Wiem, mówiłam, że nie napiszę niczego z Kuroko no Basuke. Ale nie mogę się powstrzymać. Zresztą, to nie będzie yaoi i nawet na to nie liczcie. Wg mnie w tym anime nie ma idealnego paringu, no proszę Was... przyjaźń między facetami też jest możliwa xD
No nieważne. Enjoy
Kim jestem? Nazywam się Aomine Daiki. Jestem najlepszym
koszykarzem Pokolenia Cudów. Poza boiskiem jestem też najlepszym i w sumie
jedynym przyjacielem szóstego zawodnika widmo, Kuroko Tetsuyi. Ale przede
wszystkim, nie potrzebuję nikogo. Jestem samowystarczalny. Hahahaha. Uśmiałem
się pisząc to. Doskonale wiem, że trzy na cztery powiedziane przez mnie rzeczy
są kłamstwem. Ba, są kłamstwem, w które pragnę wierzyć jak najdłużej się da.
Zresztą… zaraz zrozumiecie. Za moment opowiem wam moją historię. Historię,
której żałuję i którą chciałbym zmienić, ale na to już zdecydowanie za późno.
Przecież nie cofnę wszystkiego teraz, stojąc na boisku i z pogardą patrząc na
drużynę Seirin. Tak… właśnie gramy mecz. To zwykły, towarzyski mecz u nich w
szkole. Stałem naprzeciwko Kuroko. Nie patrzyłem mu w oczy. Zbyt dobrze mnie
znał i mógłby jeszcze odczytać moje prawdziwe emocje. Obok niego stał ten
idiota, Kagami. Jego nowe światło. Już ja mu pokażę, że on nie jest godny być
światłem Tetsuyi. To dopiero pierwsza kwarta. Choć to tylko mecz towarzyski, to
gramy na zasadach panujących na Inter-High. A zgodnie z tym, mam spokój aż do
czwartej kwarty. Zazwyczaj to dobrze. Nudzi mnie gra przeciwko słabym. Ale
teraz jest inaczej i to z dwóch powodów. Chciałbym zrozumieć Kuroko. Teraz, gdy
nie jesteśmy już przyjaciółmi, granie z nim jeden na jednego to jedyny sposób na zrozumienie
widma. Z drugiej zaś strony, nie miałem się na czym skupić i moje myśli
wędrowały dziwnymi szlakami.
Nazywam się Aomine
Daiki.
Nigdy nie wstydziłem się tego, kim jestem i czym się
interesuję. Wszyscy wiedzieli o mojej miłości do koszykówki. Zwłaszcza do
ulicznej koszykówki. Do gry bez zasad i ograniczeń. Bez sędziów, fauli i całej
tej afery. Tam, gdzie liczył się tylko talent i miłość do koszykówki. Zawsze
byłem sam. Bez przyjaciół, wyśmiewany i samotny. Aż coś się zmieniło w
gimnazjum. Dołączyłem do szkolnej drużyny. Poznałem tych wszystkich,
różnokolorowych wariatów. I polubiłem ich. Drużyna była dla mnie najważniejsza.
Moi pierwsi przyjaciele. Ale najbardziej polubiłem Tetsu. Szósty zawodnik
widmo, którego wszyscy szanowaliśmy. Stał w centrum naszej grupy. Zazwyczaj
niewidoczny, miał tendencję do nagłego pojawiania się lub znikania. To on nas
spajał. Był tym czynnikiem, który utrzymywał tak różne osobowości razem.
Wygrywaliśmy każdy mecz. Wkrótce zaczęto nazywać nas Pokoleniem Cudów.
Odpowiadało mi to. Nam wszystkim to odpowiadało. Lubiliśmy smak zwycięstwa,
nigdy nie zaznaliśmy porażki. I wszyscy zaczęliśmy się zmieniać. A ja chyba
najbardziej. Chociaż… Tetsu pozostał taki jak kiedyś. Jak wielkie było nasze
zdziwienie, gdy po jednym z meczy Kuroko po prostu zniknął. Nie jak zawsze.
Zniknął na zawsze. Nie przyszedł więcej do szkoły i przeprowadził się. Zerwał
cały kontakt z nami. Staliśmy się tylko jego przeszłością. Zabolało nas
wszystkich. A ja chciałem, by oni wszyscy z Kuroko na czele stali się tylko
moją przeszłością. Mimo wszystko, nadal kochałem koszykówkę.
Jestem najlepszym
koszykarzem Pokolenia Cudów.
Wystarczą dwa słowa by to określić. Gówno prawda. To
Kuroko zawsze był najlepszy. To on stał w centrum wszystkich naszych strategii.
Bez niego nie wybralibyśmy nawet jednego meczu. Ale co do mnie… od kiedy
dołączyłem do reprezentacji gimnazjum Teiko, pragnąłem tylko być lepszy.
Robiłem wszystko, by takim się stać. Grałem ile mogłem. Nie tylko dlatego, że
kocham kosza, ale też dlatego, że stawałem się lepszy. Ale zacząłem się
zmieniać. Oddaliłem się od reszty drużyny. Od Tetsu. I nawet tego nie
zauważyłem. Przynajmniej nie, kiedy był jeszcze czas by coś zmienić. A potem
Tetsu zniknął. Raz na zawsze. Byłem ogarnięty tym durnym pragnieniem bycia
coraz lepszym. Wkrótce sam zauważyłem, że się zmieniłem. Koszykówka przestała
sprawiać mi radość. Przeciwnicy stali jak wmurowani, bojąc się choćby drgnąć.
Nie opierali się. Po prostu przegrywali. Przeszkadzało mi to. Irytowało.
Szukałem coraz lepszych graczy, by w końcu odczuć przyjemność z gry. Ale to nie
to samo. Moja miłość do koszykówki umarła w momencie, gdy Kuroko odszedł z
gimnazjum. Chciałem, by wróciły czasy Teiko. Ale wiedziałem, że to niemożliwe.
A nadzwyczaj boleśnie odczułem to wtedy, kiedy stanąłem naprzeciwko niego na
boisku. Uświadomiłem sobie, że bycie najlepszym, bycie geniuszem, oddala cię od
innych. Od twojej drużyny. Ale nie obchodziło mnie to. Ja po prostu chciałem
być najlepszy. Ja byłem najlepszy. Gdyby nie liczyć Kuroko. Jego duet z Kagamim
mógł mnie pokonać. Ale to tylko nakręcało mnie do gry. Po raz pierwszy czułem,
że chcę zagrać. Że znów kocham tę grę. Tylko czemu mój najlepszy przyjaciel,
mój cień, stał naprzeciw mnie, a nie u mojego boku? Próbowałem to zignorować. W
końcu jestem najlepszym graczem. A nawet jeśli Tetsu był ode mnie lepszy, co
zresztą było prawdą, to on nie mógł się tego nigdy dowiedzieć. W oczach
wszystkich, musiałem być najlepszy, nawet jeśli moja prawda była inna.
Jestem najlepszym
i jedynym przyjacielem Kuroko Tetsuyi.
Kolejne zabawne nieporozumienie. Spotkałem go na
treningu. Słaby chłopak, niski, szczupły. Ani razu nie trafił piłką do kosza.
Wszyscy go szanowali. Znali go od jakiegoś czasu i to ja byłem tym nowym. Ale
zdziwiło mnie to. Grałem z nimi i trenowałem. Ale on bardzo często siedział na
ławce, a mnie nikt nie chciał powiedzieć czemu. Irytowało mnie to, że jako
jedyny nie wiedziałem. Aż do czasu. Był jeden z towarzyskich meczy. Mnie
posadzono na ławce i kazano tylko oglądać. Najpierw się oburzyłem, ale potem
wszystko zrozumiałem. Zobaczyłem dokładność i precyzję podań Kuroko. Tytuł
szóstego zawodnika widmo doskonale do niego pasował. I wtedy poczułem, że w
jakiś dziwny, niezrozumiały sposób, jesteśmy podobni. Choć całkowicie różni, jak
cień i światło, to jednak podobni. Cholernie podobni. I tak zaczęła się nasza
przyjaźń. Mówiliśmy sobie wszystko. Tetsu uśmiechał się tylko przy mnie. Nasza
gra na boisku przekraczała wszelkie oczekiwania. Byliśmy niepokonani. Ja,
światło i mój cień, Kuroko. Ale gdy zacząłem się zmieniać, on pierwszy to
zauważył. Najpierw próbował za mną nadążyć, ale potem? Po prostu się poddał.
Uciekł i zostawił mnie. A ja stwierdziłem, że już nie ma odwrotu i podążyłem
własną ścieżką. Ścieżką samotności. Teraz, gdy stał przede mną, poczułem
ukłucie zazdrości w sercu. Zderzył swoją pięść z pięścią Kagamiego. Zazwyczaj
to ze mną tak robił. Ale to było w gimnazjum. Teraz to Kagami jest jego
światłem, nie ja. Ale ja udowodnię mu, że nikt oprócz mnie, nie jest godny
bycia światłem tego cienia.
Jestem
samowystarczalny.
W życiu nie słyszałem wielkiej bzdury. Miałem dwójkę
przyjaciół. Pierwszą była Momoi. Różowowłosa zawsze mnie irytowała, ale ceniłem
jej obecność. Podnosiła mnie na duchu zwłaszcza po tym, jak Kuroko mnie
zostawił. Zresztą… wtedy się rozsypałem. Bo straciłem przyjaciela. Najlepszego
przyjaciela. Ktoś samowystarczalny tak nie postępuje. Jakim światłem byłbym bez
mojego cienia? Bez Kuroko? Żałosnym. Ale pozbierałem się. I straciłem miłość do
koszykówki. I naprawdę stałem się samowystarczalny. Nie potrzebowałem nikogo do
bycia najlepszym. Ale w głębi serca wiedziałem, że potrzebowałem Tetsu.
Więc niech ten mecz zasądzi. Jeśli wygrasz Testu, powiem
ci wszystko. Nie tylko moja gra będzie ci o tym mówiła. Sam ci to powiem.
Dlatego Testu… wygraj. Proszę cię. Bo już dłużej nie wytrzymam bez mojego
najlepszego przyjaciela. To my razem mieliśmy stać się najsilniejsi, pamiętasz?
Duet światła i cienia. Niepokonani. Dlatego Tetsu… wygraj. Dla mnie, bym zdobył
się na odwagę. Bym pokonał dumę i w końcu przyznał się, że brakuje mi mojego
przyjaciela, mojego cienia.
Miła odmiana poczytać sobie coś o KNB, co nie jest yaoi :) Fajny rozdział. I dzięki, że nie jest to yaoi, bo go nie lubię xD Idę czytać dalej~
OdpowiedzUsuńPS. mój kólik próbuje ukraść mi kanapki =.=''
b-b-b-boskie! ;p
OdpowiedzUsuńNareszcie coś o KNB co jest ciekawe, co da się czytać i nie jest yaoi. Nienawidze yaoi. Genialnie napisane. Nie wiem co jeszcze dopisać, nie mam żadnych uwag c:
OdpowiedzUsuń