Łączna liczba wyświetleń

117097

środa, 3 lipca 2013

Part 7

Oniemiałem. Specjalnie wybierała kraje, w których władza miała dość mocy by wieszać i palić czarownice. Gdybym mógł, pewnie bym wtedy płakał. Ale nie mogłem. Jedyne co zrobiłem to obiecałem sobie, że nigdy nie stanę się taki jak ona. To wydawało się takim łatwym postanowieniem! Wystarczyło się nie zmieniać. Ale ludzie się zmieniają. Niezależnie od swojej woli. Czasem przez otaczający ich świat. Albo przez wizję przeszłości, która rzucała cień na ich przyszłość. Sam nie wiem co mogło spowodować te zmianę u mnie. Ale łudziłem się, że dam radę temu zapobiec. Patrzyłem jak Alexis z gracją usiadła bokiem na miotle. Wydawało mi się to tak idiotyczne i stereotypowe jak tylko mogło być. Ale o to wiedźmie chodziło. O podtrzymanie stereotypu. Praktycznie zaraz po przekroczeniu granic ludzkich siedzib wybrała pieszą wędrówkę. Podążałem za nią, niezdolny do zrobienia czegoś innego. Patrzyłem jak ta sama sytuacja powtarza się w różnych krajach. Byłem… zmęczony. Zmęczony bezradnością i chęcią powstrzymania jej. Zmęczony jej zachowaniem przypominającym te małych dzieci. Czułem się… staro. Ale świat nie stał w miejscu. Gdy zamykasz oczy, świat się nie zatrzymuje. To byłoby zbyt piękne. Wszystko po kolei się rozwijało. Ludzie mieli coraz więcej udogodnień. Handel działał coraz sprawniej. A zabobony? Praktycznie o nich zapomniano. Zignorowano istnienie nadziemskich istot. Poszły w zapomnienie. Czasami straszono nimi małe, niegrzeczne dzieci. Ale jakąż to hańbą było, żeby wielkie, budzące grozę gatunki zniknęły w  mrokach historii? A choćby Alexis chciała, nie mogła tego powstrzymać. Wkrótce rasy zaczęły wymierać. Tylko ludzie wciąż się rozwijali. Byli niczym pasożyty gnieżdżące się na ziemi. Wysysały z niej życie. Ale choć świat zmienił się niemal nie do poznania, ludzie zostali tacy sami. Dwulicowi. Zdradzieccy. Samolubni. Egoistyczni. Nikt nie podawał ręki potrzebującemu, a patrzenie z góry było normą. Przecież było się tym lepszym. Mogło się. Patrzyłem na to wszystko zafascynowany. Aż w końcu nadszedł mój czas. Alexis znudziła się. Po siedmiu wiekach? Nie dziwię się. Znowu to dziwne uczucie. I wrażenie ciasnoty. Tym razem zniosłem wszystko lepiej. Usiadłem. Znów to samo ciało. Tylko ubranie inne. Czarne dżinsy i koszula w tym samym kolorze. Nadal te same brązowe włosy związane luźno gumką. Nie widziałem swojego odbicia, ale byłem pewny, że wyglądam identycznie jak w przeszłości. Wiedźma wyciągnęła rękę by pogładzić mnie po policzku. Odsunąłem się nagle, jakby jej dotyk mnie palił.
- Nie dotykaj mnie – syknąłem.
Kobieta wyglądała na zranioną. Nie chciałem tego osiągnąć. Ale nie umiałem też wyobrazić sobie, że dotyka mnie tymi wypielęgnowanymi dłońmi, które na moich oczach zabiły tylu ludzi. Nawet teraz wydawało mi się, że są całe we krwi. Zamrugałem parę razy by odgonić od siebie to wrażenie. Już zbierałem się w sobie, by ją przeprosić, gdy spojrzałem jej przypadkiem w oczy. To nie były oczy zranionej kobiety. Tylko wojownika, mordercy. Płaski wzrok bez wyrazu. Bezwzględność i chłód bijący ze spojrzenia. Mimowolnie cofnąłem się. Bałem się. Tak przeraźliwie się bałem.
- Dlaczego stajesz przeciwko mnie Dolfie? – spytała. W jej głosie zabrzmiała niebezpieczna nuta.
Nie potrafiłem wykrztusić słowa. Tyle razy układałem sobie w głowie, że wypomnę jej wszystkie mordy i zmuszę do skruchy. A teraz siedziałem przed nią nie zdolny do niczego.
- To z powodu tej egzekucji – odgadła moje myśli bez problemu. – Myślisz, że zabiłam wtedy po raz pierwszy? Zapewniam cię, że nie. To co było potem widziałeś. Możesz uważać mnie za potwora, ale wiedz, że jestem czymś przeciwnym. Aniołem. Przynoszę sprawiedliwość temu brudnemu, zakłamanemu światu. – odparła, pewna tego co mówi.
- Jeśli jesteś aniołem, to ktoś dawno temu wyrwał ci skrzydła – stwierdziłem. Uspokoiłem się już nieco i byłem w stanie choćby rozmawiać z nią. – Nie wiem jak to się stało. I nie wiem, kto ci to zrobił. Nie zamierzam cię też osądzać. To zrobią inni. Ale anioły powinny przynosić światło, rozpraszać mrok. A ty? Gdzie wniosłaś owo światło? I przez co? Przez mordowanie ludzi z zimną krwią? Zdecydowanie nie.
Wiedźma zaśmiała się szczerze. Przyjrzała mi się nieco.
- Masz takie idealistyczne poglądy synku – rzekła. – Nic się nie zmieniłeś. Nadal żyjesz w mydlanej bańce, którą sama stworzyłam. Jesteś zbyt słaby by się przez nią przebić i próbujesz mnie pouczać.
Tym razem to ja się zaśmiałem nieprzyjemnie. Kobieta spojrzała na mnie zdziwiona.
- Nic o mnie nie wiesz, a próbujesz mnie osądzać. Tak. Żyję w tej bańce. I jest to dobre życie. Ale to nie ty ją stworzyłaś tylko ja. Ta bańka to mój wymarzony świat. Bezpieczny i pełen zaufania. Niemożliwy do osiągnięcia.
- Skoro coś jest niemożliwe to po co się o to starać? – zapytała. – Dolfie, ludzi nie zmienisz. Nie ważne jak mocno byś chciał.
- Jeśli coś jest niemożliwe, po prostu trudno to osiągnąć. A zmienić można każdego. Skoro mrok może przywłaszczyć sobie jakąś istotę, światło na pewno ma tę samą umiejętność. Ale niczego nie osiągnę pozostając w miejscu. Żeby zmienić losy świata, trzeba być jego częścią. Wiem, że to boleśniejszy sposób. Jako niemy obserwator jednakże nie żyłbym naprawdę.
- Synku, nie zapominaj kim jesteś – powiedziała ostro.
- Nie zamierzam. Nawet więcej. Pragnę wykorzystać to kim jestem – odrzekłem – Wierzę, że dzięki moim mocom Lalkarza, mam na ten świat większy wpływ.
- Ciekawe jak długo wytrwasz w swoim postanowieniu – stwierdziła, uśmiechając się tajemniczo.
Usiadła obok mnie. Nie odsunąłem się. Jedynie spojrzałem na nią z wyższością. Rozejrzałem się po pomieszczeniu.
- Który wiek mamy? -  spytałem zdziwiony.
Owszem, widziałem wszystko jako w miarę wolna dusza. Z bliska jednak, to wszystko wyglądało o wiele lepiej. A rachubę czasu straciłem mniej więcej po dwóch wiekach.
- To dwudzieste stulecie – odparła.
Zdziwiłem się. Nie sądziłem, że upłynęło aż tyle czasu.
- Wiele się zmieniło – powiedziała, nagle zamyślona – technika poszła do przodu, medycyna też. Tylko ludzie pozostali tacy sami.
Od kiedy tylko się obudziłem towarzyszyło mi dziwne uczucie niepokoju. Stwierdziłem, że to irracjonalne. Stanąłem na podłodze. Próbowałem zrobić kilka kroków, ale zachwiałem się. W ostatnim momencie złapałem się za stół. Alexis widząc to zaśmiała się szczerze i głośno. Rzuciłem jej sarkastyczne spojrzenie i ostry komentarz.
- Gdybyś mamusiu nie przyzywała mnie tylko, gdy jestem ci potrzebny, może nie miałbym takich problemów – mój głos wręcz ociekał sarkazmem.
Wiedźma podeszła do mnie i wymierzyła mi siarczysty policzek. Uśmiechnąłem się wrednie i chwyciłem jej nadgarstek. Wygiąłem jej boleśnie rękę. Syknęła z bólu.
- Nie zapominaj kim jesteś – stwierdziła cicho.
- Ty także – wyszeptałem jej do ucha. – Bo tym razem nie zamierzam ci pomagać.
Wierzgnęła się niespokojnie. Tego się nie spodziewała. Może nie byłem jakoś szczególnie ważny. Takich jak ja, miała pewnie na pęczki. Ale czułem, że na mnie najbardziej polega. Puściłem ją i odsunąłem się kilka kroków. Kobieta zaczęła masować ramię. Ja zaś skierowałem się do wyjścia. Zatrzymał mnie jednak jej głos.
- Nie chciałbyś zobaczyć jak powstajecie? Poza tym, to będzie twoje rodzeństwo.
Wiedziała, że mnie tym zaciekawi. Niestety dość dobrze mnie znała. Żałowałem tego, ale przeszłości zmienić nie mogłem. A moja ciekawość świata w końcu musiała mnie zgubić. Stanąłem i nawet na nią nie spojrzawszy, czekałem. Wiedźma westchnęła rozczarowana. Liczyła zapewne na inną reakcję. Mimo to nie narzekała. Wyszła z pomieszczenia. Bez słowa podążyłem za nią. Wszystko wyglądało jak w naszym domu w trzynastym wieku. Przynajmniej jeśli chodzi o piwnicę. Reszty domu nie widziałem, i nie zamierzałem tego zmieniać. Alexis rozpoczęła rozmowę, gdy szliśmy korytarzem do następnego pomieszczenia z Lalkarzem.
- Ten będzie posłuszny. Będzie wypełniał polecenia bez zająknięcia. Nieważne jakie by one nie były – powiedziała z uśmiechem.
Również się uśmiechnąłem, lecz o ile jej uśmiech wyglądał na tryumfatorski, o tyle mój na kpiący.
- Będzie się wstydził, bo nisko upadnie. Zatańczy jak mu zagrasz, a kiedy każesz mu skoczyć, spyta jak wysoko – odparłem.
- Kiedy ty się zrobiłeś taki wygadany – mruknęła cicho kobieta, a uśmiech zgasł na jej twarzy.
Weszliśmy do pomieszczenia. Na ogromnym, drewnianym stole leżała lalka. Na razie pusta. Oparłem się o zamknięte drzwi i w  milczeniu obserwowałem. Wiedźma podeszła do mebla, a ja przyjrzałem się chłopakowi. Miał długie do ramion, jasne blond włosy. Dość ostre rysy twarzy. Oceniłem go jako nieco wyższego ode mnie. Na sobie zaś miał niebieskie dżinsy i białą koszulę. Alexis delikatnie dotknęła jego klatki w miejscu, gdzie powinno być serce. Wypowiedziała cicho całą formułkę, a wraz z kolejnymi słowami, nad jej dłońmi gromadziła się czarna chmurka. Wydawało mi się, że słyszałem wrzask więzionej duszy. Ale równie dobrze mogłem się przesłyszeć. Kobieta zaczęła do niego mówić. No tak… ja też słyszałem jej głos. Widocznie to była część rytuału. Nowy Lalkarz po jakimś czasie otworzył oczy, które swoją drogą były piękne i przypominały dwa niebieskie sople lodu. Ta scena nie poruszyła mnie jakoś szczególnie. Postałem jeszcze chwilę, po czym, nie żegnając się, wyszedłem z pomieszczenia. Kiedy mijałem kolejne drzwi, w głowie usłyszałem głos Alexis.
- Ta będzie marzycielką.
Nie zajrzałem do pokoju. Prawdopodobnie robiłem ogromny błąd. Powinienem zobaczyć choć ich twarze by wiedzieć, kogo się wystrzegać. Ale nie zrobiłem tego.
- Jeśli potrafisz o czymś marzyć, potrafisz również tego dokonać – odparłem cicho.
Usłyszałem jej cichy śmiech. Szybko przemierzyłem odległość do następnych drzwi. I znów usłyszałem ten niechciany głos.
- Ta będzie świetnym szpiegiem i kłamcą.
Bez zastanowienia odpowiedziałem.
- A jej największym przekleństwem będzie to, że nikomu nie będzie mogła zaufać, podejrzewając wszystkich o kłamstwa i niecne zamiary. Będzie tylko małą, przerażoną dziewczynką, która nie daje sobie rady.

Wyszedłem z piwnicy nim usłyszałem kolejne zdanie. Światło oślepiło mnie. Kilkukrotnie zamrugałem. Potem wzrok się przyzwyczaił. Ale to co zobaczyłem, zdecydowanie nie było tym, co zobaczyć chciałem. Gdy mój wzrok dostosował się do dziennego światła, rozejrzałem się. Myślałem, że znajdę się w podobnym domku do tamtego. Ten jednak był diametralnie inny. Przede wszystkim, miał dwa piętra. Prawdopodobnie, bo pozarywana podłoga nie pozwalała dokładnie stwierdzić. Wszystkie przedmioty zostały przewrócone lub zniszczone, a już na pierwszy rzut oka mogłem stwierdzić, że kosztowności zabrano. Ściany przypominały ser. Miały więcej dziur niż cegieł i zaprawy. Zdziwiłem się. Czemu Alexis miałaby mieszkać w takim miejscu? Podłoga zatrzęsła się niebezpiecznie, a ja usłyszałem wybuch. Niemalże od razu zrzuciłem winę na wiedźmę. Myślałem, że jakiś eksperyment jej się nie udał i przez przypadek coś wysadziła. To tłumaczyło by koszmarny stan domu. Ale zaraz później usłyszałem kolejny. I następny. Zaintrygowany wyszedłem z domu, korzystając z jakiejś wyrwy w ścianie. Natychmiast usłyszałem strzał. Spojrzałem w stronę, z którego dobiegł. Zauważyłem człowieka. Wysokiego w oficjalnym, wojskowym stroju. W dłoni trzymał karabin. I strzelał. Co więcej… strzelał do mnie. W ostatniej chwili umknąłem za mur. Kule by mnie nie zabiły, ale naprawa lalki też nie była miłą opcją. Usłyszałem jego kroki. Zbliżał się do mnie. Odetchnąłem cicho i chwyciłem jego Wstęgę. Wybrałem Nić Wspomnień i usunąłem wszystkie obrazy dotyczące mnie. W dłoni pozostał mi fragment szarej wstążki. Szara… typowy ludzki kolor. Taki… przeciętny. Do bólu przeciętny. Żołnierz przeszukał dom w miarę dokładnie. Zdziwiłem się. Dlaczego on to robił? Kiedy wyszedł, wróciłem do piwnicy. Nie ze strachu, czy chęci bliskości wiedźmy. O nie. Z o wiele ważniejszego powodu, który nakazał mi pozbyć się uprzedzeń wobec niej, choć częściowo. Musiałem zdobyć informacje. A ona była w tym momencie najwygodniejszym ich źródłem. Alexis uśmiechnęła się zwycięsko. Jednakże w jej oczach dostrzegłem pewien zawód. Zawód, że nie zostałem ranny. Liczyła, że nie dam sobie rady i że będzie musiała przyjść mi z pomocą. A tu proszę, nic z tego, bo nie jestem już tak łatwowiernym idiotą jak kiedyś. Kopniakiem przysunąłem sobie krzesło. Usiadłem i oparłem łokcie o oparcie. Spojrzałem na kobietę wyczekująco.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz