1 część retrospekcji xD Enjoy
Był piękny wieczór. Słońce zachodziło już, barwiąc niebo
na wiele ciepłych i przyjaznych oku kolorów. Do tego wiał przyjemny, chłodny
wiatr. Pewien ex-barman, skończywszy
pracę, przechadzał się po mieście. Tradycyjnie, w jego ustach dostrzec
można było peta. Zastanawiał się nad dzisiejszym dniem. W sumie, miał trochę
kłopotu z dłużnikami. Ale podołał im. Jak zawsze zresztą. Zatem dzień mógł
zaliczyć do udanych. No chyba, że spotka tego obszczymurka. Jednakże bez tego,
można uznać minione mniej niż dwadzieścia cztery godziny za istne święto.
Izaya jak zwykle przebywał w swoim apartamencie w firmie.
Siedział na swoim ulubionym obrotowym fotelu. Ani na chwilę nie odrywał wzroku
od panoramy miasta znajdującej się za oknem. To był zdecydowany plus tego
miejsca. Mimo, że ludzie o tym nie wiedzieli, on mógł przyglądać się im. Mógł
czuć się jak bóg. Jak on sam. Odsunął laptopa i wszelkie papiery. Chwilowo mu
one przeszkadzały. Zamiast tego, centrum jego biurka zajmowała rozłożona gra.
Zirytowana Namie weszła do pomieszczenia. Gdyby tylko weszła, nie byłoby
problemu. Ona jednak musiała podejść do niego i zawracać mu głowę. Swoim
zwyczajem, oparła rękę na biodrze i stwierdziła z wyrzutem.
- Znów nie pracujesz?
- Namie
pomyśl… Jeśli moja praca polega na byciu informatorem, to muszę wiedzieć, co
się dzieje w mieście u moich kochanych ludzi. Nieprawdaż? Zresztą… to nie
praca. To styl życia.
Orihara odpowiedział jej, posyłając przy okazji jeden ze
swoich firmowych uśmieszków. Dodatkowo rozłożył ręce w niby bezradnym geście.
- Psychol – mruknęła kobieta.
Informator jednak zupełnie zignorował jej słowa i ciągnął
swój monolog.
- Zresztą…
tu nie ma nic ciekawego do roboty. Idę do moich kochanych. Może nawet odwiedzę
Masaomiego i Saki?
Blondyn szedł nadzwyczaj spokojnie. Przywykł, że ludzie
uciekają od niego. I to nie tylko, gdy jest wnerwiony. Ale dzięki temu mógł ich
obserwować. Wydawało mu się, że powoli rozumiał, co Izaya w tym widzi. Podążali w różnych kierunkach. Mieszkańcy byli
świetnym przykładem stwierdzenia, że Tokio zawsze żyło. Heiwajima wypuścił z
ust dym z papierosa.
Orihara obrócił się na swoim fotelu i odpychając nogami,
przejechał aż do drzwi. Tam zatrzymała go jeszcze bardziej wkurzona Namie.
Chwyciła podłokietnik fotela i wpiła w niego spojrzenie.
- Myślisz,
że wyjdziesz sobie, gdy czeka tu na ciebie taka góra papierów. Zgłoszenia do
informatora. Ile razy mam ci przypominać?
- Nie myślę – odparł. – Ja to zrobię. A od papierów
jesteś ty. Po to cię zatrudniłem.
I nim dziewczyna zdążyła zaprotestować, przemknął pod jej
ramieniem i wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami. Chciał wtopić się w pulsujące życiem
ulice Shinjuku. A może nawet Ikebukuro? Jak nie będzie miał co robić, to czemu nie?
Shizuo spojrzał w niebo. Niemal od niechcenia i
machinalnie upuścił peta i przygniótł go butem. Westchnął ciężko, po czym
stwierdził, że wróci do domu.
Izaya wyszedł z budynku tak szybko, jak się dało.
Spojrzał w nocne niebo nad nim. Niebo, które zawsze istniało, niezależnie od
tego co się działo w mieście. Zawsze łączyło ludzi którzy pod nim żyli mimo
ogromnych odległości. Izaya chciał być właśnie jak to niebo. Tylko, że w jego
okrutnej wersji, która lubi bawić się uczuciami innych. Ale to nie było zależne
od niego. On po prostu kochał ludzi. Tych których mijał na ulicy i
prawdopodobnie nigdy nie pozna, tych których zna dobrze, bo z nimi pracuje i
tych których zna, bo lubi mieć lalki do zabawy. Nie kierował się w żadną stronę.
Przypadkiem dostrzegł parę wychodzącą z kina. Podszedł do nich swoim swobodnym
krokiem. Pochylił się lekko i przekręcił głowę.
- Masaomi... jak dawno cię tu nie widziałem.
Uśmiechnął się irytująco, jak ktoś kto ma przewagę nad innymi. Jak jakiś
cholerny bóg.
-Cóż... powiedziałbym, że cieszę się z tego spotkania, ale kłamanie to wada, a
ja obiecałem, że wszystkie swoje zlikwiduję
Kida spojrzał z uśmiechem na Saki, która chwyciła go za rękę.
Izaya zirytował się. Zrobił tyle, żeby im przeszkodzić, żeby nie stracić
pionków. A oni teraz stali przed nim uszczęsliwienie podczas gdy jego zycie po
cichu się rujnowało. Nie dał tego po sobie poznać. Nadal irytująco uśmiechnięty
zwrócił się do Saki.
- Może posłuchasz mnie ostatni raz i go zostawisz?
Zabrzmiał jak desperat i wiedział o tym, ale dziś nie miał humoru. Dziewczyna
tylko pokręciła przecząco głową.
- Żegnaj Izaya.
stwierdził Kida i odeszli wtapiając się w tłum. Izaya wyrwał jednemu z
przechodniów telefon i rozdeptał go w bardzo efektywny sposób. Mężczyzna chciał
się na niego za to wydrzeć, lecz widząc jego morderczy wzrok odpuścił sobie. A
Izaya wiedział co mu poprawi humor. Jakaś większa rozróba w tym małym wielkim
mieście
Heiwajima wziął kolejnego peta w dwa palce. Naprawdę miał
problem z uzależnieniem. Nie żeby go to specjalnie obchodziło. Bez wahania
wsadził go sobie do ust i odpalił. Schował ręce do kieszeni spodni. Ubiór barmana,
który dostał od Kasuki, zdecydowanie rzucał się w oczy. Ludzie mijali go
możliwie jak najdalej. Nie chcieli mu podpaść. W żaden możliwy sposób. W końcu
był bestią tego miasta. Nienawidził tego określenia. Zwłaszcza, że najczęściej
padało z ust osoby, której najbardziej nienawidził. I w ten sposób jego myśli
wróciły do postaci informatora. Czemu o nim myślał? Skoro nie ma go na
horyzoncie, to powinien się tym spokojem do diabła cieszyć i zachowywać, jakby
Izaya nie istniał. A on zamiast tego o nim myśli. Zaklął siarczyście w myślach
i chwycił pobliski znak. Nie trzeba było długo czekać, by metal złamał się na
pół. Shizuo od razu poczuł ulgę. Przez natłok myśli zebrała się w nim taka
irytacja, którą wolał odreagować na tym martwym przedmiocie. Bynajmniej nie na
żywym człowieku.
Izaya poszedł bocznymi
uliczkami, aż w końcu trafił na jedną z większych. Wziął głęboki oddech tego
zanieczyszczonego powietrza i obkręcił się wokół własnej osi. Zadziwił tym
stojące najbliżej osoby. Wiele z nich go tu nie znało, ale praktycznie każdy
korzystał z jego informacji. W tłumie dostrzegł Shizuo. Chciał go zirytować,
ale z drugiej strony był zmęczony. Widział, jak ludzie uciekają przed nim. Jak
zgina znak. Przeszedł obok niego nawet bez pozdrowienia, zatopiony we własnych
myślach. Uznał, że samotność bestii będzie najlepszą karą dla Shizuo.
Zauważając Izayę,
Heiwajima skomentował to krótko i niezbyt przebierając w słowach.
- No kurwa…
Jednak z informatorem było coś nie tak. Wyczuł to od
razu. Nie żeby się martwił, czy myślał nad tym. Z drugiej strony Orihara nagle
nie stał się normalny. Po prostu… wydawał się bardziej zamyślony niż zwykle. Blondyn
zmrużył oczy. Zero zaczepek z jego strony. Brak tego specyficznego,
wkurwiającego uśmiechu. Jakby się nie znali. Jakby od liceum się z nim nie
napierdalał, gdy tylko tego skurczybyka dostrzeże na horyzoncie. Aż z wrażenia
spojrzał na przechodzącego bruneta znad niebieskich okularów.
Izaya poczuł na sobie
dziwny wzrok Shizuo. Zignorował go całkowicie. Po raz pierwszy zaczął
zastanawiać się nad swoim życiem. Do tej pory tylko komplikował i bawił się
życiami innych, ale teraz czuł jakąś pustkę. Nie miał nawet ochoty na
irytowanie Shizuo, na dokuczanie Saki i Kidzie. Przecież mógł pójść za nimi i
ich pomęczyć. Ale nie chciał. Nie miał ochoty, Zastanawiał się tylko czemu.
~ Dziś naprawdę jest jakieś święto. Zapomniałem o
czymś? ~ Pomyślał Shizuo. Skoro mógł chociaż
raz mieć spokój od tej pchły, postanowił, że wykorzysta to jak najlepiej.
Izaya sam nie wiedział
gdzie idzie. Po prostu szedł przed siebie. W pewnym momencie zadzwonił jego
telefon. Zirytowany odebrał.
- Co się dzieje?!
Głos Namie brzmiał nadzwyczaj niespokojnie. Izaya przez ułamek sekundy
rozważał złośliwy komentarz. Jednak jego rozważania zniknęły, gdy usłyszał
następne zdanie.
- Jedna z twoich sióstr została dzisiaj potrącona. Dowiesz się wszystkiego na
miejscu. Jest w szpitalu w bloku obok naszego wieżowca. Nie masz czasu.
Izaya rozłączył się i stał jak wmurowany. Dowiedział się co czuł Kida ratując
Saki. Ruszył jakby go sam diabeł gonił. Potrącił wielu ludzi po drodze. Nie
zwracał na to uwagi. Nie przepraszał nikogo. Ścigał się z czasem. Nie
dostrzegł, że potrącił też Shizuo. Po prostu biegł.
Nagle coś się z nim
zderzyło. Nim się zorientował, owe „coś” pobiegło dalej, nawet go nie
przepraszając. Obrócił się i zobaczył coś dziwniejszego niż niezaczepiający go
Izaya. Mianowicie… Izaya Orihara biegł, jakby przynajmniej mu ktoś chałupę
podpalił. Zdjął okulary i przetarł oczy. Normalnie nie dowierzał temu, co się
tu działo.
Dobrze ci wyszła ta retrospekcja:3 Czekam dalej, chociaż wiem, co się będzie działo. xD
OdpowiedzUsuńpodobnie jak w "Co się ze mną dzieję?" :O
OdpowiedzUsuńto nie będzie jakaś alternatywna wersja tego,prawda?
Czekam na kolejną część ;).
Rzeczywiście podobnie :D prawie identycznie. Ale to nie będzie alternatywa :D
Usuń