sobota, 22 kwietnia 2017

Part 4 - Lunapark 1/3

Hej misie, uznałam, że lepiej krótsza notka częściej niż dłuższa raz na miesiąc :D

Minął praktycznie tydzień od ich ostatniego spotkania. Gakupo cierpliwie czekał. Wysłuchał całej historii. Zrozumiał, dlaczego dziewczyna uciekała przed nim za każdym razem. Czy jej wybaczył? Oczywiście, że tak. Przecież lat przyjaźni nie może przekreślić jeden głupi wyskok. Powiedział jej to też od razu po usłyszeniu całej historii. Nawet przez chwilę nie rozważał innej opcji. Dziewczyna wydawała się tym tak zaskoczona, że tylko znowu go przeprosiła i ze łzami w oczach wybiegła z mieszkania. Nie zatrzymywał jej. Wiedział, że Luka potrzebuje trochę czasu. I on zamierzał jej go dać. Skoro taki był warunek żeby ją odzyskać.
Tydzień minął mu bez większych wyskoków. Już pamiętał drogę do sklepów, parków i innych miejsc. Z zapamiętaniem czegokolwiek teraz nie miał najmniejszego problemu. One pojawiały się, gdy na siłę próbował sobie przypomnieć cokolwiek sprzed wypadku. Czasami odwiedzała go Miku żeby sprawdzić, czy chłopak przez przypadek nie zapomniał jak się żyje.  Milczała jednak, gdy tylko poruszał temat jej siostry.
- W końcu przyjdzie – zawsze w ten sposób ucinała temat.
I no cóż. Nie myliła się. Luka przyszła, gdy najmniej się jej spodziewał i gdy zaczynał już tracić nadzieję, na to, że w ogóle przyjdzie. Czyli dokładnie tydzień później.
W sobotę.
O 6 rano.
Gakupo podszedł do drzwi, słysząc dzwonek, który wręcz nie chciał się zamknąć. Krótki, natarczywy dźwięk, przerywający błogą ciszę i niechybnie wyrywający chłopaka ze snu.
Podszedł do drzwi w bokserkach i koszulce z krótkim rękawem, mrucząc z niezadowoleniem, że już przecież idzie i nie ma potrzeby gwałcenia biednego przycisku. Otworzył drzwi, przecierając oczy, próbując nawiązać kontakt z rzeczywistością.
Ostatnim, czego się spodziewał, była różowowłosa dziewczyna ubrana w sweter i krótką spódniczkę z dwoma kubkami parującej kawy w dłoniach.
- Zaczynamy program przywracania wspomnień – stwierdziła z szerokim uśmiechem, schylając się żeby przejść pod ręką Gakupo i wejść do mieszkania. Usiadła w salonie, odstawiając kawy na stolik tuż obok. – No ruchy, bo nam ucieknie autobus.
Gakupo uwijał się jak w ukropie żeby dziewczyna nie musiała za długo czekać. Średnio mu to wychodziło, bo pomimo łyczkami wypijanej kawy, wciąż nie rozumiał, co się dookoła niego dzieje. Tu zgubił skarpetkę, tam założył spodnie na lewą stronę. Oczywiście Luka cierpliwie na niego czekała, lekko się tylko uśmiechając.
W końcu chłopak stanął gotowy przed przyjaciółką i spytał po raz kolejny, po co to wszystko. Tym razem jednak otrzymał odpowiedź, a wraz z nią już nieco zimną kawę.
- Jedziemy do lunaparku. Do naszego lunaparku. Kiedyś nazywaliśmy go tak, bo byłeś w nim ze mną po raz pierwszy w życiu. Mimo tego jak wyrosłeś, w przeszłości nie miałeś prawie żadnego kontaktu ze społeczeństwem. Inaczej widziałeś świat i dzieci w naszym wieku cię nie rozumiały. Unikałeś więc wszystkich miejsc, w których mogły znaleźć się większe chmary ludzi.
Dziewczyna znaczącym gestem pospieszyła go by wyszli z mieszkania nie przerywając opowieści. Chłopak słuchał jej zafascynowany. Nie chodziło tylko o historię. Oczywiście, chciał poznać swoją przeszłość i wierzył, że dziewczyna go w jej sprawie nie okłamie. Megurina miała jednak coś w sobie, gdy mówiła o szczęśliwych chwilach. Wcześniej, gdy pokrótce opowiedziała mu wszystko, nie zauważył tego. Teraz jednak widział szczęśliwe iskierki w jej oczach i jej luźną postawę, kiedy już nie stresowała się tak jego obecnością. I gestykulacja. Luka gestykulowała nadzwyczaj dużo, jak na osobę spokojną, za którą uznał ją wcześniej Gakupo. Teraz jednak patrzył tylko na kawę, która ostatnimi siłami trzymała się w granicach kubka.
- O naszym pierwszym spotkaniu opowiem ci innym razem, bo to wymaga podróży do innej części miasta. Pospiesz się – stwierdziła nagle.
Gakupo zobaczył autobus w prześwicie między budynkami i pojął nadzwyczaj szybko. Oboje zaczęli biec i zdążyli praktycznie w ostatniej chwili. Zasapani usiedli na wolnych miejscach z tyłu. Niewielu ludzi o tej godzinie podróżowało gdziekolwiek. A co dopiero do lunaparku. Oboje roześmiali się wesoło.
- Jechaliśmy prawie zdychającym autobusem. Rozklekotany po całości. Ledwo dojechaliśmy na miejsce, a ty przez całą drogę obliczałeś statystykę co do ilości wypadków. Byłeś dziwny, a ja nie rozumiałam co drugiego słowa, kiedy wpadałeś w swoje wirki matematycznych opowieści. Ale uwielbiałam cię słuchać.
Luka spojrzała na przyjaciela spodziewając się jakiejś reakcji. Zobaczyła jednakże tylko śpiącego Gakupo z lekko rozchylonymi ustami i pustym kubkiem po kawie. Była pewna, że część tej kawy zdobiła teraz chodnik, po której biegli. Dziewczyna uśmiechnęła się tylko i przerwała opowieść. W końcu to ona wyrwała go z łóżka o tak nieludzkiej godzinie.
Wyjrzała przez okno i przypomniała sobie, jak to wyglądało te wszystkie lata wcześniej.

                                                                                                                                     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz