Łączna liczba wyświetleń

117107

niedziela, 30 czerwca 2013

Part 5

Dziś była już Shizaya, jest Lalkarz, a będzie jeszcze KHR XD

- Dolfie, ta książka jest dla ciebie.
Powiedziała ciepło i uśmiechnęła się. Ucieszyłem się. Wytworzyłem kilka zielonych wstęg i owinąłem nimi dokładnie księgę. Cienkie linie zaciskały się aż tom zniknął w powietrzu. Moje życie było ciekawe. Doceniałem je i nigdy nie narzekałem. Mijało dzień po dniu. Tydzień po tygodniu i miesiąc po miesiącu. Dopiero pod koniec drugiego roku coś się zmieniło. Zepsuło. Ktoś nas wydał. Nie mogłem w to uwierzyć. Wydawało mi się, że z wszystkimi utrzymujemy pozytywne kontakty. Jednakże was nie rozumiałem. Z zawiści czy zazdrości o czyjś dobrobyt czy popularność, jeden z naszych sąsiadów gotów był nas wydać Inkwizycji. Egzorcyści niezbyt łagodnie obchodzili się z fałszywymi donosicielami. Byłem pewny, że nikt nie wiedział o naszym pochodzeniu. Zachowywaliśmy wszelkie pozory i ostrożność. Pewnego dnia jednakże czarne płaszcze zapukały do naszych drzwi. Wszyscy nasi sąsiedzi patrzyli na całą sytuację. Niektórzy przerażeni, inni smutni czy wręcz przeciwnie – radośni. Obserwowałem zdarzenie jakby mnie nie dotyczyło. Inkwizytorzy niemalże od razu znaleźli piwnicę i wszystkie magiczne księgi czy zioła. Dwóch z nich chwyciło Alexis pod ręce i wywlekli z domu. Stwierdzili, że jest czarownicą. Co zresztą było prawdą, ale przyznanie tego przed wszystkimi zebranymi pozostawało podłe. Jeden z czarnych płaszczy wykręcił mi ręce i także wyprowadził. Czułem się dziwnie. Byłem… zagrożony. Bezpieczeństwo w tym momencie pozostawało mi obce. Chciałem, by matka coś zrobiła. Spojrzałem na nią z przerażeniem. Jednakże na jej twarzy dostrzegłem tylko niewielki uśmiech. Jak mogła cieszyć się w takiej chwili? Mimo wszystko uspokoiło mnie to. Wyszedłem spokojnie z domu. Może nie potrafiłem się uśmiechać, lecz nie wyglądałem jakbym się martwił. Nie byłem świadomy co ma się stać. O tej części pracy Inkwizycji, Alexis mi nie opowiedziała. Związano mi nadgarstki. Bardzo boleśnie. Nie narzekałem jednakże. Wiedźma miała o wiele gorzej. Umieszczono ją w klatce, którą przymocowano trwale do drewnianego pojazdu ciągniętego przez konia. Była niska, Alexis siedząc niemal dotykała górnej kraty głową. Zamknięto za nią kłódkę. Ludzie chwycili owoce i zaczęli nimi ciskać. Ona spojrzała na nich. Nigdy wcześniej nie widziałem u niej takiego wyrazu twarzy. Wyrażał tylko pogardę i jej wyższość nad nimi. A także… radość? Jakby wszystko stało się tak jak zaplanowała. Jakby miała nową zabawkę, bo starą się znudziła. Od razu odepchnąłem od siebie tę myśl. W końcu, ta kobieta mnie wychowała. Znałem ją. Albo przynajmniej chciałem w to wierzyć. Ludzie zaczęli rzucać. Mnie oszczędzili, lecz na nią poleciały spore ilości. Prychnęła ze zniecierpliwieniem i wymamrotała cicho jedno z zaklęć. Utworzyła się wokół niej bariera, po której wszystko spływało nie brudząc jej. A więc odzyskała moc. Poczułem to. Spojrzałem na jej Wstęgę Życia. Aż pulsowała energią. To niemożliwe by przy takim poziomie mocy dała się tak głupio złapać. Zdziwiłem się. Takie natężenie nawet oni powinni wyczuć. Mnie jednak bardziej martwił wyraz jej twarzy. Gdzieś znikła ta radosna osoba, którą znałem. Nie została całkowicie zastąpiona, lecz nie dostrzegałem jej. Wierzyłem, że gdzieś tam, wewnątrz jej duszy, ona wciąż jest. Odwróciłem wzrok. Wolałem zapamiętać ją taką, jaka była. Spojrzałem przed siebie. Linę przywiązano do moich nadgarstków i do strzemienia przy siodle jednego z koni. Szedłem na pieszo. Kierowaliśmy się do miasta, które wyjątkowo nie tętniło życiem, choć nadal trwał dzień. Przeszliśmy kawałek główną ulicą po czym skręciliśmy w jedną z mniejszych, na której końcu znajdował się budynek Inkwizycji. Wydawał się niezwykle szary i nieprzyjemny w porównaniu do reszty posiadłości. Po karku przebiegł mi nieprzyjemny dreszcz. Miałem ochotę uciec. Wszedłem jednak do niego. Natychmiast rozdzielono mnie i Alexis. Ona trafiła do podziemi podczas gdy ja na jedno z wyższych pięter. Najwyraźniej uznano ją za bardziej niebezpieczną niż mnie. Słusznie zresztą. Co prawda nie poznałem jej przeszłości, ale ja nadal nie potrafiłem zabić człowieka z zimną krwią. Uważałem ich za równych mnie. Wierzyłem, że tylko gdybym był lepszy, wtedy mógłbym to robić. A bycie ważniejszym od nich, przynajmniej w moim mniemaniu, mi nie groziło. Posadzili mnie na krześle i liną przywiązano do niego. Bolało. Zostałem sam w pokoju. Jedno okno. Niewielkie. Możliwe, że dałbym radę wyjść tamtędy, lecz znajdowaliśmy się na piętrze, a ze skręconą kostką raczej bym nie uciekł całemu oddziałowi Inkwizytorów. Rozejrzałem się. W pomieszczeniu znajdował się tylko świecznik. Zapalone świece rozświetlały pokój, choć on tego nie potrzebował. Był wystarczająco jasny bez tego. Po krótkiej chwili drzwi otworzyły się. Dostrzegłem w nich drobną postać. Zbyt niewielką na mężczyznę. Kobieta? W Inkwizycji? Tego bym się w życiu nie spodziewał. Nie po tych wszystkich opowieściach. Oczywiście nie uważałem ich za słabe. Mimo to pozostawały delikatne. Zazwyczaj potrzebowały ochrony. Dziewczyna wyglądała na niewiele starszą ode mnie. Nosiła typowy dla nich strój. Czarny długi płaszcz. Kaptur zdjęła z twarzy. Poza tym miała ciemne, pasujące do jej sylwetki ubrania i wysokie buty na płaskim obcasie. Była niezwykle piękna. Dorównywała Alexis. Miała kruczoczarne długie włosy. Przednie pasemka zaplotła w warkoczyki i związała z tyłu w niewielką kitkę ginącą w falach włosów. Do tego ciemnobrązowe oczy i lekko zadarty nosek. Kontrast do tej delikatności stanowiła blizna z poszarpanymi brzegami biegnąca aż od czoła, przez oko i kończąca się na policzku. Za nią szedł mężczyzna. Pchał przed sobą wózek. Nie dostrzegałem co na nim leży. Stanęła za mną. Kopnęła lekko w nogę krzesła tak, by zachwiało się i zawisło stojąc jedynie na dwóch z czterech podpór. W takiej sytuacji każdy najmniejszy ruch oznaczał runięcie na podłogę, co mogło w najgorszym przypadku skończyć się roztrzaskaniem głowy. Zastygłem więc w bezruchu. Spojrzałem na kobietę. Wydawała się miła. Wydawała się… tak to dobre słowo. Pasuje tutaj. Gdy tylko zagłębiłem się w jej oczy, dostrzegłem ją. Wyrachowaną, zimną, bezwzględną. Najprawdopodobniej wychowana została przez Kościół od najmłodszych lat. I mogłem się założyć o własną głowę, że gdyby kardynałowie czy biskup sobie tego zażyczyli, bez słowa popełniłaby choćby i samobójstwo. Przełknąłem ślinę. Zaczęło się przesłuchanie. Inkwizytorka uwinęła się ze mną bardzo szybko. Nie odczuwałem fizycznego bólu. Nie został mi on dany. Jednakże ból psychiczny i strach to inna bajka. Dziewczyna zaprezentowała mi wszystkie narzędzia dokładnie. Ich działanie było porażające. Stworzono je by zadawać jak największy ból przesłuchiwanemu, przy jak najmniejszym zmęczeniu przesłuchującego. Moje myśli krążyły niespokojnie. Inkwizytorka zadała pierwsze pytanie. Spojrzałem na nią, próbując lepiej ją zrozumieć. Mimo całej grozy tej sytuacji byłem ciekaw, czemu ta dziewczyna się taka stała. Nie usłyszawszy odpowiedzi chwyciła prosty nożyk. Zignorowała wszystkie pozostałe narzędzia. One są pewnie przeznaczone dla wytrwalszych graczy. A ja, nawet gdybym chciał, nie potrafiłbym do nich należeć. Delikatnie, by nie połamać sobie paznokci, wbiła ostrze w moją twarz i pociągnęła. Uszkodziła tylko wierzchnią warstwę, więc nie dostrzegła co jest w środku. Na dość płytkim nacięciu nie pojawiła się krew. Poza tym, nie bolało. Jedyne co czułem, to chłód metalu przyłożonego do mojej twarzy. Natychmiast zrozumiałem, czemu zaczęła właśnie od tego miejsca.
- Uważasz, że nacinanie wszystkim przesłuchiwanym twarzy odwróci uwagę od twojej blizny? – spytałem.
Mój głos zabrzmiał… obco. Nie był miły, ciepły i przyjemny, lecz bezwzględny, chłodny i wyrachowany. Czemu? Pewnie przez strach przed przesłuchaniem. W innych okolicznościach zapewne byłbym o wiele łagodniejszy. W końcu słowami też można zranić. Czasem nawet głębiej niż zwykłym ostrzem. W pierwszym momencie w jej oczach dostrzegłem zdziwienie, że w ogóle się odezwałem. Chwilę później zaś złość, że nie odpowiedziałem na jej pytanie.
- Wydaje ci się, że jestem aż tak łatwa do rozszyfrowania? – mruknęła z pogardą.
- Właśnie tak mi się wydaje – odparłem spokojnie. – Pewnie jeden z przesłuchiwanych zrobił ci tę bliznę. Ale to nie jedyny powód, prawda? Taka szrama zostaje na całe życie. Ciebie zapewne zna cała okolica. Możliwe, że opowiadają o tobie legendy i o tym, co ci się stało. Zatem praktycznie każdy, kto ujrzy człowieka z taką blizną, pomyśli, że to ty mu ją zrobiłaś, a co za tym idzie, że był przesłuchiwany.
Dziewczyna spojrzała na mnie. W jej postawie nic się nie zmieniło, jednakże oczy wyrażały niejaki podziw.
- Jesteś interesującym człowiekiem – odparła zamyślona.
