Łączna liczba wyświetleń

117107

wtorek, 6 sierpnia 2013

Lalkarz

- Naprawdę? – jej oczy rozszerzyły się uroczo, gdy spytała z nadzieją.
- Tak – odparła Ivy z uśmiechem.
Pierwszy raz miała do czynienia z taką reakcją.
- Skoro jestem aniołkiem, czemu nie jaśnieję jak ty?
- Jaśnieję? – spytała nie wiedząc o co chodzi.
Dziewczynka pokiwała twierdząco głową. Wiedziałem o co chodziło Ivy. O to całe bycie aniołem. Każdy człowiek spełniający dobre uczynki będzie jaśniał wewnętrznym światłem. Zbyt pięknym i silnym. By ktokolwiek mógł je przyćmić. Zrobić to jedynie mogą złe czyny. Jednak nie sądziłem, że Ivy zamierza tak to wytłumaczyć dziewczynce. Zresztą, białowłosa była zbyt zdziwiona, by cokolwiek powiedzieć.  Sześciolatka widząc, że jej rozmówczyni niezbyt wie, o czym mówi, więc wyłożyła jej to prościej. Bardziej obrazowo.
- Wyglądasz jakby wokół ciebie załamywało się światło słoneczne.
Po tym zdaniu Ivy zdziwiła się jeszcze bardziej. Zupełnie nie zdawała sobie z tego sprawy. Czuła, że skrzydła ma złożone pod płaszczem, więc mimo wyjaśnień, nadal nie wiedziała, o co dziewczynce może chodzić. Była tak zamyślona, że nie zauważyła, gdy dziewczynka sięgnęła do końcówek jej arafatki i rozwiązała je. Włosy spadły na plecy kaskadą. Ivy w ostatniej chwili złapała chustkę, zasłaniając twarz. Spojrzała na dziecko z przerażeniem. Poczuła się taka bezbronna. Skoro sześciolatka mogła to zrobić… Nie chciała o tym myśleć. Ukucnąłem obok niej, lekko się uśmiechając. Poczułem ból w sercu, gdy pomyślała o mnie. Ivy czuła się… zdradzona. Dziewczynka uśmiechnęła się do niej niewinnie, szeroko i szczerze.
- Pokaż mi swoją twarz – poprosiła.
- Przestraszysz się mnie – zaprzeczyła od razu, lekko kręcąc przecząco głową. – Wyglądam jak potwór.
Zamarłem. Nie sądziłem, że właśnie tak o sobie myśli. Miałem nadzieję, że powiedziała to pod wpływem chwili, ale wiedziałem, że to tylko moje wymówki. Liczyłem także, że przestała się tak traktować od tego czasu do czasów dzisiejszych. Myślenie o czasie, przebywając w przeszłości i w czyichś wspomnieniach zdawało mi się z lekka idiotyczne. Ja nigdy nie traktowałem jej jak potwora. Była dla mnie zbyt ważna. Dziewczynka uśmiechnęła się szerzej.
- Anioły nie są straszne – odparła – więc, skoro jesteś jedną z nich to nie możesz być przerażająca.
Tym razem to Ivy zamarła. Dziecko, korzystając z tego, delikatnie zdjęło arafatkę z jej twarzy. Do tej pory, bez chusty widziałem ją tylko ja i osoby, które ginęły z jej ręki. Nikt więcej. Ivy nadal się nie rozluźniała, a co więcej zamknęła kurczowo oczy. Czuła, że mydlana bańka, jaka utworzyła się wokół nich, niedługo pęknie. Spodziewała się okrzyków przerażenia i wyzywania od diabłów. Chociaż nigdy nie wypróbowywano na niej egzorcyzmów, to nie sądziła, że może to być przyjemne. Drgnęła nieco nerwowo, gdy poczuła niewielkie dłonie z ciekawością badające jej twarz. Białowłosa mimowolnie zadrżała. Ręce dziewczynki były delikatne, ciepłe i miękkie. Ivy powoli otworzyła oczy i spojrzała na nią ze zdziwieniem. Spodziewała się zupełnie innej reakcji. Dziewczynka nie zabierała ręki.
- Jesteś piękna – powiedziała cicho.
Ivy zaśmiała się, lekko speszona komplementem. Bądź co bądź wszyscy uważali ją za potwora. Słowa, które wypowiedziała dziewczynka, Ivy zazwyczaj słyszała tylko ode mnie. Teraz jednak zawiązała arafatkę, zakrywając twarzi upinając końcówkami włosy.
- Dlaczego ukrywasz twarz? – spytała.
To już było coś innego. Ja nigdy nie dopytywałem o to. Wystarczyło mi, że Ivy raz mi to powiedziała, a ja to zaakceptowałem. Bogini Śmierci zapatrzyła się w tłum ludzi idących ulicą. W nikogo konkretnego, ot tak, w całą tę masę. Wszyscy mijali ją, nie zaszczyciwszy nawet spojrzeniem. Ponieważ ignorowali świątynię i mieszkającą tam osobę, nie zwrócili także uwagi na siedzącą tam dziewczynkę. Mała blondynka została automatycznie wykluczona z ich społeczeństwa, choć tylko na tę małą chwilę. Gdyby tylko wtopiła się w ten bezimienny tłum, pewnie ludzie przyjęli ją jako jedną z nich. Ale dziewczynka nie wyglądała, jakby miała za chwilę wstać i pójść Ten nudny, szary kłąb ludzi był warty niewiele, ale od ich zdania tyle zależało.
- Bo widzisz – zaczęła i zamilkła próbując dobrać łagodne i zrozumiałe dla niej słowa, które nie oczerniałyby ludzi. Przypomniało jej się jak ja jej to tłumaczyłem. – Ludzie to skomplikowane istoty. Nie zawsze mogą wszystko zrozumieć i pojąć, więc dużo się przed nimi ukrywa. Ale posiadanie sekretów ich przeraża. Dlatego nie akceptują osób z sekretami. Chociaż nie… to złe wytłumaczenie. Każdy ma sekrety. Tylko, że ludzie skrzętnie je chowają. I takie sekrety są do zaakceptowania przez większość. Natomiast mojego nie da się ot tak ukryć. Dlatego też uważają mnie, zresztą słusznie, za istotę z wieloma sekretami. Do tego, nie mały wpływ ma to, że mam na co dzień zakrytą twarz. A białe włosy? Kto widział dwudziestolatkę z takowymi? – zaśmiała się nieszczerze – A uwierz, że mieszkanie w kompleksie świątynnym też nie pomaga w budowaniu wizerunku.
Dziewczynka spojrzała na nią z nieukrywanym podziwem. Podziwem, który miał racjonalne wytłumaczenie. Przecież większość ludzi załamałaby się pod taką presją społeczeństwa, albo co najmniej zmieniła. A Ivy pozostała sobą bez względu na wszystko. Z drugiej strony, niewiele osób potrafiło podejść do problemu, który poniekąd ich dotyka, tak bez stronniczo. A już rozmowa z dzieckiem na takie tematy? Zupełnie nie do pomyślenia. Przecież takie sprawy mogli poruszać tylko dorośli. Tak… Ivy była niekonwencjonalna. Ale to była jej mocna strona, a nie wada.
- Nie jesteś przez to samotna?
 Białowłosa zamyśliła się na chwilę.
- Samotna? Przez to trochę tak. Ale ogółem? Niezbyt – odpowiedziała. – Mam kogoś, na kogo mogę zawsze liczyć.
Ivy pomyślała o mnie. Z jednej strony mnie to ucieszyło. Nawet bardzo. Z drugiej natomiast, poczułem olbrzymie wyrzuty sumienia. Tego dnia po raz pierwszy ją zawiodłem. Na rozmowie z dziewczynką zleciał jej cały dzień. Cieszyłem się, że nie była sama. Przynajmniej tego dnia. Nie wiedziałem jak będzie z innymi. Mimo to jedno zdanie wciąż mnie męczyło.
~ Ten dzień miała spędzić ze mną, ale tego nie zrobiła, bo opuściłem ją.
Widziałem, że pomyślała o tym samym. Posmutniała nagle. Dziewczynka widząc to przytuliła ją.
- Jak często go widujesz? – spytała z przyjaznym uśmiechem.
- Codziennie – padła cicha, niemal natychmiastowa odpowiedź.
- A dziś?
Ivy tylko pokręciła przecząco głową. Głos odmówił jej posłuszeństwa, a po policzkach zaczęły spływać słone łzy. Dziewczynka tylko mocniej ją przytuliła. Tylko albo aż. Niewielki gest a tyle potrafi zmienić. Po dłuższej chwili, cichym, spokojnym głosem powiedziała.
- Na pewno miał coś ważnego na głowie. Nie mógł tak po prostu zostawić tak pięknego i miłego anioła.
Ściemniło się już. Uliczne latarnie zaczynały jarzyć się delikatnym, zimnym blaskiem. A Ivy wciąż nie przestawała płakać. W końcu jednak udało jej się uspokoić. Choć to zabrzmi samolubnie i egoistycznie, jej ból zabolał też mnie. Nie wiedziałem, ba nawet w najśmielszych przypuszczeniach nie sądziłem, że aż tak odczuła ten jeden dzień beze mnie. A to dopiero jeden dzień. Poczułem się jak… potwór. Dostrzegłem jakąś kobietę nerwowo przedzierającą się przez szary tłum. Wkrótce dziewczyny także ją zauważyły. Dziewczynka zbiegła z kolan Ivy i skryła się za nią. Białowłosa wstała i uśmiechnęła się ciepło do poważnej kobiety stojącej przed schodami do kościoła.
- Dzień dobry – odezwała się spokojnym głosem.
- Nie odzywaj się do mnie dziwaku – wrzasnęła rozemocjonowana i wyraźnie zdenerwowana kobieta –Wredny, mały dzieciaku szukałam cię cały dzień! – zwróciła się do dziewczynki.
Białowłosa przez chwilę wyglądała jakby chciała rozerwać nieznajomą na drobne kawałki. Nienawidziła, kiedy tak ją nazywano wprost. Kiedy Ivy poczuła, że dziewczynka trzęsie się ukryta za nią, postanowiła, że będzie spokojna. Co nie znaczy, że zamierzała być słaba. Ivy śmiała się, gdy porównywałem ją do skały, ale taka w sumie była. Trwała, spokojna, cicha, ale niemal niezniszczalna i całkowicie niewzruszona na zewnątrz. Bo kto kiedykolwiek poznał myśli skały? Raczej nikt. Zaśmiałem się cicho. Kobieta widząc reakcję dziecka, weszła gniewnym krokiem po schodach.
- Idziemy do domu smarkulo – stwierdziła nadal zirytowana, ale już nie podnosząc głosu.
W jej oczach kryła się wyraźna groźba. I to skierowana do nich obu. Nieznajoma wyciągnęła rękę, chcąc zabrać dziecko. Widziałem jak Ivy złapała ją za nadgarstek. Delikatnym, acz stanowczym i pewnym uściskiem. Przyglądałem się temu. Wiedziałem, że białowłosa mogłaby złamać kości tej kobiety bez większego wysiłku. Ba, mogłaby nawet urwać jej dłoń. Bogowie Śmierci są niezwykle silni. Może nie tak jak wiedźmy, czy my, Lalkarze, ale na pewno silniejsi niż zwykli ludzie. Spojrzała na nieznajomą lodowatym wzrokiem. Kobieta wyraźnie się jej przestraszyła.
- Proszę by Pani się uspokoiła – powiedziała spokojnie.
