Takie tam moje przemyślenia o zachodzie słońca xD
Czyli fragment z tego, co kiedyś napisałam :)
Tym razem króciutko.
Był
przepiękny, mroźny, zimowy wieczór. Ostatnie promienie słońca błądziły jeszcze
po domach, jakby szukały ucieczki od nieuchronnego losu. Ale nie mogły zmienić
swojego przeznaczenia. Nie one. Wszystkie po kolei znikały za horyzontem
różowiąc niebo w oznace cichej rozpaczy. To smutne. Rodziły się o świcie i
wykorzystywały każdą okazję do pokazania się, bo wiedziały, że wieczorem muszą
umrzeć. Pojedynczy promyk światła, który doznał zniknięcia swych braci i sióstr
wpadł w ostatnich swych chwilach przez okno w jednym z domów w nielicznym z
najwyższych budynków w Warszawie. Przebiegł szybko po pokoju, wnosząc do niego
trochę światła. Lekko zahaczył o postać
siedzącą w fotelu. Skryta była w cieniu, więc dostrzegł tylko fragment twarzy,
na której powoli rozciągał się przerażający, mrożący krew w żyłach uśmiech.
Przestraszony promyk dołączył do słońca i powoli zapadła noc. Tak bardzo bał
się tego uśmiechu, że wolał zniknąć z tej części świata. Lecz nawet gdy wzeszły
gwiazdy i księżyc. One również bały się zagadkowo uśmiechniętego mężczyzny.
Ten zagadkowy mężczyzna na koniec mnie zaintrygował c:
OdpowiedzUsuńUśmierciłaś słońce ;c
OdpowiedzUsuńNie dobra Kyoko-chan, fe Kyoko-chan, nie wolno 'umierać' słońca! :c