poniedziałek, 3 czerwca 2013

Part 1 (BxK) Dziś naprawdę jest jakieś święto

1 część retrospekcji xD Enjoy

Był piękny wieczór. Słońce zachodziło już, barwiąc niebo na wiele ciepłych i przyjaznych oku kolorów. Do tego wiał przyjemny, chłodny wiatr. Pewien ex-barman, skończywszy  pracę, przechadzał się po mieście. Tradycyjnie, w jego ustach dostrzec można było peta. Zastanawiał się nad dzisiejszym dniem. W sumie, miał trochę kłopotu z dłużnikami. Ale podołał im. Jak zawsze zresztą. Zatem dzień mógł zaliczyć do udanych. No chyba, że spotka tego obszczymurka. Jednakże bez tego, można uznać minione mniej niż dwadzieścia cztery godziny za istne święto.

Izaya jak zwykle przebywał w swoim apartamencie w firmie. Siedział na swoim ulubionym obrotowym fotelu. Ani na chwilę nie odrywał wzroku od panoramy miasta znajdującej się za oknem. To był zdecydowany plus tego miejsca. Mimo, że ludzie o tym nie wiedzieli, on mógł przyglądać się im. Mógł czuć się jak bóg. Jak on sam. Odsunął laptopa i wszelkie papiery. Chwilowo mu one przeszkadzały. Zamiast tego, centrum jego biurka zajmowała rozłożona gra. Zirytowana Namie weszła do pomieszczenia. Gdyby tylko weszła, nie byłoby problemu. Ona jednak musiała podejść do niego i zawracać mu głowę. Swoim zwyczajem, oparła rękę na biodrze i stwierdziła z wyrzutem.
- Znów nie pracujesz?
- Namie pomyśl… Jeśli moja praca polega na byciu informatorem, to muszę wiedzieć, co się dzieje w mieście u moich kochanych ludzi. Nieprawdaż? Zresztą… to nie praca. To styl życia.
Orihara odpowiedział jej, posyłając przy okazji jeden ze swoich firmowych uśmieszków. Dodatkowo rozłożył ręce w niby bezradnym geście.
- Psychol – mruknęła kobieta.
Informator jednak zupełnie zignorował jej słowa i ciągnął swój monolog.
- Zresztą… tu nie ma nic ciekawego do roboty. Idę do moich kochanych. Może nawet odwiedzę Masaomiego i Saki?

Blondyn szedł nadzwyczaj spokojnie. Przywykł, że ludzie uciekają od niego. I to nie tylko, gdy jest wnerwiony. Ale dzięki temu mógł ich obserwować. Wydawało mu się, że powoli rozumiał, co Izaya w tym widzi.  Podążali w różnych kierunkach. Mieszkańcy byli świetnym przykładem stwierdzenia, że Tokio zawsze żyło. Heiwajima wypuścił z ust dym z papierosa.

Orihara obrócił się na swoim fotelu i odpychając nogami, przejechał aż do drzwi. Tam zatrzymała go jeszcze bardziej wkurzona Namie. Chwyciła podłokietnik fotela i wpiła w niego spojrzenie.
- Myślisz, że wyjdziesz sobie, gdy czeka tu na ciebie taka góra papierów. Zgłoszenia do informatora. Ile razy mam ci przypominać?
- Nie myślę – odparł. – Ja to zrobię. A od papierów jesteś ty. Po to cię zatrudniłem.
I nim dziewczyna zdążyła zaprotestować, przemknął pod jej ramieniem i wyszedł z pokoju, trzaskając  drzwiami. Chciał wtopić się w pulsujące życiem ulice Shinjuku. A może nawet Ikebukuro? Jak nie będzie miał co robić, to czemu nie?

Shizuo spojrzał w niebo. Niemal od niechcenia i machinalnie upuścił peta i przygniótł go butem. Westchnął ciężko, po czym stwierdził, że wróci do domu.


 Izaya wyszedł z budynku tak szybko, jak się dało. Spojrzał w nocne niebo nad nim. Niebo, które zawsze istniało, niezależnie od tego co się działo w mieście. Zawsze łączyło ludzi którzy pod nim żyli mimo ogromnych odległości. Izaya chciał być właśnie jak to niebo. Tylko, że w jego okrutnej wersji, która lubi bawić się uczuciami innych. Ale to nie było zależne od niego. On po prostu kochał ludzi. Tych których mijał na ulicy i prawdopodobnie nigdy nie pozna, tych których zna dobrze, bo z nimi pracuje i tych których zna, bo lubi mieć lalki do zabawy. Nie kierował się w żadną stronę. Przypadkiem dostrzegł parę wychodzącą z kina. Podszedł do nich swoim swobodnym krokiem. Pochylił się lekko i przekręcił głowę.
- Masaomi... jak dawno cię tu nie widziałem.
Uśmiechnął się irytująco, jak ktoś kto ma przewagę nad innymi. Jak jakiś cholerny bóg.
-Cóż... powiedziałbym, że cieszę się z tego spotkania, ale kłamanie to wada, a ja  obiecałem, że wszystkie swoje zlikwiduję
Kida spojrzał z uśmiechem na Saki, która chwyciła go za rękę.
Izaya zirytował się. Zrobił tyle, żeby im przeszkodzić, żeby nie stracić pionków. A oni teraz stali przed nim uszczęsliwienie podczas gdy jego zycie po cichu się rujnowało. Nie dał tego po sobie poznać. Nadal irytująco uśmiechnięty zwrócił się do Saki.
- Może posłuchasz mnie ostatni raz i go zostawisz?
Zabrzmiał jak desperat i wiedział o tym, ale dziś nie miał humoru. Dziewczyna tylko pokręciła przecząco głową.
- Żegnaj Izaya.
stwierdził Kida i odeszli wtapiając się w tłum. Izaya wyrwał jednemu z przechodniów telefon i rozdeptał go w bardzo efektywny sposób. Mężczyzna chciał się na niego za to wydrzeć, lecz widząc jego morderczy wzrok odpuścił sobie. A Izaya wiedział co mu poprawi humor. Jakaś większa rozróba w tym małym wielkim mieście

Heiwajima wziął kolejnego peta w dwa palce. Naprawdę miał problem z uzależnieniem. Nie żeby go to specjalnie obchodziło. Bez wahania wsadził go sobie do ust i odpalił. Schował ręce do kieszeni spodni. Ubiór barmana, który dostał od Kasuki, zdecydowanie rzucał się w oczy. Ludzie mijali go możliwie jak najdalej. Nie chcieli mu podpaść. W żaden możliwy sposób. W końcu był bestią tego miasta. Nienawidził tego określenia. Zwłaszcza, że najczęściej padało z ust osoby, której najbardziej nienawidził. I w ten sposób jego myśli wróciły do postaci informatora. Czemu o nim myślał? Skoro nie ma go na horyzoncie, to powinien się tym spokojem do diabła cieszyć i zachowywać, jakby Izaya nie istniał. A on zamiast tego o nim myśli. Zaklął siarczyście w myślach i chwycił pobliski znak. Nie trzeba było długo czekać, by metal złamał się na pół. Shizuo od razu poczuł ulgę. Przez natłok myśli zebrała się w nim taka irytacja, którą wolał odreagować na tym martwym przedmiocie. Bynajmniej nie na żywym człowieku.

Izaya poszedł bocznymi uliczkami, aż w końcu trafił na jedną z większych. Wziął głęboki oddech tego zanieczyszczonego powietrza i obkręcił się wokół własnej osi. Zadziwił tym stojące najbliżej osoby. Wiele z nich go tu nie znało, ale praktycznie każdy korzystał z jego informacji. W tłumie dostrzegł Shizuo. Chciał go zirytować, ale z drugiej strony był zmęczony. Widział, jak ludzie uciekają przed nim. Jak zgina znak. Przeszedł obok niego nawet bez pozdrowienia, zatopiony we własnych myślach. Uznał, że samotność bestii będzie najlepszą karą dla Shizuo.

Zauważając Izayę, Heiwajima skomentował to krótko i niezbyt przebierając w słowach.
- No kurwa…
Jednak z informatorem było coś nie tak. Wyczuł to od razu. Nie żeby się martwił, czy myślał nad tym. Z drugiej strony Orihara nagle nie stał się normalny. Po prostu… wydawał się bardziej zamyślony niż zwykle. Blondyn zmrużył oczy. Zero zaczepek z jego strony. Brak tego specyficznego, wkurwiającego uśmiechu. Jakby się nie znali. Jakby od liceum się z nim nie napierdalał, gdy tylko tego skurczybyka dostrzeże na horyzoncie. Aż z wrażenia spojrzał na przechodzącego bruneta znad niebieskich okularów.

Izaya poczuł na sobie dziwny wzrok Shizuo.  Zignorował go całkowicie. Po raz pierwszy zaczął zastanawiać się nad swoim życiem. Do tej pory tylko komplikował i bawił się życiami innych, ale teraz czuł jakąś pustkę. Nie miał nawet ochoty na irytowanie Shizuo, na dokuczanie Saki i Kidzie. Przecież mógł pójść za nimi i ich pomęczyć. Ale nie chciał. Nie miał ochoty, Zastanawiał się tylko czemu.

~ Dziś naprawdę jest jakieś święto. Zapomniałem o czymś?  ~ Pomyślał Shizuo. Skoro mógł chociaż raz mieć spokój od tej pchły, postanowił, że wykorzysta to jak najlepiej.


Izaya sam nie wiedział gdzie idzie. Po prostu szedł przed siebie. W pewnym momencie zadzwonił jego telefon. Zirytowany odebrał.
- Co się dzieje?!
Głos Namie brzmiał nadzwyczaj niespokojnie. Izaya przez ułamek sekundy rozważał złośliwy komentarz. Jednak jego rozważania zniknęły, gdy usłyszał następne zdanie.
- Jedna z twoich sióstr została dzisiaj potrącona. Dowiesz się wszystkiego na miejscu. Jest w szpitalu w bloku obok naszego wieżowca. Nie masz czasu.
Izaya rozłączył się i stał jak wmurowany. Dowiedział się co czuł Kida ratując Saki. Ruszył jakby go sam diabeł gonił. Potrącił wielu ludzi po drodze. Nie zwracał na to uwagi. Nie przepraszał nikogo. Ścigał się z czasem. Nie dostrzegł, że potrącił też Shizuo. Po prostu biegł.

Nagle coś się z nim zderzyło. Nim się zorientował, owe „coś” pobiegło dalej, nawet go nie przepraszając. Obrócił się i zobaczył coś dziwniejszego niż niezaczepiający go Izaya. Mianowicie… Izaya Orihara biegł, jakby przynajmniej mu ktoś chałupę podpalił. Zdjął okulary i przetarł oczy. Normalnie nie dowierzał temu, co się tu działo.


3 komentarze:

  1. Dobrze ci wyszła ta retrospekcja:3 Czekam dalej, chociaż wiem, co się będzie działo. xD

    OdpowiedzUsuń
  2. podobnie jak w "Co się ze mną dzieję?" :O
    to nie będzie jakaś alternatywna wersja tego,prawda?
    Czekam na kolejną część ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście podobnie :D prawie identycznie. Ale to nie będzie alternatywa :D

      Usuń