sobota, 18 lutego 2017

Part 11 - Nie pieprz

Kururi spokojnym krokiem wyszła przed budynek szpitala. Zależało jej na bracie bardziej niż jakiekolwiek słowa mogłyby to opisać i właśnie dlatego postanowiła działać. Izaya leżał już w szpitalu dobry miesiąc i przez cały ten czas Kida nigdy nie wybrał się do niego w odwiedziny. Orihara za bardzo do niego przejść się nie mógł, więc konkluzja była jasna. Trzeba kogoś było porządnie kopnąć w zadek żeby nie zaprzepaścili tego, co mieli i co dalej mogą mieć. Jak Mahomet do góry nie, to góra do Mahometa się ruszy.
Dziewczyna od razu spostrzegła motocykl i stojącą obok niego kobietę. Tam właśnie skierowała swoje kroki. Zatrzymując się kawałek przed nią, ukłoniła się.
- Przepraszam za kłopot Celty i bardzo dziękuję za pomoc.
Poczekała moment aż jej towarzyszka odpowie jej za pomocą telefonu i obie wsiadły na motocykl. Kururi dostała jeszcze zapasowy kask, stworzony przez Celty z cienia. Po wypadku brata żadna z nich nie chciała ryzykować.
Celty ruszyła z piskiem opon i natychmiast skierowała się w odpowiednie miejsce.
Podróż minęła bardzo szybko mimo, że szpital i dom Kidy dzieliła spora odległość. To całkowicie zasługa Celty. Kobieta jeździła niesamowicie szybko, a jednak stuprocentowo bezpiecznie. Kururi podziękowała jeszcze raz, popatrzyła za Celty, gdy ta odjeżdżała i podeszła do odpowiedniej klatki od razu szukając wzrokiem nazwiska Masaomi. Trwało to krótką chwilę, ale w końcu nacisnęła przycisk i przedstawiła się. Kida wpuścił ją z drobnym opóźnieniem.
Gdy dziewczyna zdejmowała buty w przedpokoju, chłopak uwijał się próbując nieco ogarnąć swoje mieszkanie. Nie spodziewał się gości, a ten miesiąc był dla niego niezwykle trudny. Cały czas chciał iść do Orihary, ale bał się, że znów nie poradzi sobie z emocjami. I z faktem, że Izaya go nie poznaje. Całkowicie zawalił sprawę jeśli chodziło o Żółte Szaliki. Na szczęście jego najlepszy przyjaciel zajął się tym i prowadził gang w jego imieniu, pilnując żeby ani Kidzie, ani gangowi nic złego się nie stało. Do szkoły chłopak nigdy się nie przykładał, więc w tej kwestii tez niewiele się zmieniło. Większość czasu spędzał teraz w domu, gapiąc się bezproduktywnie w ściany i sufit. Nigdy nie przypuszczał, że Izaya, będąc tak krótko w jego zyciu, zmieni je tak bardzo.
Gdy Masaomi zaprosił ją do środka, Kururi weszła i usiadła przy stole, na piętach. Podziękowała, gdy chłopak podał jej szklankę z sokiem. Zapadła między nimi cisza. Mocno krępująca dla Masaomiego, bo dziewczyna dosłownie przeszywała go wzrokiem na wylot.
- Kochasz Izayę? – padło pierwsze, niespodziewane pytanie.
Kidę zamurowało. Sądził, że z czasem wszystko sobie w sercu i w głowie ułoży, ale wystarczyło, że usłyszał jego imię i jego wewnętrzny spokój runął. Ramiona mu opadły, ale nie zdążył odpowiedzieć.
- Bo wiem, że on kochał Ciebie. I dalej kocha, choć tego nie pamięta – kontynuowała dziewczyna cichym i spokojnym głosem, od czasu do czasu pijąc łyk soku. – Wiedziałeś, że ma Twoje zdjęcie na tapecie w telefonie? Niby to głupota i pierdoła, ale mówił mi, że czułby, że zmiana tego zdjęcia to coś niewłaściwego. Nie wiem, co się stało. Ostatni dzień był… ciężki. Przyjechał do domu w podłym nastroju. Zapewne kojarzysz jego ukochany motor – spojrzała na niego z nutką czegoś, co można by ostatecznie uznać za wyczekujące. Masaomi niepewnie skinął głową. – Kopnął go. Z całej siły. Nie sprawdziłam dokładnie, ale gdy pomagałam mu go postawić zauważyłam sporo rys. Był wściekły na siebie. Nie powiedział mi dlaczego, ale wiedziałam, że coś się stało. Coś bardzo złego. A później dostał wiadomość. Od Ciebie, jak się domyślam. Myślał, że już spałam, kiedy wyjeżdżał. Zapomniał kasku. Wiem, że nie kupił drugiego odkąd zaczęliście się spotykać, ale wcześniej nigdy nigdzie nie jechał bez kasku. Wybiegł tak, jak stał i rzucił się jakby od tego zależało jego życie. Później dowiedziałam się, że wylądował w szpitalu w stanie krytycznym.
Kururi przerwała na chwilę, zbierając myśli.
- Zabronił nam o Tobie mówić – podjęła opowieść. – Stwierdził, że to nieuczciwe. Że Ciebie musi poznać sam. A sporo mogłybyśmy mu opowiedzieć. Jaki był szczęśliwy, gdy był z Tobą. Mówił nam wszystko. Musisz do niego jechać i to wszystko naprawić dopóki jeszcze możesz. Jeżeli żaden z was nic nie zrobi to wasz związek przejdzie do historii. A tak się nie może stać, a Izuś chwilowo nie jest w stanie do Ciebie przyjechać.
Masaomi odstawił swoją szklankę na stolik. Znał Kururi. Wiedział, jak spokojną i oddaną osobą jest. Sam jej przyjazd do jego mieszkania musiał oznaczać coś ważnego. A jednak, gdy ubrała to w słowa, Kida spanikował.
- Nie mogę Kururi. Po prostu nie mogę. Świadomość, że mnie nie pamięta… - zaczął załamanym głosem.
- Przestań pieprzyć – przerwała mu dziewczyna z lodową furią w głosie. Masaomi nie potrafił ukryć zdziwienia. Chyba po raz pierwszy w życiu słyszał jak ta dziewczyna przeklina. A jej głos i postawa? Przerażające. – Znasz Izayę od niedawna. Przez większość tej znajomości mój brat uprzykrzał Ci życie, jak tylko mógł. I Ty śmiesz twierdzić, że nie poradzisz sobie emocjonalnie? To mój pieprzony brat. Znam go całe życie. Opiekował się mną i moją siostrą przez całe nasze życie. I dawał radę zastępować nam rodziców i wychować nas na ludzi. A teraz wchodzę do jego pokoju, gdzie dopiero od niedawna jego stan jest w miarę stabilny i widzę w jego oczach smutek. A wiesz dlaczego jest mu przykro? Bo on wie, że coś do nas czuje. On to wie. I zaczyna to czuć. Ale tego nie pamięta. Mój własny brat mnie nie pamięta. Najważniejsza osoba w moim całym życiu. I ty śmiesz pieprzyć, że ty sobie nie poradzisz?  Z nas dwojga to ja jestem tam codziennie. Przy nim. Nawet pomimo bólu, który mi sprawia. A Ty po prostu stchórzyłeś.
Po krótkiej chwili milczenia, Kururi wstała i wygładziła spódnicę.
- Dziękuję za czas, który mi poświęciłeś.

Po czym wyszła, pisząc do Celty czy mogłaby odwieźć ją z powrotem do szpitala.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz