdy dziewczyna
się obudziła. Nadal nie puszczając jego ręki, lekko się przeciągnęła i
przetarła zaspane oczy. Spojrzała na Gajeela. W pierwszym momencie nie
rozumiała, co widzi. Po chwili jednak uśmiechnęła się szeroko, a po jej
policzkach popłynęły łzy szczęścia. Przytuliła go mocno. Zdziwiony chłopak
nawet nie zareagował. W końcu McGarden się od niego odsunęła.
- Pójdę
powiedzieć pozostałym, że się obudziłeś. Wszyscy się o ciebie martwią. O ciebie
i o Lucy. Tylko wy jeszcze jesteście w kiepskim stanie – stwierdziła smutno
wstając.
- Kim jest Lucy? – spytał zdezorientowany czarnowłosy.
- Słucham? – bezmyślnie odparła Levy.
Nie mogła, albo
nie chciała zrozumieć tego, co mówił.
- Kim jest Lucy? – powtórzył pytanie lekko podirytowany.
Levy zmartwiła się, a jednocześnie nie omieszkała wytknąć
mu tego tonu.
- Nie pamiętasz jej? – po chwili doznała olśnienia. – A mnie?
Chłopak przecząco pokręcił głową. Levy złapała się
mocniej brzegu łóżka, by nie upaść. Zakręciło jej się w głowie.
- A wiesz chociaż, gdzie jesteśmy? – kontynuowała.
I znów przecząca odpowiedź. Levy obiecała sobie, że
będzie silna.
- Nazywam się Levy McGarden – zaczęła z lekkim uśmiechem.
Po chwili wyszła po Wendy. Młoda Zabójczyni Smoków
potwierdziła obawy Levy. Gajeel miał zanik pamięci. Nie wiadomo jak długotrwały.
Niebieskowłosa wróciła do pokoju chłopaka. Usiadła na fotelu.
- Wygląda na
to, że masz amnezję – stwierdziła. – Ale nie martw się. Zrobię wszystko, byś
odzyskał wspomnienia.
Pogładziła go delikatnie po policzku. Gajeel zdziwiony
takim zachowaniem odepchnął jej rękę. Niezbyt mocno. Na pewno nie zrobił jej
fizycznej krzywdy. Jednakże w oczach Levy dostrzec można było ból. Mimo tego
uśmiechała się.
- Przykro
mi, ale najbliższy czas będziesz musiał spędzić ze mną – ostrzegła. – Boję się
jak zareagujesz na innych członków gildii.
Nawet nie pytając go o zdanie, zabrała go do swojego
domu. Cały czas trzymała go pod rękę. Mimo protestów Gajeela i jego zapewnień,
że czuje się dobrze. Zabawnie wyglądało to z boku. Niska, delikatna Levy
prowadząca wielkiego i twardego jak skała Gajeela. Wkrótce doszli do domu. Levy
pomogła mu wejść po schodach. Cały czas raczył ją nieprzyjemnymi docinkami,
które ona albo ignorowała, albo zbywała śmiechem. Tak… jej Gajeel też uwielbiał
jej dokuczać.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń