Z dużym opóźnieniem i smutną informacją :)
Za to pierwsze przepraszam.
To drugie... Otóż... Wyjeżdżam i przez jakieś 2 tyg nie będzie nowej notki :C Mam nadzieję, że to Was nie zniechęca, a tymczasem DGM :D
Zerwałem się natychmiast i
biegłem, jakby sam diabeł mnie gonił. Cóż.. wobec zaistniałej sytuacji śmiało
mogę przyznać, że szatan nie deptał po piętach mnie, ale Road. Co nie zmieniało
faktu, że zrobię wszystko, żeby nic się jej nie stało. Gdy dobiegłem na plac
dostrzegłem coś, czego nigdy nie spodziewałem się ujrzeć. Ludzie uciekli z
targowego placu, jednocześnie przystając na jego brzegach by przyjrzeć się
zachodzącej scenie. Wielki robot Kamui’a złapał Camelot. Dziewczyna próbowała
się uwolnić. Krzyczała. Była zła na siebie, że dała się tak głupio złapać i
była w potrzasku.
Zdawałem sobie sprawę z tego, że Lavi jest tuż za mną
i że w razie czego, mogę liczyć na jego pomoc. Bez zastanowienia aktywowałem
Innocence i wybiłem się z ziemi. Poczułem tylko, jak chłodny metal atakuje moją
skórę, a po kilku sekundach moje plecy zderzyły się ze ścianą, tworząc w niej
niewielkie zagłębienie. Wyplułem trochę krwi z ust.
Lavi natychmiast znalazł się
przy mnie. Choć właściwsze byłoby stwierdzenie, że stanął pomiędzy mną, a
robotem, który wlepiał we mnie swoje mechaniczne ślepia. Otarłem niewielką strużkę
krwi z brody i wstałem. Nie spodziewałem się, że Kamui aż tak ulepszy swoje
zabaweczki. Obiecałem sobie, że tym razem będę ostrożniejszy.
Ominąłem Laviego i wybiłem się
w powietrze. Z mojej białej szaty utworzyła się natychmiast gęsta sieć.
Wydawało mi się, że jest nie do przedarcia. No właśnie. Wydawało mi się. Robot natychmiast
przywyknął do nowej sytuacji. Zaczął przedzierać się przez moją pułapkę.
Owszem, spowalniała go ona. Ale tylko tyle. Postawiłem wszystko na jedną kartę.
Na zaskoczenie.
Nagle odrzuciłem Ukoronowanego
Klauna, a w mojej dłoni znalazł się miecz. Zanurkowałem w dół licząc na to, że
robot będzie potrzebował chwili na zrozumienie tego, co się właśnie stało.
Poczułem jak ostrze napotyka opór metalowego ramienia, by chwilę później
zatańczyć wolno w powietrzu. Opadłem na ziemię i odetchnąłem w duchu z ulgą.
Wielka łapa robota, już odcięta, wypuściła Road i zaczęła swoją swobodną
wędrówkę ku ziemi. Tak jak i sama Camelot. W ułamku sekundy znalazłem się pod nią.
Chciałem ją złapać, ale skończyło się tym, że oboje się przewróciliśmy.
Przytuliłem ją szybko i stanąwszy, stanowiłem dla niej podpórkę.
Gniew w jej oczach rósł z każdą
sekundą. Nic poważnego jej się nie stało. To po prostu jej zraniona duma. Coś
mignęło obok nas i przebiło się przez robota na wylot. Natychmiast odwróciłem
głowę. Idealnie w czas, by zobaczyć upadające żelastwo i śmiejącego się Earla,
stojącego na swojej latającej parasolce. Chciałem powiedzieć, że problem z
głowy, gdy zauważyłem sporą grupkę Egzorcystów, a także osobę, której bym się
nie spodziewał.
Wszędzie bym ją poznał. Ten
chód, te włosy, które niewiadomo kiedy odrosły. Ale to przecież nie mogła być
ona. Przecież ona umarła. Sam ją zabiłem. Nagle mnie olśniło. Przez ułamek
sekundy myślałem, że Milenijny chce ze mnie podrwić, pokazując mi ją. Chce
wywołać we mnie poczucie winy. Ale o ile poszukiwałem tego uczucia w głębi
swojej duszy, o tyle czułem pustkę. Moje oczy wychwyciły pewien szczegół. Jej
ruchy… nie były zbyt płynne. Dalej chodziła tak, jak kiedyś, ale jakby nieco
wolniej i mechaniczniej?
- Zabieraj stąd Road – wrzasnął
Milenijny.
Posłuchałem go. Choć dziewczyna
również ją dostrzegła i chciała uśmiercić ją ponownie, to jednak musiałem ją
chronić. Nawet przed samą sobą. Wziąłem ją delikatnie, acz stanowczo na ręce i
zniknąłem w zaułku. Wbiegłem po schodach na jakiejś otwartej klatce schodowej.
Dopiero, gdy znaleźliśmy się na dachu, postawiłem Camelot na ziemi. Spojrzała
na mnie wściekła.
Łagodnie chwyciłem jej dłonie i
uśmiechnąłem się.
- Nie dziw się, że chcę cię
chronić. Jesteś dla mnie najważniejsza Road.
Noah przez chwilę próbowała
udawać obrażoną, ale wyraźnie jej to nie wychodziło. Pocałowałem ją czule i
odsunąłem się.
- Sprawdzę co tam się dzieje i
wrócę do ciebie.
Podszedłem na skraj dachu. To
właśnie tam zatrzymał mnie jej głos.
- A co potem?
Spojrzałem na nią, zadając jej
nieme pytanie.
- Przecież już wiesz, prawda?
Zorientowałeś się.
Uśmiechnąłem się do niej. Tak…
Wiedziałem, że Earl był w moim życiu praktycznie od początku i najczęściej jak
się dało. Jako Mana. Jako Cross. Zrozumiałem to wtedy, gdy dłużej zastanawiałem
się nad umiejętnościami Milenijnego.
- Odejdę.
Odparłem spokojnie. Nie miałem
innego planu. Nie chciałem już przebywać w towarzystwie Earla. Nie miałem też
po co wracać do Zakonu. Tak na dobrą sprawę to nie miałem gdzie się podziać.
Mogłem tylko włóczyć się po świecie, żyjąc z dnia na dzień i walczyć o własne
marzenia. I spełniać je. Road przytuliła mnie.
- Nigdzie sam nie pójdziesz.
Zaśmiałem się cicho i
poczochrałem jej włosy.
- Niedługo wrócę.
Wyplątałem się z jej uścisku i
zeskoczyłem z budynku. Wiedziałem, że na mnie poczeka. Zawsze czekała. Teraz
tylko pozostawało mi zrozumieć sytuację, która działa się przed moimi oczami. Potem
odejdę bez patrzenia na niczyje uczucia. No… Odejdziemy.
Kyoko, kochanie nie nazywaj tak swoich postów, bo jak zauważyłam tytuł to juz zdążyłam dostać zawału ze broń boze porzucasz bloga .___.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam :C Ale mogę obiecać Ci jedno :) Nieważne jak długo będę poza blogiem, nigdy go nie porzucę :)
UsuńTen tytuł mnie o zawał serca przyprawił! ;_; Ale spoko! Ogarnęłam. xD
OdpowiedzUsuńNotka prześwietna! Czekam tylko na walkę i spektakularne (bo chyba właśnie takie będzie, prawda, Kyoko-chan? :3) odejście Allena i Road. ^^
Buziaki, Nyrim :*
Jej, wreszcie DGM ^^ Tak dłuuuugo na niego czekałam ;_; Mam tylko nadzieję, że Lavi odejdzie razem z nimi, bo jak Allen znowu go zostawi, to go zabiję!
OdpowiedzUsuńŻyczę miłego wyjazdu~ :)
Jak zobaczyłam tytuł o mało zawału nie dostałam xD Świetny rozdział :D
OdpowiedzUsuń