Jeśli kobieta przestraszyła się wcześniej, to teraz była już na granicy przerażenia. Nie jestem pewien czego. Czy spokojnego głosu Ivy? Czy chłodu i pewności w jej wzroku? Czy też może jej uścisku? Prawdopodobnie wszystkiego na raz. Nieznajoma spojrzała Ivy prosto w oczy, walcząc z lękiem. To był spory błąd. Ivy miała piękne oczy, srebrne z czarnymi cienkimi obwódkami. Ale gdy patrzyło się prosto w nie, mogło się wręcz utopić w głębi tego spojrzenia. Sam nieomal to zrobiłem. Nieznajoma nieznacznie skuliła się w sobie, odwróciła wzrok i wyszarpnęła rękę, jakby dotyk białowłosej ją parzył. Ivy spojrzała ciepło na dziewczynkę, która kurczowo trzymała się jej płaszczyka z futerkowym obszyciem.
- Jak masz na imię?
- Grace – odparła cicho, lekko drżącym głosem.
- Czy ta Pani to twoja matka? – pytała dalej z uśmiechem.
Dziewczynka w odpowiedzi pokręciła przecząco głową. Zaczynała się powoli uspokajać. Obecność Ivy dodawała jej otuchy. Nie tylko jej zresztą. Dopiero teraz to zauważyłem, ale przy białowłosej stałem się lepszym człowiekiem. Kimś, kim zawsze chciałem być. I choć Ivy zawsze twierdziła, że to ja ją zmieniłem, doskonale czułem, że było dokładnie na odwrót. Patrzyłem na tę scenę z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony rozpierała mnie duma, że Bogini Śmierci tak dobrze sobie radzi. Nigdy w to nie wątpiłem. Ale zawsze była taka… miła tylko wobec mnie. Miałem nadzieję, że w kontaktach z innymi ludźmi pójdzie jej tak samo dobrze. I stało się dokładnie tak, jak przypuszczałem. Poza tym, Ivy stanęła w obronie słabszej istoty. Najwidoczniej moje nauki zostały głęboko w jej duszy. Z drugiej strony nie do końca wiedziałem, co dziewczyna chce zrobić i czy ewentualnie da sobie radę. A co mogłem ja w tej sytuacji? Praktycznie nic. W końcu byłem tylko duchem wrzuconym we wspomnienia białowłosej. Uśmiechnąłem się pod nosem. Zapowiadało się  ciekawie. Wierzyłem, że Ivy da sobie radę. Białowłosa spojrzała na Grace pytającym wzrokiem.
- To moja guwernantka – dodała.
Ivy nie znała tego określenia, więc nie wiedziała co to oznacza. Ja zaś tak. I wiedziałem także, co to za sobą ciągnie. Grace musiała pochodzić z bogatej rodziny, skoro stać ich było na prywatną nauczycielkę. A taki stan najczęściej oznaczał, że jest rozpuszczonym, rozkapryszonym dzieckiem, które jest miłe tylko dla tych, których potrzebuje lub dla tych, których lubi, czy których uznała za ciekawych. Ivy zaś rozumiała tylko jedno. Może to i lepiej? Nie znając pochodzenia dziewczynki nie będzie zachowywać się wobec niej inaczej niż zwykle. Nie wiedziałem nawet, czy potrafiłaby nie być sobą. Białowłosa wiedziała, że ta kobieta nie była matką Grace, a dziewczynka nie chciała z nią iść. Chłodnym, oficjalnym i nie znoszącym sprzeciwu głosem, Bogini Śmierci stwierdziła:
- Grace zostanie dziś ze mną. Jutro rano odprowadzę ją do jej rodziców, więc nie musi się Pani martwić.
Kobieta spojrzała na nie nienawistnie, ale odeszła bez słowa. Pogodziwszy się z takową sytuacją. Mnie jednak nadal zastanawiało coś innego. Wcześniej wyciągnąłem wniosek, że dziewczynka przywykła do rządzenia innymi. Tymczasem wydawało się, że jest zupełnie na odwrót. Wiec to albo ja się pomyliłem, albo Grace była świetną aktorką. Raczej stawiałem na to pierwsze. Ivy uśmiechnęła się ciepło do dziewczynki. Wzięła ją delikatnie na plecy i weszła do świątyni. Posadziła ją w ławce najbliżej ołtarza. Dziewczynka zaczęła machać z nudów nogami w powietrzu. W kościele było dość ciemno, bowiem oświetlało go tylko światło gwiazd. Białowłosa dostrzegła, że Grace drży z zimna. Ivy szybko pobiegła do niewielkiego domku. Ona nie czuła zmian temperatury aż tak bardzo. Wyjęła z szafy swoją najcieplejszą, czarną bluzę z futerkowym obszyciem. Wszystkie jej bluzy były podobne, ale ta wyjątkowo miała podszycie z ciepłego i grubego materiału. Wróciwszy do kościoła, założyła Grace ubranie, które przyniosła. Dziewczynka podziękowała jej z uśmiechem. Ivy zgubiła gdzieś zapałki, więc skorzystała ze swoich naturalnych mocy Bogini Śmierci. Grace patrzyła na to zdziwionym wzrokiem. Nie bała się jej. Była tylko zaciekawiona. Osób takich jak Ivy jest bardzo mało. Nie chodzi nawet o fakt, że jest Boginią Śmierci. Wielu z jej pobratymców bezkarnie zabijało i wykorzystywało swoją potęgę. Ivy kiedyś powiedziała mi motto Bogów Śmierci.
~ Jeśli posiadasz władzę i moc, musisz je wykorzystywać. Wtedy jesteś kimś potężnym z kim trzeba się liczyć i kogo należy się obawiać. Jeśli ich nie masz jesteś nikim.

Byłem wtedy zaskoczony. Wiedziałem, że nigdy nie spotkała żadnego swojego pobratymca. Jej odpowiedź zaskoczyła mnie jeszcze bardziej. Jednak mimo to, Ivy walczyła. Była miła, uprzejma i troskliwa. Jej nastawienie było diametralnie różne od innych Bogów Śmierci. Ale tylko tym się różniła. Jej forma była taka sama jak ich. Skąd to wiedziałem? Tylko ja znałem prawdziwą formę dziewczyny. A i to tylko dlatego, że byłem tym, który umieszczał ją w ludzkim ciele. Nadal bawiło mnie to, jak zmieniła się Ivy. Nie wiedziałem, czym było to spowodowane. Jako Bogini Śmierci w swej naturalnej formie, niczym nie różniła się od innych. Ale co ciekawsze, straciła wszystkie wspomnienia z tamtych czasów. Bywało, że opowiadała mi o swoich snach, które były urywkami jej dawnego życia. Nigdy nie zrozumiałem tego do końca. A może to ludzkie ciało, w którym ją umieściłem aż tak ją zmieniło? Może dlatego, że ta dziewczyna za życia była tak dobra, że pokonała nawet zło w innej osobie? Właśnie… ludzie ciało. Tym drobnym szczegółem Lalkarze różnili się od Bogów Śmierci. Nasze ciała to zwykłe, sztuczne pojemniki. Można nas umieścić praktycznie we wszystkim co nieożywione. W drzewach, zabawkach, lalkach. Ale Bogowie Śmierci są bardziej skomplikowani. Dlatego są tak ciekawi. Grace mieszkała z Ivy przez kilka dni. Pewnego dnia, po dłuższej rozmowie podała białowłosej mój adres. I powiedziała, że Ivy powinna pójść się ze mną zobaczyć. Że na pewno mam ważny powód. Po tym zniknęła. Odeszła i już nigdy nie wróciła. A Ivy? Postąpiła według jej rady. Na tym urwały się wspomnienia, które chciała mi pokazać. Jej dłoń opadła bezwiednie na ziemię, a z oczu uleciało życie. Choć ja tego nie zauważyłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz