Być może tylko mnie rozczarowało zakończenie drugiego sezonu :D
I z powodu tego "być może" napisałam tego oto ff.
Spojrzałam w gwiazdy. Nie wiem od kiedy zaczęłam je
lubić. Lecz teraz patrzę w nie co noc. I utwierdzam się w przekonaniu, że ktoś
nade mną czuwa. Cieszę się z tego powodu. Choć nigdy nie widziałam tej osoby,
nawet nie znam jej imienia, to wierzę, że kiedyś ją spotkam. I będę wiedziała,
że to właśnie ona. Odsunęłam lunetę i uśmiechnęłam się patrząc za okno. Ciekawe
kim jest ta osoba. Czy kiedyś ją spotkałam? Dlaczego nade mną czuwa? Czemu mam
w głowie tyle pytań bez odpowiedzi? Czy znałam je kiedyś? Wiedziona takimi
myślami położyłam się spać. Było już naprawdę późno, ale na szczęście sen
przyszedł nadzwyczaj szybko. Od pewnego czasu śni mi się to samo. To chyba
dziwne, bo co noc powinno się mieć inny sen. Ale mnie to nie przeszkadza. Wręcz
przeciwnie. Podczas tego snu nie czuję tej dziwnej tęsknoty. Wiem, że wszystko
jest tak jak kiedyś, jak być powinno. To smutny sen, ale ja wiem, że nie
powinnam się smucić. Że wszystko jest tak jak miało być. Patrzę na wszystko z
boku. Jakaś dziewczyna, wyglądająca zupełnie jak ja, wbiega na piękną polanę w
towarzystwie blondyna. A może, o ironio, to jestem właśnie ja? Może to
wspomnienie, a nie sen? Potem wszystko dzieje się szybko. Księżyc barwi się
pomarańczą. To zły kolor. Kolor cierpienia. Blondyn wskazuje kogoś tej
dziewczynie. Podbiega do leżącego na polanie chłopaka. Wyglądają prawie
identycznie. Prawdopodobnie bliźniaki. Ale ja przecież nie mam brata bliźniaka.
Chłopak umiera na jej oczach. Płacze. Wyciąga broń. Jest kontraktorem. Skąd
znam to słowo? Nie pamiętam. Ale dokładnie wiem co ono oznacza. Wiem też, że
rano o nim zapomnę. Jak co dzień. Wymierza w dziewczynę na środku polany. Ale
wszystko idzie źle. Wróg zabija blondyna. Zabiera jego duszę. I niszczy kawałek
meteorytu w wisiorku na jej szyi. Kiedyś chciałam mieć taki wisiorek. Odłamek
pęka, a dziewczyna traci wszystkie wspomnienia. Jednak nadal pewnie trzyma
broń. I w tym momencie pojawia się on. Chłopak o czarnych włosach w długim
czarnym płaszczu podszytym zielenią. Przytula ją od tyłu. Ale ona już go nie
pamięta. Mimo to czuje, że go zna. Tylko skąd? Chłopak obiecuje jej, że to nie
koniec, że będą dalej podróżować. Ale dokąd? Jaki był cel ich podróży?
Dziewczyna wie, że skłamał. Wkrótce sama umiera. W tym momencie zawsze się
budzę. Słone łzy wsiąkają w poduszkę. Ale ja przecież nie zginęłam. Żyję. Więc
to nie byłam ja. Tylko skąd ten sen? Ocieram łzy rękawem piżamy. Wiem, że już
nie zasnę. Nigdy nie potrafię zasnąć po tym śnie. Po cichu podchodzę do lunety
i spoglądam w gwiazdy. Jedna z nich świeci mocniej niż inne. Słyszę głos w
mojej głowie. ~ To fałszywe niebo i fałszywe gwiazdy. ~ Nie rozumiem. Jak niebo
może być fałszywe? Skąd to wiem? Czemu w to nie wątpię? Patrzę na tę
najjaśniejszą gwiazdę. Wiem, że byłabym smutna, gdyby spadła. Ale czemu? ~Upadek
fałszywej gwiazdy oznacza śmierć kontraktora. ~ Kolejna rzecz. Znów nie wiem, o
co chodzi. Ale czuję, że powinnam wiedzieć, że… wiedziałam. Nadal pamiętam tę
nazwę. Kontraktor. Nie zapomniałam mimo, że sen się skończył. Mam przeczucie,
że dziś będzie inaczej. Patrzę na gwiazdy dopóki nie wzejdzie słońce. Ono mi to
uniemożliwia. Szykuję się do szkoły. Nadal dręczy mnie to dziwne przeczucie.
Wychodzę z domu wcześniej. Żegnam się z rodzicami. Ale kogoś brakuje. Mama daje
mi drugie śniadanie i życzy miłego dnia. Ojciec wychodzi do pracy równo ze mną.
Jednakże tuż za furtką kierujemy się w przeciwne strony. Wkrótce dom znika mi z
pola widzenia. Na horyzoncie widzę zaś przyjaciół. Nikę, Sashę i Tanię. W
sumie, cieszę się, że Tania i Nika są
razem. Tworzą piękną parę. Wyjmuje z torby aparat i robię im zdjęcie z
daleka. Kocham fotografię. Podchodzę do grupki z uśmiechem. Natychmiast chcą
zobaczyć zdjęcia. Pokazuję im je. Przez przypadek przewijam na inne
zdjęcie. To jest z pociągu. Śpi na nim
blondyn w moim wieku. Co więcej… to blondyn z mojego snu. Gdyby nie to, że
pasek od aparatu miałam owinięty wokół nadgarstka, teraz pewnie mogłabym
zbierać jego szczątki z chodnika. Tania patrzy na mnie zaniepokojona. Zazwyczaj
jestem radosna, ale teraz dziwnie
zamarłam. Ocknęłam się szybko. Czemu mam zdjęcie tego chłopaka? To był tylko
sen. Ale czuję, że to kłamstwo. Ten, kto nade mną czuwa mi tak powiedział.
Uśmiechnęłam się do nich i podniosłam głowę. Po przeciwnej stronie ulicy
zobaczyłam tego chłopaka. Przeprosiłam przyjaciół i pobiegłam w jego stronę.
Blondyn wydawał się obojętny, jednak gdy tylko skręcił za róg również zaczął
biec. Było lato. A jednak jego ubiór znacznie różnił się od mojego. Ja miałam na sobie
tylko krótkie spodenki, czarną koszulkę
i czerwoną, ulubioną bluzę pasującą kolorem do moich włosów. On zaś miał na
sobie jeansy i długi do kolan biały płaszcz. Krzyknęłam za nim by się
zatrzymał. On jednak tylko przyspieszył. Skąd mam siłę, by go gonić? Kiedyś nie
miałam tak dobrej kondycji. Widzę, jak bez problemu przechodzi pod barierką. To
zakaz wejścia. Wiem, że nie powinnam, ale to silniejsze ode mnie. Biorę rozpęd
i kładąc jedną dłoń na barierce, przeskakuje ją bez problemu. Kiedy nauczyłam
się takich rzeczy? Blondyn odwrócił się
biegnąc. Dostrzegłam jego lekki uśmiech.
Potem zdałam sobie sprawę, gdzie jesteśmy. To było oceanarium. Chłopak wbiegł bocznym wejściem. Ja tuż za
nim. Blondyn zatrzymał się w jednym z pomieszczeń. Oparł dłoń o szybę. Wydawał
się zamyślony.
- To było
twoje fałszywe wspomnienie. Pamiętasz? Shion ci je dał. Chciał byś miała dobre
wspomnienia. To jedno polegało na tym,
że byliście tu w czwórkę. Ty, Shion i wasi rodzice.
- Kim jest Shion? – spytałam próbując złapać oddech.
Blondyn uśmiechnął się smutno.
- Hei mówił,
że nie będziesz nic pamiętać. Taki był warunek Yin zanim ją zabił. Ale on
chciał byś pamiętała. Twierdził, że to ci się należy. Dlatego zapisał twoje
wspomnienia w odłamku meteorytu.
- Jaki Hei? Nie rozumiem nic z tego co mówisz –
powiedziałam.
Wiedziałam, że to kłamstwo. Czułam to. Czułam, że wiem, o czym
on mówi.
- Kim ty jesteś?
Pozostał niewzruszony, ale lekki uśmiech zszedł z jego
twarzy. Wyjął z kieszeni wisiorek. Dokładnie taki jak widziałam we śnie.
Podszedł do mnie i założył mi go na szyję. Chciałam się ruszyć, uciec, ale nie
mogłam. Czy aby na pewno? Nie chciałam uciekać. Nie wiem skąd, ale byłam pewna,
że blondyn nic mi nie zrobi. Gdy tylko zawieszka dotknęła mojej skóry poczułam
ból w głowie. Wszystko powróciło. Wszystkie wspomnienia, uczucia. Wszystko.
Opadłam na podłogę. Blondyn spojrzał na mnie zmartwiony. Tyle wyrażały jego
oczy. Bolały mnie kolana, ale zignorowałam to. Pewnie miałam je otarte. Więc to
wszystko nie było snem? To było prawdziwe wspomnienie. Moje wspomnienie. Wiedziałam
już wszystko. Kim były postacie z mojego snu. Czemu co noc patrzyłam w gwiazdy.
Czemu nie chciałam by któraś z nich spadła. Czemu zależało mi na tej jednej tak
najbardziej. ~Shion, dziękuję, że nade
mną czuwasz~ powiedziałam do mojego anioła stróża. Poczułam jakby ktoś objął
mnie od tyłu. Obróciłam głowę, ale nikogo tam nie było. ~Nad tobą zawsze...
siostrzyczko~ Rozpłakałam się. Wtedy na wzgórzu powiedział mi, że nie ma
przyjaciół. Spytałam go czy ja nie jestem jego przyjaciółką. Odparł, że kimś
więcej, że siostrzyczką. Otarłam łzy rękawem bluzy. Byłam szczęśliwa. Wszystko
pasowało. I nie byłam samotna czy smutna. A to dziwne uczucie pustki zniknęło.
Spojrzałam na blondyna stojącego przede mną.
- Julay – powiedziałam cicho.
Wiedziałam, że mnie usłyszał. Podszedł do mnie niepewnie
i ukucnął obok mnie. Przytulił mnie mocno. Tym razem to on się rozpłakał. Po
raz pierwszy w życiu widziałam płaczącego Julay’a. Objęłam go lekko.
- Tęskniłem Suou. Byłem samotny. Bolało – praktycznie
wyszeptał.
Uśmiechnęłam się i objęłam go mocniej.
- Przepraszam Julay. Już nigdy nie zapomnę.
Potem wszystko poszło już tylko lepiej. Nikt nadal nie
pamiętał Shiona. Nikt oprócz mnie, Julay’a i Heia. Rodzice znów byli razem, a
co więcej, ojciec żył. Zgodnie z moimi wspomnieniami z odłamka, papa umarł w
okolicach Bramy Piekieł. Cieszyłam się każdym dniem jeszcze bardziej. Hei
dowiedział się, że odzyskałam wspomnienia. Po długich namowach Mao, który
wrócił już do swojego ciała czarnego kota i zamieszkał u mnie, kontraktor
zgodził się rozpocząć pracę w mojej szkole jako nauczyciel wf-u. Nasze treningi
nie poszły na marne i tylko ja potrafiłam mu dorównać. Ale wiedziałam, że to
nie potrwa długo. Inni wkrótce dogonią mój poziom. Na dodatek Julay zapisał się
do mojej klasy. Staliśmy się praktycznie nierozłączni. Zupełnie jak przed incydentem
z Bramą. Chodziliśmy razem praktycznie wszędzie. Zawsze za rękę. Julay zaczął
się coraz częściej uśmiechać. Wciąż twierdzi, że to z mojego powodu. Nie do
końca mu wierzę, ale cieszę się, że jest szczęśliwy. Wkrótce zaczęli nazywać
nas parą. Może w sumie nią jesteśmy? Jedno zrobiło by dla drugiego wszystko.
Więc w sumie można nas tak nazywać. A ja? Jestem szczęśliwa. Mam wokół siebie
wszystkich, na których mi zależało. A choć przeszłość czasami mnie przeraża, to
cieszę się, że ją pamiętam. Hei wytłumaczył mi jak podziałało zabicie Yin i co
się później stało. Dlatego przeszłość nie przyćmiewa mi teraźniejszości. Niemal
codziennie ćwiczę z Hei’em. A Julay zawsze nam się przygląda z boku i wiem, że
mi kibicuje. Teraz jesteśmy już niemal równi. Dziwna z nas paczka. Ja - kopia.
Hei, kontraktor, który je więcej niż pięciu ludzi razem wziętych. Mao w postaci
gadającego kota. Julay, Marionetka, która ewoluowała i teraz potrafi odczuwać
ludzkie emocje. I oczywiście Shion. Mój brat, którego kopią jestem, a który
czuwa nade mną z góry. Hei coraz częściej zabiera mnie i Julay’a na misje.
Podoba mi się takie życie. Za dnia zwykła gimnazjalistka, nocą kontraktor
wypełniający zadania Nowego Syndykatu. Mam nadzieję, że tak będzie już zawsze.
Wiem, że to nierealne marzenie. Ale papa nauczył mnie jednego. Że o marzenia
należy walczyć do końca. A teraz, idąc znowu do szkoły i trzymając Julay’a za
rękę wiem, że papa miał rację.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz