środa, 27 lutego 2013

Soul Eater (Maka x Soul - Part 10)


- Twój chłopak za nami leci – stwierdziła z pogardą Issabelle.
Nie cierpiała, gdy ktoś robił cokolwiek nie po jej myśli. A ten chłopak nie podporządkował się jej regułom. Miała w tej chwili ochotę na zabicie go. Powolne i sadystyczne. Albarn natomiast całą drogę ryczała po cichu. Boże, przecież tylko słabeusze płaczą. A oni tylko irytowali Izzy. Więc po co taka nic nie warta dziewczyna samej Medusie? Najwyraźniej Mace skończyły się łzy, bo powiedziała cichym i spokojnym głosem.
- Jeśli teraz wylądujesz, zniechęcę go do podążania za nami. W innym wypadku Soul pozna drogę do kryjówki Medusy.
Issabelle pominęła milczeniem fakt, że jeżeli teraz nie odprawią chłopaka, zabije go najzwyczajniej w świecie. Argument dziewczyny najbardziej do niej przemówił, choć w życiu by się do tego nie przyznała. Wiedziała o tym, ale wyglądało na to, że Albarn uważa się za mądrzejszą od wszystkich. Tylko głupiec może tak sądzić, choć i tak z jednym wyjątkiem. Jedyną osobą, która była wszechwiedząca to Issabelle. Przynajmniej w jej mniemaniu. Patrzyła na świat cynicznie i pogardliwie, jakby każda żyjąca istota była gorsza od niej. Wielu to irytowało, ale zazwyczaj nie przeżywali do momentu, gdy mieli jej to otwarcie powiedzieć. Westchnęła więc ciężko i obniżyła lot. Po chwili obie stanęły na rozgrzanym piasku. Nie złożyła jednak skrzydeł. Dodawały jej powagi. Czuła się silniejsza i wolniejsza, gdy nie były ukryte. Nie pomagał fakt, że było samo południe, co potęgowało gorąco.
- Jesteś bronią? - spytała nagle Albarn.
Mówiła nadal tym cichym, pełnym boleści głosikiem, który denerwował wiedźmę.
- A co cię to? – odwarknęła niezbyt przyjaźnie Izzy.
Jak ta mała śmiała nawiązywać rozmowę? W ogóle jej nie interesowała, a tym bardziej nie miała ochoty na pogawędkę. Jedyne na co Maka mogła liczyć z jej strony, to chamskie docinki i upokorzenia.
- Tak na wszelki wypadek.
Ta odpowiedź rozsierdziła Izzy jeszcze bardziej. Jak takie małe, irytujące, łatwe do zabicia stworzenie może traktować tak silną wiedźmę jak Izzy jako opcję zapasową?!
- Jestem mistrzem i wiedźmą. To chyba wystarczy. Ty nawet tego nie masz.
Prychnęła pogardliwie. Doskonale wiedziała, że Maka jest zarówno mistrzem, jak i bronią. Takie połączenie byłoby interesujące, gdyby było osiągalne dla Izzy. Ponieważ rzeczywistość była nieco inna, dziewczyna nie zawracała sobie tym głowy. Maka tymczasem otarła oczy rękawem. Zdawała sobie sprawę, że na jej policzkach zostaną po nich ślady, ale wierzyła, że doda jej to wiarygodności. Wiedziała jak rani siebie i Soula. Jednak musiała. Choć nigdy wcześniej nie rozdzielali się, nawet na chwilę. Zawsze mogli też na siebie liczyć. A ona się tak zachowała. Co z tego, że dla ich dobra. Jego i Crony. To było… nieludzkie. Nie było na to innego słowa. I nie było żadnego usprawiedliwienia. A teraz miała jeszcze ogromne wyrzuty sumienia. Soul wkrótce wylądował przy nich. Izzy wyciągnęła z kieszeni pilniczek, odeszła kilkanaście kroków i zupełnie zignorowawszy innych z uwagą zaczęłą piłować paznokcie. Pierwszym co zrobił Soul, było podejście do Maki i mocne przytulenie jej. Dziewczyna stała nieruchomo i nie protestowała. Po chwili jednak odsunął się. Ze smutnym uśmiechem spytał.
- Dlaczego?
Wydawał się taki smutny. Maka pamiętała ile razy narażał dla niej życie. Była niemal pewna, że zrobi to znowu. Jedynym sposobem, jaki znalazła, było zniechęcenie go. Sprawienie, by ją znienawidził. To będzie bolesne, ale konieczne.
- Bo jesteś wrednym, aroganckim idiotą, który uważa, że jest kozakiem i nigdy nie bierze niczego na serio! – odparła udając wściekłą. – Chcesz więcej powodów? Żeby nie przebywać z tobą! Czemu za mną ruszyłeś? Mogę wieść życie o jakim marzyłam, a ty to utrudniasz. Masz więcej wad niż zalet!
To była częściowo prawda. Soul rzeczywiście miał więcej wad niż zalet. Był leniwy. Źle się uczył. Patrzył na świat nieco cynicznie. Często się obrażał i ryzykował swoim życiem niemal dla zabawy. Skrywał uczucia. Irytował. Denerwował. Jednak, gdy przychodziło co do czego, potrafił być miły, czuły i opiekuńczy i starał się obronić kogoś, nie bacząc na swoje zdrowie. Za to Maka go… pokochała. Nie wiedziała, co czeka ją u Medusy. Nie była pewna swej przyszłości. Ale wiedziała jedno. Jeśli nie posłucha starej wiedźmy, ona zabije Soula za pomocą czarnej krwi. A Albarn chciała go obronić. Choć raz chciała być tak silna, jak on. Dostrzegła, że jej słowa odniosły efekt. Soul załamał się, choć tylko na chwilę. Chwycił się jednak małego promyczka nadziei.
- To dlaczego masz na szyi moją przepaskę do włosów? – spytał.
Izzy zupełnie ignorowała te scenę. Stała na uboczu i pilnowała, by ta mała nie powiedziała o słowa za dużo. Nie chciała się do tego przyznać, ale nabierała do niej czego ś w rodzaju szacunku. Miłość nie uczyniła z niej słabeusza, ale potężną osobę, która chce kogoś obronić. Poza tym, ryzykować własnym życiem dla kogoś? Izzy nie spotkała w swoim życiu kogoś, kto znaczyłby dla niej tak wiele. Issabelle zirytowana odgoniła te myśli.
~Za długo przebywałam wśród tych idiotów. ~
Zerknęła jeszcze szybko na partnerów, ale szybko powróciła do piłowania paznokci.
~Oni się zachowują jak w jakimś cholernym love story.~
Maka opadła na kolana. Podniosła tym samym chmarę piachu, który zawisł na chwilę w powietrzu. Soul znowu ją przytulił.
- Powiedz mi prawdę – poprosił.
Tym razem Albarn wtuliła się lekko w niego. Łzy popłynęły jej po policzku.
- Choć raz chcę być tak silna jak ty.
Wiedziała, że choć ta odpowiedź nie rozwieje wszystkich wątpliwości, to wystarczy. Wiedziała, że chłopak zrozumie. I tak jak się spodziewała, na twarzy Soula pojawił się błysk zrozumienia.
- Proszę, nie – zaczął protestować.
Maka odepchnęła go od siebie. Zaskoczony chłopak upadł na piach. Nadal dotykając jego klatki piersiowej dziewczyna powiedziała.
- Uziemienie.
- Co? Przecież to sztuczka Psorka!
Chłopak spróbował się ruszyć. Zupełnie bez efektu. Maka pocałowała go w policzek i podeszła do Izzy.
- Możemy lecieć.
Issabelle nic nie powiedziała, tylko złapała Albarn za rękę i wzbiła się w niego. Ku swojemu zdziwieniu Izzy odczuwała pewne współczucie wobec tej dziewczyny. A także coś na kształt nikłej przyjaźni? Izzy sama tego nie wiedziała. Nigdy się nie zakochała i nigdy nie miała przyjaciółki. Dlatego nie rozumiała uczuć Maki. Zresztą… zastanawiała się, czemu w obecności dziewczyny ma takie odczucia. Były to dla niej nowe doświadczenia. Wcześniej znała tylko niechęć, pogardę, nienawiść i pożądanie. Nic więcej. Wkrótce dotarły na miejsce, które swoją drogą nie było zbyt ciekawe. Stanęły przed olbrzymim kamiennym budynkiem z jednymi tylko wrotami. Kiedy dotarły przed nie, Izzy radośnie stwierdziła.
- No to jesteśmy w domu.
Wiedźma już wyobrażała sobie, jak będzie torturować Erukę i innych. To zawsze napełniało ją radością. Maka spojrzała na nią beznamiętnie.

Soul leżał przygwożdżony do ziemi kilkadziesiąt minut. Dopiero potem znalazł go Kid, lecący na tej swojej desce. Wystrzelił racę, by inni mogli ich zlokalizować. Po upływie tego samego czasu pojawił się Black Star, Tsubaki i Stein. Profesor zaśmiał się.
- Kto cię tak załatwił? – spytał z drwiną.
Jeszcze nie sprawdził przyczyny, przez którą chłopak nie mógł się ruszyć.
- Maka zablokowała mnie Uziemieniem.
Uśmiech zgasł na ustach mężczyzny.
- Niemożliwe. Widziała to tylko parę razy w moim wykonaniu. Nie uczyłem jej tego na pewno!
Mózg Steina pracował na najwyższych obrotach. Zdawał sobie sprawę z tego, ile mocy potrzebne jest do zwykłego Uziemienia, do kamienia, czy innego stałego ciała. A tu piasek! Ten typ nie udał się nawet profesorowi. A już na pewno nie na tak długo!
- Jak pan widzi, jednak się nauczyła. Umie pan to zdjąć czy nie?
Evans zaczynał się irytować. Nie chciał by inni zobaczyli jak płacze, jednak nie mógł powstrzymać łez. Płakanie przecież nie jest „cool”. Zanim Stein zdjął czar, Soulowi poleciały łzy po policzku. Zresztą… jakby mógł je powstrzymać? Najważniejsza dla niego osoba odleciała z wiedźmą. I wyglądało na to, że z własnej woli. A ten tekst o byciu silnym? Białowłosy już nic nie rozumiał.
- Uwolnienie.
Chłopak usiadł ciężko na piachu. Kid nie wtrącał się. Nie wiedział co robić. Soul przecież nigdy nie płakał. Nie okazywał słabości. Nie przed nimi. Czasem przed Maką, ale to i tak rzadko. Głównie podczas i po koszmarach. Ale teraz? Evans wydawał się… bezbronny. Black podszedł do niego i z impetem trzepnął w łopatki. Chciał go pocieszyć, ale Soul spojrzał na niego, jakby chciał mu zrobić co najmniej porządną krzywdę. Dlatego też Tsubaki odciągnęła go od chłopaka i przyłożyła mu solidną Lepą w głowę. Potem podeszła do Soula i położyła mu lekko dłoń na ramieniu. Zaczęła po cichu mówić do niego jakieś słowa pocieszenia. Chłopak jednak odtrącił jej dłoń i wstał. Wepchnął ręce do kieszeni kurtki i jakby nic się nie stało, ruszył w kierunku Shibusen. Łzy zasłaniały mu wzrok, ale nie dbał o to. Nie obchodzili go także jego przyjaciele, którzy się o niego martwili. Chciał zostać sam i zatonąć w smutku.

4 komentarze:

  1. Co ty mi tak Soula katujesz? :<

    OdpowiedzUsuń
  2. biedny Soul... cud nad cudami, świetnie piszerz!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Za co mi tak soul'a katujesz .? Ahh no nic swietnie to wymyslilas

    OdpowiedzUsuń
  4. Tyle cierpinia musi znieść! Katujesz go. ale mimo tego to najlepsze opowiadanie o Soul Eaterze jakie czytałam.:)

    OdpowiedzUsuń