Nie chciałem tego mówić. Raniłem sam siebie. Ten fakt
byłby do zaakceptowania, gdybym jej nie ranił jeszcze bardziej. Znienawidziłem
samego siebie w tym momencie, gdy spojrzała na mnie zraniona.
- To nie
będzie bardziej niebezpieczne niż to, co robimy zazwyczaj – odparła równie
cicho – Nie musisz się o mnie martwić. Nie jestem ze szkła. I ty akurat
powinieneś to wiedzieć.
Zaśmiałem się. Nie
zdawała sobie sprawy z tego, że w obliczu czyhającego na nią niebezpieczeństwa,
nawet szkło zdaje się materiałem nie do przebicia. Nagle zamarłem. Przypadkiem
dosłyszałem kroki na schodach. Najwyraźniej Alexis przybyła wcześniej. Szlag,
by ją. Zdecydowanie za wcześnie. Zakląłem cicho. Rzadko mi się to zdarzało.
Schody zupełnie nie nadawały się do ucieczki. Ivy nie miała gdzie się schować.
Mogła jedynie skoczyć przez okno. A ją to by niechybnie zabiło. Więc nawet nie
rozważałem takiej możliwości. Wolę zginąć ratując ją niż przyczynić się w
jakikolwiek sposób do jej śmierci. Westchnąłem cicho z… rezygnacją. Odsunąłem
się od niej. Splotłem swoje palce z jej i siłą przesunąłem ją za mnie tak, by
zaraz po wejściu do domu nie było jej widać. Miałem nadzieję, że zyskam trochę
czasu i jakoś uda mi się ją uratować.
- Zrozumiem, jeśli mnie znienawidzisz – powiedziałem
bardzo cicho.
Wiedziałem, że za chwilę może nastąpić coś, co całkowicie
zmieni jej stosunek do mnie. Ivy ścisnęła mocniej moją dłoń. Nic nie
powiedziała, ale stała za mną, nie wychylając się. Uśmiechnąłem się lekko.
Wiedziałem, co oznacza ten gest. I mimo wszystko musiałem walczyć z sobą, by
nie zrobić czegoś głupiego. Gdzieś głęboko w duszy, zabolało mnie to.
Zaakceptowała fakt, ale nie obiecywała zrozumienia. Nie składała fałszywych
oświadczeń, że mnie nie znienawidzi. A szkoda. W tym jednym momencie by się
przydały. Mimo wszystko, doceniałem to, że się stara. Ivy rozumiała to, że
jestem poważny. Po chwili drzwi otworzyły się bez uprzedzenia. Ivy jeszcze
nikogo nie dostrzegła, natomiast ja spiąłem się. Łudziłem jednakże nadzieję, że
tego po mnie nie widać. Alexis uśmiechnęła się szeroko. Wyglądała pięknie, ale
jakoś nie przywiązałem do tego zbyt dużej wagi. Miała na sobie czerwony, długi
do ziemi płaszcz i buty na bardzo wysokim obcasie. Jasne loki spływały jej po
plecach załamując się nieco w miejscu, gdzie znajdował się kaptur. Do tego
misterna fryzura. Już po jej stroju domyśliłem się, że idzie na jeden z bali
wydawanych przez prezydenta. Taki widok rozpraszał większość mężczyzn i
przyciemniał ich umysły. Zamiast tego jednak skupiłem się na jej twarzy. To był
jedyny sposób, by tego uniknąć i zachować jasność myśli. Wydawała się pogodna.
Uśmiechała się szeroko, ale nieszczerze. Gdyby głębiej wkroczyła do pokoju,
mógłbym wypchnąć Ivy z pokoju i liczyć na to, że ucieknie. Alexis jednakże
zdawała się czuć, że oprócz nich w pokoju jest ktoś jeszcze. To, co
powiedziała, potwierdziło moje przypuszczenia.
- Pokaż mi
tę dziewczynę – powiedziała ciepło. Tylko ja potrafiłem odczytać poprawnie
groźbę zawartą w tych słowach.
Poczułem jak Ivy chce się wyrwać. Na szczęście jeszcze
nie tak gwałtownie. Ścisnąłem mocniej jej dłoń. Jej reakcja była całkowicie
normalna. Byliśmy parą od kilku lat. Wyjątkową, bo nie co dzień spotyka się
Boginię Śmierci i Lalkarza, ale i tak kochającą się. Tymczasem ja najpierw nie
odzywam się przez tydzień, a potem do mojego domu przybywa kobieta, której
normalny mężczyzna nie mógłby się oprzeć. Ale ja po pierwsze, nie byłem
zwyczajnym mężczyzną, a po drugie, byłem jej synem, nawet jeśli Ivy o tym nie
wiedziała. Nawet, jeśli powoli zmieniałem zdanie i tego nie chciałem. Westchnąłem
ciężko i pokręciłem przecząco głową. Alexis spojrzała na mnie z ledwo tłumioną
wściekłością. Odezwała się nadzwyczaj słodkim tonem z ukrytą ironią, którą
tylko ja zdołałem wychwycić. Próbowałem powstrzymać Ivy, ale nie udało mi się.
- No pokaż się mała.
Przecież nie zrobię ci krzywdy.
Kłamała i wiedziałem o tym. Mimo to nie mogłem nic
zrobić. A raczej mogłem, ale moje wysiłki spełzły na niczym. Bezsilność to
zdecydowanie najgorsze uczucie. Nie puszczając mojej dłoni, dziewczyna oparła
się na moim ramieniu i wychyliła się. Nie musiałem patrzeć na żadną z nich, by
wiedzieć co czują i jak zmienia się ich wyraz twarzy. Zbyt długo i zbyt dobrze
je na to znałem. A mimo to przenosiłem wzrok z jednej na drugą. Mina Alexis
zdecydowanie zmieniła się, gdy dostrzegła srebrzystą poświatę księżyca
jaśniejącą na białych włosach Ivy. Porzuciła swą maskę uprzejmości. Wydawała
się niesamowicie wkurzona. Czułem bijącą od niej chęć zamordowania dziewczyny.
Jednakże ja nie mogłem na to pozwolić. Tymczasem Ivy przeraziła się i wciąż
trzymając mnie za rękę, ukryła się za mną.
- To ona! – wydarła się wiedźma – To przez nią się
zbuntowałeś! To przez nią cię straciłam!
Spojrzałem na nią lodowatym wzrokiem. Dopiero to ją na
chwilę ostudziło.
- Odwróciłem
się od ciebie, bo nie odpowiada mi twój styl działania. Ona nie ma z tym nic
wspólnego. Po prostu nie chcę już dłużej być twoim synem. Znudziło mnie to.
Ivy słysząc to wyraźnie się rozluźniła. Przytuliła mnie
szybko od tyłu. Wiedziałem, że mi wybaczyła, że nie powiedziałem jej o wiedźmie.
Ale to był dopiero wierzchołek góry lodowej. Gdy się cofnęła, puściła moją
rękę. Uśmiechnąłem się ciepło z ulgą. Alexis od razu wiedziała, że ten uśmiech
nie jest przeznaczony dla niej. Zabolało ją to. Dostrzegłem to w jej oczach i
delikatnym, nerwowym ruchu barków. Zabolało ją to, że pokochałem kogoś innego
niż ona, i że to uczucie jest silniejsze niż to, które kiedykolwiek żywiłem do
niej. Zabolało ją to, że była zbyt daleko, by temu zaradzić. Chociaż i tak
byłem pewny, że najbardziej zabolała ją jej zraniona duma. Zachowywała się jak
małe dziecko, któremu odebrano ulubioną zabawkę. W tym stuleciu nie łudziłem
się już, że jestem jej jedynym synem. Zresztą… w ten sposób łudziłem się tylko
w trzynastym wieku. Potem sam byłem przy tworzeniu mojego rodzeństwa. Co prawda
nie znałem żadnego swojego „rodzeństwa” z tego wieku, ale z opowieści wiedźmy
wynikało, że jestem jej ulubieńcem i najlepszym Lalkarzem. Mogła oczywiście
kłamać, ale nie zależało mi na jej opinii. Była dla mnie na równi z tym, co
myślą o mnie zwykli ludzie. Prawie nic. Poza tym, były to informacje sprzed
stworzenia Ivy. Potem wszystko się zmieniło. Moim zdaniem na lepsze. Wiedźmy,
na gorsze. Nie spodziewałem się ataku. Pewnie dlatego zadziałał na mnie z taką
siłą. Poczułem lekkie uderzenie w policzek, dłonią zwiniętą w pięść. Potem
dołączyła do tego spora ilość mocy. No tak. Przecież zwykłym uderzeniem nic by
mi nie zrobiła. Zamknąłem oczy i przeleciałem przez pokój. Zatrzymałem się
uderzając w coś plecami. W takich momentach uwielbiałem to, że jestem
Lalkarzem. Poczułem tylko uderzenie. Żadnego bólu. Rozejrzałem się, by
sprawdzić, gdzie wylądowałem. Pod oknem. Potem przeniosłem wzrok na nieciekawą
sytuację. Alexis była naprawdę zirytowana. Ivy cofała się pod jej wzrokiem, aż
w końcu napotkała ścianę. Patrzyła z przerażeniem. Nie rozumiała tej sytuacji.
Wiedźma uśmiechnęła się. Wrednie, z błyskiem w oku. Zawsze eliminowała
przeszkadzających jej ludzi i tym razem nie miało być inaczej. Kobieta złapała
białowłosą za szyję i podniosła. Dziewczyna złapała jej dłoń w daremnej próbie
ucieczki. Widać było, że szanse ma mniejsze niż porcelanowe laleczki w dłoniach
czterolatek. Alexis przycisnęła ją do ściany. Ivy zaczynała już tracić
przytomność. Na szczęście dziewczyny, wiedźma szybko się znudziła. Uderzyła nią
po raz ostatni o ścianę i zamachnąwszy się mocno, rzuciła nią w okno. W
ostatnim momencie znalazłem się na drodze jej lotu. Zareagowałem błyskawicznie
i na szczęście okazało się, że wystarczyło mi czasu. Siła była jednak zbyt
duża, bym zdołał po prostu ją złapać. Objąłem nieprzytomną dziewczynę i
przycisnąłem do siebie. To ja plecami wybiłem okno. Ostatnim co ujrzałem, był
wyraz twarzy Alexis. Mieszała się tam irytacja, zaskoczenie i strach. Cóż… nie
wszystko poszło po jej myśli. Uśmiechnąłem się z triumfem i runąłem w dół.
Zacisnąłem oczy. Nie spodziewałem się bólu. Martwiłem się tylko, czy
wystarczająco złagodzę upadek Ivy. Dziewczyna wciąż się nie budziła, więc tylko
objąłem ją mocniej. Poczułem jak moje plecy zderzają się z asfaltem. Jak zwykle
i zgodnie z przewidywaniami, bezboleśnie. Otworzyłem oczy. Spadanie kilkunastu
pięter nie zostało wpisane na moją listę rzeczy, które lubię robić. Natychmiast
przeniosłem przerażony wzrok na Ivy. Dziewczyna miała na szyi sine odciski
palców Alexis. Do tego kilka ranek, z których sączyła się krew. Niezbyt
obficie. Poza tym, nie miała większych obrażeń. Odetchnąłem z ulgą. Co więcej,
dostrzegłem, że nieznacznie się poruszyła, a nawet otworzyła oczy.
- Co się stało? – spytała jeszcze nie do końca rozumiejąc.
- Przepraszam – odparłem cicho, nie udzielając jej
wyjaśnień – to moja wina.
Leżała na mnie, więc delikatnie ją z siebie zdjąłem i
ułożyłem na asfalcie. Spojrzała na mnie wzrokiem, który zawierał w sobie
przerażenie i brak zrozumienia. Dwa najgorsze uczucia jakich można doświadczyć.
Uśmiechnąłem się przerażająco i pocałowałem ją po raz ostatni, szybko i
delikatnie. Wstałem i odwróciłem się w stronę budynku. W tym czasie Alexis
zdążyła zejść po schodach. Szła teraz dystyngowanie. Jej długi płaszcz zamiatał
nieco śnieg. Jej oczy miotały gromy. W takich sytuacjach powiedzenie „zabijać kogoś
wzrokiem” nabierało nowego znaczenia. Mimo to stałem niewzruszony. Może i nie
przywykłem do takiego spojrzenia, ale nie bałem się jej. Bardziej tego co może
zrobić osobie, na której mi zależy i tego, że potrafi traktować człowieka jak
przedmiot, co udowodniła choćby w trzynastym wieku podczas naszej egzekucji.
Podeszła do mnie i spojrzała z nieudawaną troską. Zdziwiłem się, że jeszcze
potrafi czuć jakiekolwiek pozytywne uczucia, ale nie dałem tego po sobie
poznać. Odwróciłem od niej wzrok, słysząc cichy okrzyk przerażenia. Dostrzegłem
Ivy patrzącą to na mnie to na śnieg i ziemię, na której stałem. Również
przeniosłem wzrok na to miejsce. Dostrzegłem szczątki lalki, w której byłem
umieszczony. Westchnąłem ciężko. Z takiego upadku nie mogłem wyjść bez szwanku,
ale nie sądziłem, że obrażenia są aż tak poważne. Ponownie ciężko westchnąłem i
zdjąłem delikatnie krótki płaszcz, który miałem na sobie. Na ziemię spadły
pozostałe odłamki. Mógłbym się wyleczyć, gdybym tylko miał czas. A w tamtym
momencie czas był zdecydowanie towarem deficytowym. Spojrzałem na własne plecy,
poniekąd wiedząc co zobaczę. Choć i tak widok przeszedł moje najśmielsze
oczekiwania. Całe plecy miałem zupełnie strzaskane. Nie został na nich nawet
najmniejszy fragment lalki. Postrzępione, nierówne brzegi też nie łagodziły
widoku. Czarna, gęsta mgła, jaką była moja dusza, tylko nieco wychyliła się z
pojemnika. Czar wiążący mnie z lalką wciąż był aktywny, więc nie mogłem uciec,
nieważne, jak bardzo bym tego chciał. Uśmiechnąłem się pocieszająco do Ivy i
odwróciłem w stronę wiedźmy.
- Dolfie,
synku, chodź do mnie, to cię wyleczę – stwierdziła ze smutkiem w głosie.
Wyciągnęła ręce w moją stronę.
Poniekąd czuła się winna, a poniekąd grała na czas. Zbyt
długo ją znałem by tego nie wiedzieć. Uśmiechnąłem się z drwiną. Skupiłem się i
z trudem utworzyłem barierę obronną wokół mnie i Ivy. Nigdy nie byłem zbyt
dobry w obronnym typie magii. W ataku też zresztą nie. Jedyne co potrafiłem i
lubiłem, to zmieniać ludzkie życia. A w tym momencie była to wielce nieprzydatna
umiejętność. Alexis spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
- Jak wolisz – mruknęła cicho i położyła dłonie na niemal
niewidocznej barierze.
Włożyłem w tę
barierę wszystkie moje emocje, by ją wzmocnić. Wiedźma jednakże naparła na nią.
Przeniosła swój ciężar ciała. Tak samo zresztą większość mocy. Upadłem.
Utrzymanie bariery robiło się coraz trudniejsze i wymagało pełnej koncentracji.
Dostrzegłem zaskoczony wzrok wiedźmy i poczułem lekkie uderzenie. To Ivy wstała
i odepchnęła mnie. Bariera pękła z dźwiękiem tłuczonego szkła. Dziewczyna
przytuliła mnie lekko i wstała.
- Nie musisz
walczyć za mnie – powiedziała cicho z uśmiechem i pewnością w oczach. – Nadal
nic z tego nie rozumiem, ale cokolwiek by się nie stało, ja zawsze będę cię
kochać.
Spojrzałem na nią z przerażeniem. Nie bałem się jej.
