Wiem, jestem okropna.
Tak długo nic nie wrzucałam, a teraz krótka i beznadziejna notka. Jednak chyba lepsza taka niż wcale. Tak mi się przynajmniej wydaje. Zaraz wrzucę też pracę konkursową :) Taaaaaaaaaaaaak Kyoko wygrała konkurs :) świat się kończy...
Lucy z uśmiechem patrzyła na Natsu. Nie była niczego
pewna. To było coś czego zdecydowanie nie lubiła. Chciałaby, żeby było tak, jak
kiedyś. Przed jej wyjazdem. Żeby Gajeel nie zdradził. Ale czy on mógłby to
zrobić? Przecież natknęła się na niego przypadkiem. Szedł wtedy do Levy. Była
tego pewna. Nie mogła go zrozumieć. Ale chciała. Phantom Lord, co? Heartfilia
delikatnie pocałowała Dragneela w czoło i zdjęła jego głowę ze swoich kolan.
Najciszej jak mogła zaczęła stawiać krok za krokiem w kierunku wyjścia.
Natsu spojrzał na nią zdziwiony. Ten drobny gest go
obudził. Znał ją jednak zbyt dobrze by wiedzieć, dokąd się wybiera.
Jednocześnie wiedział, że to może być niebezpieczne, i że tym razem nie puści
jej samej. Gdy kładła rękę na klamce,
odezwał się cicho.
- Zamierzałaś iść sama?
Lucy odwróciła się nagle.
- Przepraszam. Nie chciałam cię obudzić.
- Wiesz, że nie o to chodzi – odparł, wpatrując się w nią
z uwagą.
Oboje wiedzieli. A jednak zrobiło się trochę niezręcznie.
Dragneel, mimo protestów Lucy, wstał. Dziewczyna spojrzała na niego z wyrzutem,
gdy stanął przy niej.
- Chyba nie myślisz, że puszczę cię samą.
Heartfilia tylko westchnęła ciężko i mając Natsu u swego
boku, skierowała się w stronę Phantom Lord. Starała się nie patrzeć na
obandażowanego chłopaka, który nieco kulał. Czuła się winna, że go obudziła.
Przy jednym ze stolików w gildii siedzi czarnowłosy
mężczyzna. Nikt nie chce się do niego zbliżać. Zaś sam mistrz powoli zaczyna
żałować, że go zaszantażował. Owszem, wygrał z Fairy Tail. Ale nie była to
wygrana, jakiej oczekiwał. Zachowanie Smoczego Zabójcy również różniło się od
tego, czego oczekiwał. Myślał, że Gajeel się odnajdzie. Że dołączy do gildii
nie jako do budynku czy organizacji, ale jako do znajomych. Bo pojęcie
przyjaciele lub rodzina tutaj nie istniało. A on zamiast tego doprowadził do ciężkiego
stanu czterech członków. Do tego przez cały czas był chamski, okrutny i
naburmuszony. Gdyby nie jego moc, już dawno by go wyrzucili. W sumie… mogliby.
Przecież już go nie potrzebują…
Gajeel wpatrywał się w pianę w kuflu, który trzymał. Czuł
się źle. Sam nie umiał tego określić. Czuł, że zwiódł mistrza. Że zranił Levy.
Że stracił rodzinę i ludzi, których podziwiał, nawet jeśli byli od niego słabsi.
Był niczym pozbawiony życia, który chce tylko śmierci, bo na deskę ratunku nie
ma co liczyć. Chciał, żeby ktoś go uratował z tego stanu. Z tego miejsca. A
jednocześnie pluł sobie w brodę, że jest tak słaby. Że sam nie może niczego
zrobić. Choć nadal obowiązywała go ta cholerna umowa z Phantom. Był w kropce.
Chciał, żeby ktoś przyszedł do Phantom Lord, pokonał
wszystkich i uwolnił go. Pragnął tego całym sercem. A jednocześnie wiedział, że
nie ma na co liczyć. Jego nadzieja umierała powoli, z każdą mijającą sekundą.
Dopóki nie usłyszał huku wyważanych drzwi.
Krótkie... ;( I gdzieś się podziewała tyle czasu, że dopiero teraz piszesz?! -.-
OdpowiedzUsuńCana: Spokój...
Notka fajna. Biedny Gajeel ;( Niech Natsu przyjedzie na białym rumaku go uwolnić xD Musiałaś skończyć w takim momencie?! >.< Ty zUaaaaa!!!
Oby następna notka pojawiła się szybko, chyba, że chcesz, żeby Cana podpaliła ci dom...
Cana: Ej, czemu ja?
Pozwól, że zacytuję moją mamę: ,,Bo tak!"- jej drugi ulubiony tekst, pierwszy to ,,Bo nie!" xD