Wiem, że długo nie pisałam... Gomenasai ;c
Ale egzaminy już we wt, śr i czw więc niedługo nadciągnie mały spamik.
Niemniej jednak, jako takie preludium przed tym, co będzie wrzucam małego one - shota.
Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Kolejne zwyczajne popołudnie w Ikebukuro. Ten sam
schemat, który znają wszyscy. A mimo to… mimo to nikt jeszcze do niego nie przywykł.
Nikomu się nie znudził. Wysoki brunet w czarnej, obszytej białym futerkiem
kurtce uciekający przed farbowanym blondynem w stroju barmana. Dwaj dorośli
mężczyźni. Dwaj wrogowie od liceum. I to nie byle jacy wrogowie. Co to, to nie.
Odwieczni wrogowie. Najwięksi wrogowie. Tak… właśnie tak ich postrzegano. Choć
nikt nigdy nie zapytał ich o prawdziwe uczucia względem drugiego. To wydawało
się ludziom tak oczywiste. Dwa niebezpieczne potwory. Cóż mogą czuć poza
nienawiścią? Widzieli ruchy ich ciał. Tak idealnie zgrane. Informator z kocią
gracją omijał znaki drogowe, śmietniki, ludzi i masę innych rzeczy rzucanych
przez ex-barmana. Do tego co jakiś czas obracał się, by zaśmiać mu się w twarz
lub pokazać język. Prowokował bestię z Ikebukuro. I robił to umyślnie. Normalny
człowiek nigdy by tego nie zrobił. Chowali się nawet teraz, choć wiedzieli, że
to nie oni są celem farbowanego. Sam Shizuo nie wiedział, czemu właściwie go
goni. Wystarczyło, że zobaczył ten irytujący uśmieszek, ten złośliwy błysk w
czerwonych oczach. A tym razem skończyło się jak zazwyczaj. Izaya znudził się
zabawą i wskoczył na dach jakiegoś budynku. Może i Heiwajima był silny, ale to
Orihara był sprawniejszy. I dzięki temu jeszcze żył, choć zdawał się nie
przejmować tym faktem. Teraz stał oparty o barierkę na dachu dwupiętrowego budynku
i spoglądał w dół. W wąską uliczkę na odludziu, na której stał Shizu – chan.
Wiatr porywał jego czarną kurtkę a zachodzące słońce oświetlało jego twarz. Aż
po uliczce echem rozniósł się jego śmiech.
- I co teraz zrobisz Shizu -chan?
Spytał, lekko przekrzywiając głowę. Wiedział jak blondyn
nie znosi tego przezwiska. I nawet mógł wyobrazić sobie, jak pulsuje mu żyłka
na skroni. Chwilę potem, dosłownie o centymetry przeleciał obok niego jakiś
automat z napojami. Tak spudłować Shizu-chan? Nieładnie. Ale Izaya postanowił
go podręczyć. Zaczął przechadzać się po barierce.
- Co mi ciekawego powiesz Shizu-chan?
Blondyn złapał najbliższy znak i złamał go jak zapałkę.
- Zejdź tu to ci odpowiem! – odparł.
Izaya tylko się zaśmiał i pokręcił głową.
- To nie
byłoby zabawne! Ale wiesz Shizu-chan? Ostatnio trochę rozmyślałem. O ludziach i
waszym życiu. Większość z was ma jakiś cel. A ty Shizu chan? Jaki masz cel w
życiu?
Stanął nieruchomo na barierce i spojrzał na niego
wyczekująco. Zastanawiał się, czy jego odpowiedź go rozczaruje.
- W tej chwili? Zmusić cię być zlazł z tego budynku i
rozmaślić twoją głowę o ścianę! – odparł.
Orihara uśmiechnął się smutno.
- Szkoda – szepnął.
Słońce akurat zaszło. Wysłało ostatni promień, który
oślepił Heiwajimę na ułamek sekundy. Ale to wystarczyło. Tyle czasu wystarczyło
Izayi by zniknąć z tamtego dachu. By odwrócił się na pięcie i uciekł, nie dając
blondynowi czasu na wytłumaczenie. Shizuo upuścił znak i przetarł oczy, a wiatr
poniósł słowa Izayi daleko dalej, ale nie do uszu blondyna. Obaj wiedzieli, że
nie taka powinna paść odpowiedź. Orihara
chciał usłyszeć co innego, a Shizuo pragnął co innego powiedzieć. Ale nie mógł.
Po prostu nie potrafił się przełamać. Bał się reakcji tego drugiego.
Kilka tygodni później Shizuo wracał z wakacji. Zrobił
sobie tygodniowy urlop i był w świetnym humorze do czasu. Do czasu, gdy zrobiło
się duszno, a wkrótce potem zaczął padać deszcz. Blondyn nie chcąc całkowicie
przemoknąć zaparkował motocykl i skrył się przed płaczącym niebem w parku w
Tokio. W parku pełnym drzew wiśni. Planował tylko przeczekać deszcz. Naprawdę
go nienawidził. Może nawet bardziej niż Izayi. Ale… czy to naprawdę było
uczucie, jakie żywił wobec informatora? Próbował go zabić od liceum. Jednak…
cieszył się, gdy go widział. Na swój sposób, ale cieszył się. Był szczęśliwy,
że nic mu się nie stało, mimo niezbyt bezpiecznej pracy. I rzucał się w ten
pościg za nim, bo to był jedyny sposób, by być blisko niego. Choć przez chwilę.
A przecież takich uczuć nie nazwie się nienawiścią.
Izaya spojrzał w niebo zawczasu. Kochał deszcz. Płaczące
niebo, które żałuje problemów ludzi. Jego niebo. Udało mu się zdążyć. Wyszedł z
firmy, nawet nie żegnając się z Namie, po czym pognał do parku. To tam uwielbiał
spędzać deszczowe dni. Tam miał swoją ulubioną polanę. Gdy dotarł na skraj
lasu, przytłoczyły go własne myśli. To był jedyny minus deszczowych dni. Nie
mógł się ganiać z Shizuo, a przecież nie pójdzie do niego w odwiedziny. No bo
przecież ex-barman go nienawidzi, prawda? I nie liczyły się tu uczucia Orihary.
Nawet te cieplejsze. Izaya otrząsnął się
i wbiegł do parku. Zaczęło już padać, a do polanki miał niemały kawałek.
Nie zauważył tylko, że osoba jego rozmyślań, stała pod jednym z drzew.
Shizuo planował zapalić papierosa. Zawsze to robił, gdy
się denerwował. Ale uświadomił sobie, że i tak by się nie udało, ze względu na
deszcz. Kątem oka dostrzegł doskonale znaną mu kurtkę a także jej właściciela
mknącego pośród drzew. Niezbyt wiele myśląc, Heiwajima ruszył za nim. Zatrzymał
się jednak na skraju polany. Był ciekaw tego, co zrobi Orihara.
Izaya wbiegł na polanę. Schował zziębnięte dłonie do
kieszeni kurtki i wychylił twarz w
stronę nieba, które tak rzewnie płakało. Uśmiechnął się lekko. Uwielbiał tu
przychodzić. W tym momencie nie liczyli się jego ukochani ludzie. Nie liczył się
jego problem, jaki miał z Shizu-chanem. Nie liczyło się nawet to, że mokre
ubranie lgnęło do jego ciała, a włosy do czoła. Nie liczyło się to, że potem
prawdopodobnie znów będzie przeziębiony. Liczył się tylko on tu i teraz. No i
deszcz, który tak kochał. I te krople powoli rozbryzgujące się na jego twarzy.
Oczyszczające go ze wszystkich grzechów, jakich mógł dopuścić się Bóg – Izaya Orihara.
Shizuo stał na brzegu polanki. Jego próby nie zmoknięcia
poszły na darmo. Ale nie to teraz zajmowało jego myśli. Spojrzał na bruneta
stojącego na środku polany. Miał lekko przymknięte oczy i uśmiechał się. Ale
nie tak jak zawsze – wrednie i irytująco. Ten uśmiech był… ciepły i miły. A
przede wszystkim szczery. To był prawdziwy Izaya, pozbawiony wszelkich masek,
które pokazywał światu. Krople rozbijające się wokół niego dodały magii tej
scenie. Naprawdę wyglądał jak Bóg. I Shizuo niewiele myśląc podszedł do niego.
Spojrzał na niższego od siebie chłopaka. Wiedział, że jeśli nie zrobi tego
teraz, to nie zrobi tego nigdy. I tak nienawidził deszczowych dni, więc ewentualne
odrzucenie, nie sprawi, że znienawidzi coś, co lubił. Nie miał nic do
stracenia. No prawie… poza dumą, a przede wszystkim osobą, na której mu zależy.
Ale cóż to za zabawa, bez ryzyka?
Izaya wsłuchał się w krople deszczu. Stąd nie było
słychać szumu miasta. Był tylko on i deszcz. I osoba, której kroki usłyszał.
Otworzył oczy, lekko zirytowany, że ktoś mu przeszkodził. Ale mimo to nie
potrafił wrednie się uśmiechnąć. Nie w czasie deszczu, który tak kochał. A
osoba przed nim? Zaskoczyła go zupełnie.
Miał gdzieś, że deszcz moczy mu ubranie, nie zostawiając
suchej nitki, że włosy lepiły mu się irytująco do czoła. Spojrzał na ten
uśmiech i w te czerwone oczy. I zdecydował. Zadziwiająco delikatnie przysunął
do siebie bruneta i pocałował go. To nie był ani długi, ani namiętny pocałunek,
ale był pewien, że zapamięta go na zawsze.
Izaya spojrzał na niego zdziwiony. Wiedział, że blondyn
nie znosi deszczu. Ale nie dane było mu zastanowić się dłużej nad tym faktem.
Shizuo zrobił coś, czego nigdy by się po nim nie spodziewał. Przyciągnął go do
siebie i pocałował. A Orihara mu na to pozwolił. Wiedział, że gdy zakończyli
pocałunek, to do niego należał ruch. I wykonał ten, jego zdaniem najwłaściwszy.
Objął blondyna, lekko się w niego wtulając. Naprawdę kochał deszczowe dni. Tak
samo, jak kochał bestię, która stała z nim na tej polanie.
Shizuo uśmiechnął się lekko i objął go mocno. Dzięki
niemu polubił deszczowe dni. Dzięki niemu zrozumiał też, że nie musi już więcej
kryć uczuć i że nigdy więcej nie powie tego, czego nie powinien. Wiedział, że
od teraz będą padać tylko poprawne odpowiedzi.
- Pytałeś kiedyś jaki mam powód do życia - odezwał się cicho blondyn.
Izaya musiał nieźle się skupić, by usłyszeć go przez deszcz. Jednak nic nie odpowiedział. Czekał na to, co powie Shizuo.
- Ciebie.
Choć nikt z miasta o tym nie wiedział, dwa potwory nie
muszą się nienawidzić. Połączyło je uczucie znacznie silniejsze. Miłość. Co
więcej, była to miłość skąpana w wiosennym deszczu, wśród płatków wiśni.
Po pierwsze - osobiście uważam, że niezbyt wyszło.
OdpowiedzUsuńPo drugie - kolor oczu Izayi jest rzeczą umowną. Wiele osób mówi, że są czarne, brązowe lub czerwone. Szczerze? Ja z anime nie pamiętam, jakie ma oczy, więc wybrałam te, które moim zdaniem najlepiej do niego pasują. Mam nadzieję, że tak drobny szczegół nikomu nie przeszkadza xD
Fajne. Ja z anime pamiętam i są brązowe, ale jak kto lubi. Czerwone to by raczej były jakby ludzkie oczy nie miały tego barwnika, który posiadają. No chyba, że brunet urodził się z brakiem owego barwnika, ale mnie aż nazbyt to nie przeszkadza. Chociaż jak czytam, że są czerwone to mój mózg podsuwa mi dziwny obraz owego Izayi.
OdpowiedzUsuń