Uśmiechnąłem się szeroko i szczerze. Inkwizytorka jednak powróciła do swych czynności. Zadawała pytania, po czym robiła kolejne nacięcie, które zabliźniało się niemal natychmiast, pozostawiając jedynie niewielką bliznę nieco jaśniejszą od normalnego koloru mojej skóry. Dziewczyna nie dała po sobie poznać, że jest zirytowana. Westchnęła tylko. Przez przypadek dostrzegła bliznę pomiędzy dłonią a resztą ręki. Postanowiła wykorzystać szansę. Zakręciła ostrzem w powietrzu i rzuciła nim w miejsce złączenia. Nie syknąłem z bólu, wbrew temu, co oczekiwała. Przesłuchiwała mnie już dość długo, więc to oczywiste, że jej metody musiały się zaostrzyć. Pociągnęła ostrze w górę. Dłoń trzymając się jedynie na fragmencie złączenia, odchyliła się w dół, ukazując w końcu me wnętrze. Inkwizytorka cofnęła się przerażona. Pewnie nigdy wcześniej nie widziała czegoś takiego. Gładka krawędź blizny, cienka powłoka i nic wewnątrz. Jedynie czarny dym. Żadnych kości, mięśni czy krwi. Westchnąłem ciężko i spojrzałem na nią z wyrzutem. Nie umiałem jeszcze perfekcyjnie kontrolować Wstęgi Życia, więc naprawa takiego działania do najłatwiejszych nie należała.
- Wstęga Życia Dolfiego Johanna Lauxa I – mruknąłem cicho, ze skupieniem. – Regeneracja.
Zielone, cienkie nitki mocy, widoczne i dla mnie i dla Inkwizytorki podciągnęły dłoń na jej właściwe miejsce i oplotły miejsce, gdzie powinna znajdować się rana. Gdy się rozproszyły, złączenie wyglądało tak, jakby nigdy nie zostało naruszone. Dziewczyna patrzyła na mnie z przerażeniem. Zaciekawienie jednak wygrało i zrobiła pierwszy  niepewny krok. Potem następny i następny, aż w końcu stanęła obok mnie i dotknęła mojej ręki swoją dłonią w czarnej rękawiczce.
- Jestem Lalkarzem – powiedziałem w ramach wyjaśnienia.
Byłem dumny z tego kim jestem. Nie ukrywałem tego. Oczywiście nie rozgłaszałem tego jak skończony idiota, ale gdyby ktoś mnie spytał z pewnością bym mu to powiedział. Jedynym haczykiem było to, że pytanie musiało być dokładne i dotyczyć właśnie tej kwestii. Dziewczyna szybko się opamiętała. Po jej minie poznałem, że próbuje mnie rozgryźć. Dowiedzieć się czegoś więcej na wszelki wypadek. Na wypadek, gdyby kiedyś w przyszłości musieli walczyć z takimi jak ja. Zadawała mi więc dalej pytania, na które ja najzwyczajniej w świecie, po prostu nie odpowiadałem. Ostatecznie zirytowała się i wyszła z pomieszczenia. Nie wiedziałem co to oznacza. Czy powinienem się cieszyć? A może wręcz przeciwnie, powinienem być przerażony? Intuicja nie mówiła mi zupełnie nic. Miałem jednakże nieszczęście bardzo szybko dowiedzieć się o konsekwencjach. Do pomieszczenia weszło trzech potężnej postury mężczyzn i owa Inkwizytorka. Wszyscy ubrani w typowe dla nich, czarne stroje. Rozwiązali mnie. Ucieszyłem się. Bądź co bądź, po tych wszystkich opowieściach o Inkwizycji, spodziewałem się czegoś znacznie gorszego. Mój entuzjazm zgasł niebywale szybko. Nastąpiło to w momencie, gdy Inkwizytor związał mi ręce. To był dziwny węzeł. Wykręcono mi ręce za plecy. Dłonie opleciono mocno. Na tym się jednak nie skończyło. Liną obwiązano mnie parę razy w pasie. Nie wiem jak, ale po chwili znajdowałem się w centrum kwadratu stworzonego z żywych ludzi, którzy trzymali wiążące mnie liny. Przede mną stanęła Inkwizytorka, zaś jej koledzy po bokach i za mną. Wyprowadzili mnie z pomieszczenia. Szli nadzwyczaj szybko. Nie byłem przystosowany do takiego tempa, a przez mocno naciągnięte liny, nie mogłem zaprotestować, by zwolnili. Zaprowadzili mnie pod bramę główną. Po obu stronach drogi ustawiły się szeregi gapiów. Zapewne wszystkim znana była godzina i typ egzekucji. Westchnąłem ciężko. Takie wydarzenie pewnie było tylko jednym z wielu. Dla ludu było to ostrzeżenie. Gdyby nie ta funkcja, egzekucje byłyby szybkie i skryte za murami. Nie zaś na placu głównym w miasteczku. Ludzie patrzyli przerażeni. Zastanawiali się czym zawiniłem. Część z nich mnie znała. Nie przejmowałem się tym, że zginę. Bardziej martwiłem się o nich. Nie chciałem, by ich także zniszczono tylko dlatego, że znali mnie. Nie uśmiechałem się. Nie byłem wściekły na człowieka, który mnie wydał. Nie znałem takich uczuć. Bądź co bądź, żyłem szczęśliwie. Jedyne co czułem, to smutek. Ogromny jak ocen. I uderzający we mnie z siłą przypływu czy nowej fali. Ale wiedziałem, że to tylko niewielka kropla smutku w całym świecie. Nie pragnąłem zemsty. Ani śmierci. Co więcej, chciałem by ta osoba mogła spokojnie żyć dalej. Naiwny. Taki byłem. Wierzyłem, że w ludziach jest tyle samo zła co dobra i że to my wybieramy jacy chcemy być.  Czułem, że nawet jeśli ktoś wybierze źle, to można go potem przywrócić na właściwą ścieżkę. Zdawałem sobie sprawę z tego, jak nędzny jest ten świat. Ale wiedziałem też, że jestem jego częścią, więc nie zasługuję na lepsze miano niż on. Jednakże w najskrytszych przypuszczeniach nie sądziłem, że można być aż takim potworem, by bawić się kimś. Choć o tym wiedziałem, pozostawało to poza moim pojmowaniem. Samego siebie też zacząłem uważać za potwora. Podczas przesłuchania byłem taki… obcy sobie. Nie poznawałem się. Podobno umierając poznaje się wszystkie odpowiedzi. Moim zdaniem wystarczy tylko postawić właściwe pytania właściwym ludziom. Wiedziałem co robić. Uwiązane ręce nie pomagały mi w tym. Jednakże po pewnym trudzie udało mi się złapać jej Wstęgę Życia. Sprawnie rozdzieliłem wszystkie Nici i wybrałem jedną z odpowiadających za zmysły. Za słuch. W tym jednym momencie granica jej słyszalności przekroczyła znacznie tę możliwą dla zwykłego człowieka. Niemal bezgłośnie, tak by tylko ona to słyszała powiedziałem.

- Inkwizytorko, jeśli byłem nieuprzejmy podczas przesłuchania, to przepraszam.

2 komentarze:

  1. Uwielbiam jak oni tak zimno prezentują swoje narzędzia < diaboliczny uśmiech >
    Przesłuchiwania to jedne z lepszych fragmentów;P Tak jak w książce "Ja Inkwizytor..." ;D Czytałaś?
    Rozdział genialny, mam nadzieję, że uda mi się nadrobić resztę, ale nadchodzi weekend więc jestem dobrej myśli XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jacka Piekary? Jeśli tak, to słyszałam i w wakacje miałam się wziąć. ;)Bo Jacka na razie czytałam "Alicję", "Miecz aniołów", "Młot na czarownice" i "Sługa boży".

      Usuń