niedziela, 19 lutego 2017

Part 14 - Opowiesz mi o wszystkim?

Dobra misiaki, bez złości, ale ten pomysł wpadł mi dopiero dzisiaj, więc EDYTUJĘ tę notkę, więc zwrócicie na to uwagę. Niby nic to dalej nie powinno zmienić, ale wolę uprzedzić.

Kururi i Mai grzecznie poszły do szkoły rozmawiając w wesołych nastrojach. Mai, jak zwykle delikatnie sobie podskakiwała, a Kuru szła obok. Ich humory stopniowo poprawiały się od kiedy Izaya przeżył wszystkie operacje, a teraz, gdy wrócił do domu, były po prostu wniebowzięte. Przekroczyły próg szkoły, dla jednej miejsce nudne, bo poziom był za niski, dla drugiej, zbyt nudne, bo nie działo się w nim nic ciekawego. Dziewczyny usiadły na swoich miejscach, zupełnie nie przejmując się ludźmi dookoła. No przynajmniej ich większością. Część uwagi Kuru pochłaniał blondyn stojący tuż poza obrębem klasy. Zestresowany chłopak nie wiedział, czy powinien podejść, czy nie. Widział ich dobry humor i nie chciał go zepsuć.
Kuru uciszyła siostrę krótkim pocałunkiem, przeprosiła i podeszła do blondyna.
- Przemyślałem, co mówiłaś – zaczął cicho, nerwowo wyłamując sobie palce. –Pójdę dzisiaj po szkole do Izayi, do szpitala. Chyba czas zmierzyć się z tym wszystkim – uśmiechnął się słabo.
- To bezcelowe – skomentowała Kuru, patrząc chłopakowi  w oczy.
- Izaya nie chce mnie już widzieć, tak? – oczywiście Masaomi musiał spojrzeć na sprawę z najgorszej możliwej strony.
- Nie, po prostu nie ma go już w szpitalu – odparła, całą swoją postawą próbując przekazać chłopakowi, jak wielkim jest debilem. Widząc niezrozumienie malujące się na jego twarzy, wytłumaczyła mu – Wypisał się wczoraj wieczorem do domu. Na własną odpowiedzialność. Siedzi teraz sam w domu.
Kururi uśmiechnęła się szeroko, gdy zobaczyła, jak chłopak obraca się na pięcie i wybiega ze szkoły. Mogłaby przysiąc, że nawet światło nie porusza się z taką prędkością.


Izaya czuł się coraz pewniej na własnych nogach. Powoli chodził po mieszkaniu, poznawał je na nowo. Meble, wystrój czy nawet układ nie miały znaczenia. Jego wzrok skupiał się na ramkach. Miał nadzieję, że może uda mu się zobaczyć to, co wtedy. Jakiś urywek przeszłości. Choćby chwilę. Ale patrzył tylko na zdjęcia, na których widział siebie i dwie dziewczyny, które kochał całym sercem. To już nie było tylko wspomnienie i on to wiedział. Przez ten krótki czas, który znał je, choć ich nie pamiętał, pokochał je całym sercem  i czuł, że przy nich prawie wszystko jest na swoim miejscu. Musiał jednak wciąż wyjaśnić tyle spraw.
Przystanął przed jednym ze zdjęć. Zwyklejszego być nie mogło. Widział bliźniaczki, kiedy miały może po pięć lat i bawiły się na placu zabaw. Kuru grzecznie siedziała na wieży, a Mai zwisała do górny nogami z pobliskich sznurowych drabinek. Samego Izayi nie było na zdjęciu. Przeczuwał, że to on je zrobił, ale pewności nie miał.
Jego wzrok przesunął się po ścianie do kolejnej fotografii. Na tej już był. Siedzieli w kuchni, we trójkę. Bliźniaczki siedziały na blacie wyspy i przytulały się do niego, za nimi, rozmazany w tle znajdował się zapewne tort. Izaya tak bardzo skupił się na samym zdjęciu, że nawet nie zauważył, kiedy z jego oczu zaczęły płynąć łzy. Tak bardzo chciał to pamiętać. Nie rozumiał tego. Pragnął być chłopakiem z tego zdjęcia, chciał znać własną historię. Ale na razie i co gorsza, być może na zawsze to już będzie tylko zdjęcie, przez które sam sobie wydaje się obcy.
Orihara zaśmiał się na tę myśl. To takie głupie. Czuł, że bezsensowne gdybanie nie jest w jego stylu, ale nie potrafił przestać. Widział, że siostry nie naciskają na niego żeby sobie wszystko szybciej przypomniał i to jeszcze bardziej go dobijało. Bo zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo chciałyby żeby wszystko było tak, jak dawniej.
Otarł łzy i skierował się do łazienki żeby przemyć twarz, gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Pomyślał, że to pewnie któraś z bliźniaczek czegoś zapomniała, więc skierował tam swoje kroki najszybciej, jak mógł.
Otworzył drzwi, ale za nimi nie zobaczył tego, kogo się spodziewał tylko niższego od siebie blondyna. Izaya dosłownie zamarł. Pamiętał go. Pamiętał, jak przyszedł do niego zaraz po operacji. Ale nie pamiętał kto to. Odsunął się na bok, jednocześnie pokazując gościowi żeby wszedł. Chłopak z lekkim ociąganiem skorzystał z zaproszenia. Kida zdjął buty i poszedł za Oriharą w stronę salonu. Usiedli naprzeciw siebie na kanapach, a rozdzielał ich niski, szklany stolik do kawy. Przez długą chwilę panowała między nimi mocno niezręczna cisza, aż w końcu Kida zaśmiał się cicho i przeczesał palcami włosy.
- Nie pamiętasz tego pewnie, ale od tego się właśnie zaczęło. Prawie od tego. Od nas siedzących naprzeciw siebie i oddzielonych głupim, szklanym stolikiem.
Izaya uśmiechnął się. Chłopak nie miał powodów by kłamać. A nawet gdyby nie mówił prawdy to Orihara i tak z całego serca pragnął mu wierzyć.
- Opowiesz mi o wszystkim? – poprosił, idąc do kuchni żeby zrobić gościowi coś do picia. Gdy wrócił, zastał chłopaka całkowicie zmieszanego, ale też z bananem na twarzy od ucha do ucha. Postawił szklanki na stoliku i czekał. 
- Przyszedłem do Ciebie, bo byłem załamany. Wtedy wydawało mi się to najgorszą możliwą opcją, ale rezultat przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Moje serce było w kawałkach. Umarła osoba, którą uważałem za najbliższą. Szczerze powiedziałem Ci o wszystkim, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że możesz mnie zmanipulować albo wyśmiać. Ale ty tylko spojrzałeś na księżyc. I powiedziałeś coś, czego nie zapomnę do końca życia. Otworzyłeś się przede mną. Przyznałeś, że Twoje serce jest takie samo jak moje. I spytałeś, czy gdybyś mi je oddał to czy bym je złamał. Odpowiedziałem Ci wtedy, że nie i zadałem to samo pytanie. Nie wiedziałeś. Nie mogłeś mi tego obiecać. Byłeś szczery. Ale co najważniejsze, stwierdziłeś, że warto zaryzykować. A to, co zrobiłeś później było chyba najważniejsze.
Orihara spojrzał na niego ze zdziwieniem, gdy Kida wstał i stanął obok niego. Izaya nie protestował, gdy młodszy schylił się i delikatnie go pocałował.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz