Rano, zupełnie jak wczoraj, Ed ubrał się w to co zawsze
do pracy, czarna koszulka i spodnie, czerwony płaszcz z symbolem alchemii. Po
krótkim zastanowieniu związał włosy w warkocz. Po tym wyszedł bez śniadania nie
budząc nikogo. Dzisiaj miał do załatwienia jedną rzecz. Pułkownik mu nie
odpuszczał. Musiał sprawdzić, czy w jednej z wiosek nie ukrywa się były
Państwowy Alchemik. Owa wioska nie była daleko. Zaledwie dwie godziny
pociągiem. Ed nie chciał jechać sam, ale też nie zamierzał prosić o to brata.
Wpadł na nieco dziwny pomysł. Skierował się do domu Envy’ego z lekkim uśmiechem
na ustach. Dotarł na miejsce dość szybko. Stanął przed drzwiami i niepewnie
wcisnął dzwonek domofonu.
Słodki
sen homunkulusa przerwał ostry dzwonek. Nie do końca rozbudzony chłopak poczłapał
w kierunku drzwi wciąż w dresach, białej bokserce i z potarganymi włosami.
Otworzył drzwi z zamiarem nawrzeszczenia na kogoś, ewentualnie jej zabicia, gdy
dostrzegł, że stoi przed nim Ed. Uśmiechnął się nadal zaspany i gestem zaprosił
go do środka.
Ed oczywiście z zaproszenia skorzystał i już wkrótce
znalazł się w kuchni. Envy przemył twarz zimną wodą żeby się obudził i spojrzał na niego z uśmiechem
niemniej jednak z lekkim wyrzutem. Elric uśmiechnął się tylko.
- Mam dzisiaj misję od Mustanga – zaczął blondyn – i
chciałbym żebyś pojechał ze mną.
Zielonowłosy zdziwił się. Tego, że gdzieś jedzie domyślił
się już po stroju, ale nie spodziewał się takiej propozycji. Widząc zmieszanie
na jego twarzy, Ed dodał od razu.
- Jeśli nie chcesz to powiedz – stwierdził spokojnie.
Envy podszedł do niego i lekko walnął go w głowę.
- Jasne, że pojadę.
- Tylko masz mało czasu na przygotowanie się. Pociąg
odjeżdża nam za dwadzieścia minut.
Envy latał po mieszkaniu jak oparzony. Natychmiast się
przebrał w dżinsy i koszulkę w szaro-czarne paski z długim rękawem. Ze szczotką
w ręku zszedł do kuchni. Ed tymczasem przygotował mu śniadanie na szybko.
Jakieś kanapki. Envy od razu zabrał się za jedzenie, a Elric tymczasem przejął
szczotkę, którą chłopak miał w dłoni i delikatnie rozczesał jego długie włosy.
Gdy skończył jeść, Envy zebrał wszystkie pasemka razem i związał w koński ogon.
Ed patrzył na to z uśmiechem. Obaj gotowi wyszli z domu homunkulusa i
skierowali się na stację. Stalowy szedł spokojnie, można wręcz powiedzieć, że
wolno. Envy cały czas go pospieszał nie rozumiejąc działań alchemika. W końcu
Ed zaczął się śmiać, a zielonowłosy spojrzał na niego z wyrzutem.
- Pociąg mamy o dziesiątej – wyjaśnił alchemik.
Envy spojrzał na zegarek. Było dopiero wpół do. Czyli
mógł przygotować się na spokojnie. Uświadomił sobie, że Ed śmieje się z jego
porannych działań. Zrobił niedowierzającą minę i odwrócił się wkurzony i
obrażony. Edward ruszył za nim nadal się śmiejąc i położył mu dłoń na ramieniu.
Dłoń, którą Envy strącił.
- To był tylko żart – powiedział z uśmiechem Stalowy.
Envy spojrzał na niego z udawaną nienawiścią w oczach.
Sam jednak zaczął dostrzegać zabawność porannego zdarzenia. Wkrótce obaj wybuchli śmiechem. Spokojnie
poszli na pociąg w dobrych humorach. Zajęli jeden z wolnych przedziałów,
siadając naprzeciw siebie i wciąż rozmawiając i śmiejąc się. Ku ich zdziwieniu
dołączyła do nich Glacier z Elicią. Kobieta przywitała się ciepło z obojgiem, a
Elicia od razu wpakowała się Edowi na kolana. Okazało się, że jadą z nimi tylko
połowę trasy, bo chcą odwiedzić grób Hughesa. Envy nieco posmutniał słysząc to
nazwisko. Przecież to on go zabił. Nigdy nie żałował tego co zrobił. Nigdy aż
do teraz… Nie zamierzał przepraszać kobiety. Uważał przepraszanie za
upokarzające. Droga upłynęła im nadzwyczaj szybko. Równie szybko uwinęli się ze
sprawdzeniem tego alchemika. Nie łamał prawa. Nie był państwowym alchemikiem.
Tyle Edowi wystarczyło. Niemal od razu przypomniał mu się doktor Marcoh. Jakże
on był podobny zachowaniem. Wybiła trzynasta, gdy było już po wszystkim. Ed
uśmiechał się lekko. Envy zresztą też. Podobała mu się praca przyjaciela. Nie
było co prawda krwawych rzezi, które tak lubił, ale wiedział, że Ed nigdy
nikogo nie zabił. I że cenił ludzkie życie, więc żadnej rzezi się nie spodziewał.
Mieli sporo wolnego czasu do przyjazdu pociągu. Trzy godziny. Ed zaciągnął więc
homunkulusa nad jezioro. Było tam wielu ludzi. Bądź co bądź było lato. W
pobliskim sklepie kupili sobie krótkie do kolan spodenki i od razu je założyli.
Zostawili praktycznie wszystkie rzeczy na trawie i wleźli do wody. Znaczy Ed
wszedł. Envy stał praktycznie nie zamoczywszy stóp. Nie wyglądał na zbyt
szczęśliwego. Alchemik podszedł do niego.
- Coś się stało? – spytał z uśmiechem.
Envy przełknął ślinę. Jeszcze nikomu się do tego nie
przyznał.
- Nie umiem pływać – odparł cicho.
Ed uśmiechnął się do niego zachęcająco.
- Nic ci się nie stanie. Obiecuję – powiedział pewnym
głosem.
Homunkulus zaufał mu. Złapał wyciągniętą dłoń blondyna i
powoli wszedł za nim do wody. Najpierw do kolan, potem do pasa. Uśmiechnął się
lekko. To nie było takie trudne. I czego tu się było bać? Ed puścił jego dłoń
za co został obdarzony wściekłym spojrzeniem przyjaciela. Odsunął się od niego
kawałek i oblał go wodą z jeziora. Envy nie pozostał mu dłużny i wkrótce
przyłączył się do zabawy. Nie tylko on zresztą. Wiele dzieciaków bawiących się
w wodzie również wzięły w niej udział. Envy próbował po cichu podejść do Eda i
oblać go wodą, ale poślizgnął się na kamieniu i runął do wody. Nie wiedząc co ma
robić, otworzył usta żeby poprosić Eda o pomoc. Dopiero wtedy uświadomił sobie
jakie to było głupie. Przez chwilę wydawało mu się, że woda jest czerwona. Ed
jednak podpłynął do niego zupełnie jak wtedy i wyciągnął go nad taflę.
Homunkulus zakrztusił się i wypluł wodę. Nikt inny nie przestał się bawić. Ed
spojrzał na niego zmartwiony i wciąż mocno go trzymając wyciągnął go na
płyciznę. Envy usiadł na piasku. Woda sięgała mu znowu do pasa, tyle że tym
razem nie stał. Ed ukucnął obok niego.
- Wszystko w porządku? – spytał cicho.
Homunkulus doceniał to, że blondyn się o niego martwi.
Pokiwał twierdząco głową. Tak naprawę bał się. Tamto wspomnienie było zbyt
silne. Elric nie wydawał się przekonany, jednak usiadł obok niego.
- Przepraszam, że cię namówiłem – stwierdził głosem
niewiele głośniejszym od szeptu.
Zielonowłosy spojrzał na niego zdziwiony. Alchemik
właśnie go przeprosił. Nie wiedział jak ma zareagować. Szturchnął go lekko ze sztucznym
uśmiechem. Nie potrafił jednak opanować lekkiego drżenia.
- Nic się nie stało. Dobrze się bawiłem.
Ed nie uwierzył mu. Objął go delikatnie jedną ręką. Envy
zdziwił się, ale lekko wtulił w blondyna.
- To nie jest tamta sytuacja – powiedział cicho alchemik,
zupełnie jakby czytał mu w myślach.
Homunkulus pokiwał twierdząco głową. Wtulony w blondyna
zaczął się uspokajać, a w końcu zupełnie przestał się bać. Siedzieli tak jakiś
czas. Gdy on już upłynął Ed wstał i wyciągnął pomocną dłoń do Envy’ego. Zielonowłosy
żałował, że blondyn się odsunął. Niemniej jednak wstał i niemal natychmiast
wpadł na jego zdaniem genialny pomysł. Udał, że skręcił sobie kostkę
przewracając się na kamieniu.
- Same z tobą kłopoty – stwierdził z uśmiechem Elric.
Przerzucił sobie jego rękę przez ramię i objął lekko.
Wziął też ich rzeczy. Envy wciąż udawał, że ma skręconą kostkę. Gdy doszli do
przebieralni rozdzielili się. Envy przebrał się pierwszy i zaczął wyciskać wodę
z długich włosów. Gdy spojrzał za okno zrozumiał, że to nie ma sensu. Niebo
wyglądało jakby zaraz miało zacząć padać. I to solidnie. Zazdrość ruszył na
poszukiwanie blondyna, który właśnie kupował im bilety powrotne. Alchemik
widząc, że homunkulus sam idzie spojrzał na niego wymownie i z lekkim wyrzutem.
Envy zorientował się, że zapomniał udawać. Wzruszył tylko ramionami. Oboje
wleźli na peron. Pod ciekawym spojrzeniem Edwarda, zielonowłosy się przyznał.
- Po prostu chciałem być bliżej ciebie – mruknął.
Elric uśmiechnął się lekko, słysząc to. Zaczęło padać,
przez co pociąg miał niewielkie opóźnienie. Mimo, że czekali na peronie deszcz
ich nie oszczędził. Najszybciej jak mogli znaleźli się w przedziale i
rozlokowali swoje rzeczy. Usiedli tak jak wcześniej. Naprzeciw siebie. Wciąż
rozmawiali i śmiali się. Gdy pociąg już ruszył, Envy zrobił coś, co zaskoczyło
ich obu. Przesiadł się na stronę Eda i położył się, kładąc mu głowę na
kolanach. Elric zdziwił się, ale uśmiechnął. Woda skapująca z jego złocistych
włosów spadała na twarz zielonowłosego. Widząc to Ed wyjął z kieszeni spodni
gumkę do włosów i chciał zrobić sobie kitkę. Powstrzymała go dłoń homunkulusa.
- Wolę jak masz rozpuszczone włosy – powiedział cicho.
Alchemik schował gumkę, ale odgarnął włosy tak, by woda
nie kapała na twarz chłopaka. Delikatnie i jakby niepewnie zaczął gładzić go po
policzku. Envy uśmiechnął się do niego. Po jakimś czasie Envy chwycił jego dłoń
i splótł ze sobą ich palce. Homunkulus zasnął spokojnie. Na następnej stacji
wsiadła Glacier z małą Elicią. Kobieta przywitała Eda z uśmiechem, a mała
zaczęła narzekać, że nie może usiąść Edowi na kolanach. Prowadzili cichą
rozmowę, by nie obudzić Envy’ego. Elicia znudzona również zasnęła, przytulona
do matki. Dopiero wtedy Ed zadał nurtujące go
pytanie.
- To ty powiedziałaś mu o moich urodzinach prawda?
- Skąd taki pomysł?
- Kiedy weszłaś do przedziału uśmiechnęłaś się jakbyś
wiedziała, że tak będzie – odparł z uśmiechem.
Glacier zaśmiała się cicho. Słysząc rozmowę Envy obudził
się, jednak nie otworzył oczu. Wolał posłuchać konwersacji. Czuł, że nie
powinien, ale nie mógł się powstrzymać.
- Rzeczywiście.
Wiedziałam. Zaraz po twoim odejściu podszedł do mnie i poprosił o pomoc. Był
zabawny kiedy szukał prezentu dla ciebie. Chciał żeby był idealny – uśmiechnęła
się na wspomnienie – Od początku wiedziałam kto to. Mimo to pomogłam mu, bo
powiedział, że jest twoim przyjacielem. I nie żałuję. Envy trochę mnie
przeraża. W końcu to on zabił mojego męża – zauważyła smutno. Ed chciał jej
przerwać, ale kobieta kontynuowała – I wiem także, że to on rozpoczął wojnę w
Ishvalu. Ale to przeszłość. A ludzie się zmieniają. Czemu więc on miałby nie
mieć takiej możliwości? Znam cię dość długo Ed… i wiem, że nie zaprzyjaźniłbyś
się z kimś złym. Skoro ci na nim zależy, to znaczy, że w głębi duszy jest
dobry. I jeśli ty nie będziesz potrafił wyciągnąć tego jego dobra na wierzch,
to nikomu się to nie uda.
Ed uśmiechnął się lekko.
- Czytasz z ludzi jak z otwartych książek. To
przerażające – stwierdził.
Glacier zaśmiała się szczerze. Natychmiast zakryła usta
bojąc się, że obudziła jedno ze śpiących.
- To się nazywa instynkt macierzyński Edwardzie –
odparła.
Ed wyjrzał za okno. Niedługo powinni być w domu. Pogoda
poprawiła się nieco, a młody alchemik miał cichą nadzieję, że w mieście nie
będzie padać. Spojrzał na śpiącego Envy’ego. Kiedy homunkulus leżał tak z głową
na jego kolanach i rozrzuconymi dookoła włosami, w niczym nie przypominał
najgroźniejszego i najbardziej okrutnego z całej siódemki. Uśmiechał się lekko
przez sen i widać było, że jest spokojny. Potem przeniósł wzrok na ich
splecione palce. Wolną ręką zaczął delikatnie gładzić go po włosach. Lekko
uśmiechnął się do siebie. Glacier obserwująca zachowanie młodego alchemika
również się uśmiechnęła.
- Naprawdę ci na nim zależy, prawda? – spytała cicho.
Edward pokiwał twierdząco głową. Wiedział, że Envy już
nie śpi. Zobaczył to po wyrazie jego
twarzy. Dlatego nie chciał, by homunkulus czegoś dowiedział się na skróty.
Uśmiechnął się szeroko i bezgłośnie, poruszając samymi wargami powiedział do
Glacier.
- Już nie śpi.
Kobieta uśmiechnęła się szeroko, ale zrozumiała. Envy w
końcu postanowił skończyć te szopkę i otworzył oczy. Spojrzał na alchemika z
lekkim wyrzutem.
- Wiedziałem, że udajesz – zaśmiał się Stalowy.
Envy nadal się nie podnosił. Wyrażenia takie jak „godność
homunkulusa”, „pogardzanie ludźmi” i wiele innych wypadły mu z głowy po tym, co
usłyszał od tej kobiety. Zaczął się zastanawiać, czy w nim rzeczywiście jest
jakieś dobro, które można wyciągnąć na wierzch. Dojechali akurat na stację.
Puścili na chwilę swoje ręce. Zielonowłosy usiadł i poprawił kitkę. Ed zostawił
włosy rozpuszczone. Sięgnęli po swój bagaż i po torby Glacier. Kobieta
uśmiechnęła się ciepło. Homunkulus wyręczył ją w niesieniu jej bagażu, więc
wzięła córkę na ręce nie budząc jej. Przyjaciele zaproponowali, że odprowadzą
ją. Glacier zaoponowała twierdząc, że nie może ich tak wykorzystywać, ale oni
nie chcieli słyszeć słowa sprzeciwu. Rozmawiając i śmiejąc się doszli do jej
domu. Kobieta poszła położyć córkę do łóżka i zeszła do nich, wciąż czekających
w holu.
- Wejdziecie? Napijecie się czegoś? – spytała.
Obaj zgodnie, acz grzecznie odmówili, podziękowali i
pożegnawszy się wyszli z uśmiechem. Glacier stanęła w drzwiach i z uśmiechem
czekała aż wyjdą. A przed furtką prowadzącą na posesję stał… Al.
- Ed martwiłem się! Znowu – powiedział do brata z
uśmiechem.
Edward wzruszył ramionami odwzajemniając uśmiech. Dopiero
wtedy młodszy Elric dostrzegł kto idzie obok niego.
- Envy? – wysyczał.
Stalowy spojrzał na niego ciężko. Envy wzrokiem wypranym
z emocji. Przywykł, że ludzie go nienawidzą. Zastanawiał się tylko, czy brat
przyjaciela zniszczy mu ten piękny dzień.
U... Aluś wkracza do akcji xD
OdpowiedzUsuńAl... Lubię cię, ale tu akurat wszystko zepsułeś, więc... spadaj. Do Winry czy tam po postu do hotelu, nie ważne, ale po prostu spadaj
OdpowiedzUsuń