Bałem się tego co chce zrobić, bo nie wiedziałem tego, a przeczuwałem, że na
pewno nic dobrego z tego nie wyniknie. Próbowałem ją zatrzymać, ale ona tylko
uśmiechnęła się nieco szerzej. Mimo wszystko ten uśmiech był smutny. Zdjęła
arafatkę i rzuciła ją na ziemię. Alexis spojrzała na nią z jawnym obrzydzeniem,
a ja z olbrzymią niechęcią i wręcz z
mordem w oczach na wiedźmę. Dlaczego musiała tak na nią patrzeć? To właśnie
taki wzrok najbardziej bolał Ivy. Tym razem jednak dostrzegłem, że dziewczyna
zignorowała to uczucie. Nie cofnęła się.
- Jak mój syn mógł pokochać takiego potwora? – spytała z
pogardą.
Moja chęć na starcie jej tego durnego wyrazu twarzy rosła
z każdym jej słowem. Chciałem wstać i obronić Ivy, ale jej zachowanie mnie od
tego powstrzymało. Zrozumiałem, że da sobie radę, bo już przywykła do takich
określeń. Białowłosa uśmiechnęła się wrednie i rozłożyła szeroko ręce.
- Jak mój chłopak mógł wytrzymać z taką maszkarą jako
matką? – odparła spokojnie.
Tak… najlepszym sposobem na zirytowanie kogoś, było
pozostanie spokojnym mimo obelg i wyzwisk. Zadziałało to nawet na wiedźmę,
która żyła ponad siedem wieków.
- Ty…! – zasyczała zdenerwowana.
Zaatakowała bez uprzedzenia. Postawiła większą wagę na
prędkości nie na sile ataku i to był jej błąd. Ivy była od niej znacznie
szybsza. Zdołała się uchylić. No, prawie. Dłoń, w której Alexis trzymała
niewielki sztylet, przemknęła nieco zbyt prędko. Zimny metal dotknął policzka
dziewczyny zostawiając na nim płytkie zacięcie z którego powolutku wypływała
mała ilość krwi. Ivy starła krew z policzka i zaśmiała się cicho w odpowiedzi.
Zdjęła płaszczyk i rzuciła mi go. Została w samej koszulce na ramiączka. Bogini
Śmierci odskoczyła do tyły rozkładając skrzydła. Ostatnio prawie nie miała
okazji, by je uwolnić. Nigdy na to nie narzekała, ale trzymanie złożonych
skrzydeł musiało ją boleć. W końcu, nie były one niewielkie, lecz potężne i
zmieszczenie ich pod płaszczem tak, by wyglądało to naturalnie musiało być
trudne. Na szczęście latanie jest jak jazda rowerem. Tego się nie da zapomnieć.
Nieważne jak długo się tego nie robiło. Zawsze podziwiałem Ivy w pełnej
okazałości. Miała przepiękne szklane skrzydła. Światło częściowo przebijając
się przez nie, a częściowo odbijając się od nich, tworzyło piękne widoki.
Zabarwiało delikatnie skrzydła na biało, lecz mieniło je wszystkimi kolorami
tęczy. Ukazywało także niewielką aureolę dookoła jej głowy. Do tego jej piękne,
długie, białe włosy. Ona, w przeciwieństwie do mnie, była wręcz genialna w zapamiętywaniu
i analizowaniu sytuacji i używaniu odpowiednich typów magii. Powietrze zrobiło
się ciężkie. Wydawało się, że dwie potężne aury toczą ze sobą walkę. Aura Ivy
była jaśniejąca, pozytywna, natomiast wiedźmy była gorsza niż smoła, wręcz
dusiła. Nie spodziewałem się, że białowłosa jest tak silna. Mimo to, nie było
to wystarczające. Wkrótce zaczęła przegrywać. Zebrałem się w sobie i usiadłem
po turecku. Wyciągnąłem ręce przed siebie. Zapewne wyglądałem jak pianista
przed koncertem. Najdelikatniej jak mogłem chwyciłem Wstęgę Życia Ivy. To było
coś, w czym byłem dobry, możliwe nawet, że najlepszy – dyskretne zmienianie
poszczególnych Nici, czasem i całych Wstęg. Gdy już chwyciłem porządnie Wstęgę
białowłosej, rozdzieliłem jej poszczególne grupy Nici. Uczucia, wspomnienia i
inne grupy zostawiłem w spokoju. Mogłem oczywiście sprawdzić co ona czuje
naprawdę. Jednakże nie byłoby to uczciwe, więc nigdy nie wykorzystywałem swoich
zdolności w ten sposób. No, przynajmniej nie na niej. Chwyciłem zaś Nici odpowiedzialne
za moc. Na moich oczach stawały się
coraz cieńsze. Gdyby się skończyły, Ivy byłaby zmuszona do korzystania z
własnej energii życiowej, żeby kontynuować walkę. A wtedy zaistniałoby ryzyko,
że dziewczyna przeceni siebie i swoje możliwości i wykorzysta zbyt dużo mocy. A
to, niechybnie skończyłoby się jej śmiercią. Oboje zaś wiedzieliśmy, że nawet
gdyby Ivy była niezdolna do walki, Alexis po prostu zamordowałaby ją. Musiałem
coś zrobić by pomóc dziewczynie. Trzymałem wybrane Nici w jednej dłoni, a drugą
szybko zacząłem przeszukiwać moje. Szybko chwyciłem odpowiednie. Połączyłem je.
Robiłem to po raz pierwszy. Co prawda czytałem o tym w księgach, ale
liczyłem, że zadziała. Zapewne wyglądało
to zabawnie z tyłu. Ja z moimi czarnymi Nićmi, Ivy z jej idealnie białymi i
krwistoczerwone Alexis. Każda rasa miała własny kolor Nici. A my przecież
należeliśmy do takowych. W miejscu połączenia Nici moje i Ivy przybrały szary
kolor. Inne pozostały nienaruszone. Uśmiechnąłem się zwycięsko. Zadziałało.
Przynajmniej tak mi się wydawało. Mimo dopływu mocy, Ivy nadal przegrywała. W
końcu jej wysiłki poszły na marne. Czemu się łudziłem? Potężna moc nagle
zniknęła. Moja moc szybko się skończyła. To nie tak, że mam jej mało. Wręcz
przeciwnie. Jednakże Ivy korzystała z niej bardzo ponad limit. Gdyby nie mój
zabieg, zabiłaby się. Gdy zabrakło mi mocy, dołączyłem swoją energię życiową.
Białowłosa, nie wiedząc o tym, korzystała z tego pełną parą. Spojrzałem
zdziwiony. Liczyłem na naszą wygraną. Dostrzegłem Ivy przeszytą sztyletem. Moc
zawsze idzie od słabszego do silniejszego. Można by to nazwać odgórnym prawem.
Ale nie mogłem nas teraz rozłączyć. To by ją natychmiastowo zabiło. Tu właśnie
znajdował się haczyk tego czaru. Połączone osoby musiałyby być zdrowe
psychicznie i fizycznie, by móc rozłączyć ich Nici. A zarówno szaleństwo jak i
moc przepływały nieregularnie. Wstałem i zachwiałem się lekko. Bogini Śmierci
wykorzystała zdecydowanie za dużo mojej energii życiowej. Zebrałem się jednak w
sobie i podbiegłem do niej. Mimo wszystko, jej stan był gorszy od mojego.
Złapałem ją w ostatniej chwili Uklęknąłem i zablokowałem jej Nić Bólu.
Najdelikatniej jak mogłem wyjąłem sztylet. Odrzuciłem zakrwawione ostrze,
niedaleko od nas. Nie miałem czym zatrzymać krwawienia na dłużej. Przycisnąłem
więc tylko jej płaszcz do rany i przytuliłem ją mocno. Niemal nieznacznie
odwzajemniła uścisk. Uśmiechnęła się i rozpłakała cicho. Jej łzy moczyły moją
koszulę. Pogłaskałem ją delikatnie po głowie. W tym momencie dla żadnego z nas
nie liczył się świat, czy nawet tak niewielka jego część jak Alexis.
Wiedzieliśmy, że to były nasze ostatnie chwile razem.
- Ja umieram –
stwierdziła cicho lekko drżącym głosem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz