Był przepiękny, mroźny, zimowy
wieczór. Ostatnie promienie słońca błądziły jeszcze po domach, jakby szukały
ucieczki od nieuchronnego losu. Ale nie mogły zmienić swojego przeznaczenia.
Nie one. Wszystkie po kolei znikały za horyzontem, różowiąc niebo w oznace
cichej rozpaczy. To smutne. Rodziły się o świcie i wykorzystywały każdą okazję
do pokazania się, bo wiedziały, że wieczorem muszą umrzeć. Pojedynczy promyk
światła, który doznał zniknięcia swych braci i sióstr, wpadł w ostatnich swych
chwilach przez okno w jednym z domów w nielicznym z najwyższych budynków w
Warszawie. Przebiegł szybko po pokoju, wnosząc do niego trochę światła. Lekko zahaczył o postać siedzącą w
fotelu. Skryta była w cieniu, więc dostrzegł tylko fragment twarzy, na której
powoli rozciągał się przerażający, mrożący krew w żyłach uśmiech. Przestraszony
promyk dołączył do słońca i powoli zapadła noc. Tak bardzo bał się tego
uśmiechu, że wolał zniknąć z tej części świata. Lecz nawet gdy wzeszły gwiazdy
i księżyc, nie zmieniło się nic. One również bały się zagadkowo uśmiechniętego
mężczyzny.
Dziewczyna westchnęła zirytowana. Jej służba zakończyła
się godzinę temu, a ona nadal musiała pracować. I to na dodatek nie za
biurkiem, co w obecnej sytuacji wydawało się dobrym rozwiązaniem, lecz w
terenie, brodząc po kolana w puszystym śniegu. To był chyba jedyny plus tej
sytuacji. Mokry, ciężki śnieg szybciej by zamoczył ubrania i wspomógł
wychłodzenie organizmu. Natomiast ten lekki puch tylko na nich osiadał i był
prawie niezauważalny. Kobieta miała zahartowane, twarde spojrzenie wysoko
postawionego żołnierza, który nie cacka się z robotą. Jej twarz okalały rude
loki, w tym momencie związane w koński ogon i ukryte pod służbową czapką z
daszkiem. Miała też piękne, ogromne szmaragdowe oczy, które zawsze śledziły
wszystko z uwagą i idealnie odwzorowywały jej emocje. Miała wręcz piekielny
temperament. Zawsze miała na wszystko gotową odpowiedź i była o wszystkim
dokładnie poinformowana, więc nie dało jej się niczym zaskoczyć. Potrafiła motywować
podwładnych samym groźnym spojrzeniem, delikatnym naciskiem czy prośbą. Taka
była w pracy. Nieustępliwa. Nieustraszona. Zawsze pewna swoich czynów i gotowa
ponieść ich wszelkie konsekwencje. A choć wiedziała, jak wielkie jest ryzyko,
to zawsze działała w zgodzie ze swoją intuicją. Poza pracą była zupełnie inną
osobą. Żyła samotnie w zwykłym bloku, jakich wiele. Po pracy zawsze chodziła do
domu spokojnej starości, hospicjum czy sierocińca. Dopiero wtedy mogła pokazać
prawdziwą siebie. Miłą, przyjacielską osobę, która zawsze chciała nieść pomoc
bo wierzyła, że tylko wtedy człowiek jest coś warty. Z bliższej rodziny miała
tylko starszego brata. Nie lubiła przebywania z nim na co dzień. Często
pokazywała wszystkim dookoła, że lepiej żyłoby się jej bez niego. Choć
wyglądali niemal identycznie, jeśli wziąć pod uwagę kolor włosów czy oczu, to
zupełnie różnili się w sferze charakteru. Chłopak był o wiele silniejszy, lecz
trochę przygłupi. Zawsze trzeba mu było wszystko tłumaczyć. Miał też pełno
kompleksów, bo już od czasów dzieciństwa nie mógł się pogodzić z nieustającym
porównywaniem go do jego młodszej siostry. Dziewczyna jak na kobietę była
bardzo silna i wysportowana. Rozkładała na łopatki większość mężczyzn w niemal
każdej dziedzinie. Począwszy od biegów aż po lekkoatletykę czy jazdę konną. Do
tego inteligentna i bystra. Natomiast on? Był zwykłą górą mięśni, która służyła
jako zabezpieczenie pleców tej bardzo cennej i wartościowej dla wszystkich
osoby. W końcu dotarli. Prawie godzinę szukali tego jednego bloku. Dziewczyna
przez przypadek, kątem oka dostrzegła zieloną, cienką, fluorescencyjną nić,
która łączyła ją, jej brata i jedno z okien na najwyższym piętrze. Zawołała go
i wskazała bronią na okno. Intuicja mówiła jej, że to jest cel ich podróży.
- Tam.
Chłopak spojrzał na nią z powątpiewaniem. Uległ jednak
jej zabójczemu wzrokowi i posłusznie, niczym baranek, poszedł za nią. Nie
zapalili światła na klatce. Bądź co bądź, ale jeśli idziesz do mieszkania
seryjnego mordercy, to nie włączasz wszystkiego jak popadnie, bo nigdy nie
wiesz, gdzie ukryta jest bomba. Zapalili więc latarki. Ona jak zwykle poszła
przodem. Bez problemu weszli na ostatnie piętro. Znajdowało się tu tylko dwoje
drzwi. Jedne z nich były zabite deskami.
Widać było, że zrobiono to na szybko i niezbyt dokładnie. Jednakże można również
dostrzec, że nikt od dawna tamtędy nie przechodził, gdyż misterne dzieło
pająków, lekko skroplone wieczorną rosą, delikatnie odbijało światło księżyca,
pozostało nienaruszone. Odwrócili się więc przodem do drugich drzwi. Kobieta
zamknęła oczy i wsłuchała się. Wystarczająco długo pracowała w terenie, by
wiedzieć, jak brzmi tykanie zegara umieszczonego na bombie, czy jak inny odgłos
wydaje drewno, jeśli po jego drugiej stronie przyczepiono jakikolwiek inny
ładunek. Brat zobaczył co robi. Wiedział że jeśli teraz jej przeszkodzi, to
dziewczyna bez wahania wpakuje w niego tyle kul, że będzie miał w sobie więcej
ołowiu niż mięśni i skóry razem wziętych. Odsunął się więc i pozwolił jej
działać. Dziewczyna delikatnie opukała drzwi i otworzyła oczy zdziwiona, gdy
uderzyła w miejsce obok klamki. Odsunęła się powoli i wyciągnęła dwa pistolety.
Chłopak uznał to za sygnał do wkroczenia i cofnął się by nabrać rozpędu i
wyważyć drzwi. Gdy był już gotowy, usłyszał wystrzał i dojrzał zakrwawiony
pocisk przelatujący centymetry od niego na wysokości jego klatki piersiowej.
Spojrzał na swoje ramię. Zgodnie z przewidywaniami został postrzelony, ale
nadzwyczaj lekko, więc miał tylko powierzchniową ranę. Nie pierwszy raz
pracował z siostrą, więc tego typu obrażenia nie robiły na nim najmniejszego
wrażenia. Wiedział, że dziewczyna nie zawaha się przed zabiciem towarzysza
broni, jeśli zagrażałby w jakikolwiek sposób głównej misji. Cóż… Nawyki z
wojska. Ponadto w dzieciństwie oboje przeszli straszliwą gorączkę, która
doprowadziła ich prawie na łoże śmierci. Udało się ich uratować, lecz wysoka
temperatura uszkodziła ich systemy nerwowe i od tamtej pory nie odczuwali
żadnego bólu. Dziewczyna stała z wyciągniętą bronią. Była spokojna. Jak baletnica
przed występem. Mogła pracować tylko z bratem i zdawała sobie z tego sprawę.
Poniekąd podziwiała go za to. Przeszła bowiem niewyobrażalne wojny, gdy służyła
jako pies gończy za najgroźniejszymi zbiegami, czy po prostu jeden z
najlepszych żołnierzy, a w dodatku snajper. Kiedyś jednak stwierdziła, że ma
dość ciągłego ryzykownego życia i złożyła wypowiedzenie. Chciała normalnego
życia, lecz lata spędzone w wojsku wyryły się w jej psychice. Jej przełożeni
nie mogli się z tym pogodzić. W końcu któż normalny oddałby świetnego żołnierza,
czy pozwolił mu odejść? Doszło do zażartej kłótni, po której nastąpiło
porozumienie zadawalające obie strony. Dziewczyna miała bezterminowy urlop, ale
w razie nagłych sytuacji mogła być natychmiastowo wzięta pod broń. Nie potrafiła
jednakże żyć zupełnie bez ryzyka. Nie chciała jednakże wracać na front. Po
dłuższym zastanowieniu, zatrudniła się w miejscowej policji. Miała nieszczęście
trafić do tej samej jednostki, co jej starszy brat. Tak na początku uważała,
lecz potem okazało się, że jest on jedyną osobą, z którą może pracować w
terenie. Zdarzyło się to po tym, jak podczas akcji postrzeliła innego
policjanta. Uznano ją za niebezpieczną i chciano się jej pozbyć. Ku zdziwieniu
wszystkich, jej brat wstawił się za nią. W biurze natomiast wszystko było
dobrze. W terenie niestety przypominała sobie czasy armii i mogła stracić nad
sobą kontrolę. Jej brat od początku pracował w policji. To było jego marzenie.
Nie chciał iść na front by zabijać ludzi. Chciał pomagać i chronić innych. Zaraz
po ukończeniu szkoły policyjnej trafił do tej jednostki. Chłopak uniósł ręce w
geście poddania i wycofał się. Dziewczyna nadal trzymając obie bronie w
dłoniach, delikatnie nacisnęła klamkę. Ta zaś ustąpiła bez problemu. Dawno nie
oliwione drzwi skrzypnęły cicho. Choć w rozbrzmiewającej pustce nawet ten tak
cichy i mały dźwięk wydał się niesłychanie głośny. Ostrożnie stawiając krok za
krokiem stanęli przy przeciwległych ścianach. Dziewczyna jako pierwsza
dostrzegła olbrzymi fotel skąpany w blasku księżyca. Prawie niezauważalnym
ruchem głowy kiwnęła na brata. Chłopak poszedł rozejrzeć się po domu, ona zaś
podeszła do starego mebla. Obeszła go dookoła, cały czas celując w niego oboma
pistoletami. O ile mieszkanie wydawało się dziwne, o tyle jego właściciel był
taki jeszcze bardziej. Wpatrywał się za okno. Niespodziewanie rzekł cichym,
melodyjnym głosem.
- Nigdy nie
sądziłem, że zginę przy akompaniamencie śniegu. Choć w porównaniu ze śmiercią
Ivy, to jest fantastyczny sposób na opuszczenie tego świata.
Dziewczyna zmrużyła oczy w geście irytacji.
- Sprawa
wygląda tak – powiedziała w miarę spokojnym tonem – Ty się przyznajesz do
wszystkich zarzutów, wychodzimy z tobą po dobroci, idziesz do więzienia za te
trzy morderstwa i wszyscy są szczęśliwi. Co ty na to?
Chłopak zirytował się. Widać to było po jego twarzy.
Owszem, mógł zachować maski. Tylko… czy wtedy wciąż byłby wiarygodny?
-
Nienawidzę, gdy ktoś mi przerywa – stwierdził, a atmosfera w pokoju zmieniła
się diametralnie. – Zwłaszcza, gdy staram się mówić pięknie o świecie którego
wy nie zauważacie w tym waszym idiotycznym pośpiechu.
- Wyobraź
sobie, że ja też – odparła z mocą dziewczyna, choć nie było sensu nawet
porównywać ich aur. – Odpowiedz mi więc na jedno pytanie. Czy to ty jesteś
mordercą znanym jako „Lalkarz”, który zabił ostatniego tygodnia trzy osoby?
Nieznajomy zaśmiał się cicho. Wydawał się całkowicie
rozluźniony słysząc to pytanie. Zupełnie jakby to on panował nad sytuacją. Lecz
gdy się odezwał, w jego głosie zabrzmiała ledwo wyczuwalna niebezpieczna nuta.
Normalny człowiek w życiu by jej nie wychwycił, ale ona nie była zwyczajnym
człowiekiem, lecz byłym żołnierzem.
- Próbujecie
mnie skazać teraz. A gdzie byliście 10 lat temu? A wasi poprzednicy 20, 50, 100
czy 300 lat temu? Żyłem niemal wiek, zabijając wedle własnego widzimisię, a wy
dopiero teraz chcecie skazać mnie za trzy mordy? I do tego podstawione? Pozwól,
że wyprowadzę cię z błędu. Ja chciałem, żebyście mnie znaleźli. Inaczej w życiu
by się wam to nie udało. Pragnąłem zatrzymać to. Więc nie wchodź do mojego domu
i nie mów jakie mam opcje po trzech zabójstwach, bowiem jest to mniej niż
pojedyncza kropla krwi w jej oceanie który przelałem!
Policjantka prychnęła ze zniecierpliwieniem. Nie znosiła
gadania z pokręconymi wariatami, którzy mają swój własny, dziwny świat.
- Po
pierwsze – zaczęła – nikt nie wie o zabijaniu tyle co ja. Nawet nie masz się co
do mnie porównywać. Do osoby, która w wieku 16 lat poszła na wojnę! A poza tym,
nie gadaj bzdur! Nikt nie żyje tak długo, bo wybacz ale w wampiry i inne nadnaturalne stworzenia nie
wierzę! Jesteś zwykłym mordercą, a do tego niestabilnym psychicznie!
Była naprawdę wkurzona. Skończyła już pracę i miałaby
wolne, gdyby go złapała. A on zaczynał od jakiś idiotyzmów wziętych z kosmosu.
Ale czy na pewno? Znów ten śmiech. Coraz bardziej irytujący, ale tak piękny.
- Jak już
mówiłem, nienawidzę, gdy mi się przerywa – powiedział spokojnie – Po drugie
zaś, zastanawiałaś się kiedyś może nad wartością uczuć? – Dziewczyna spojrzała
na niego zdziwiona. Z początku nie zrozumiała odniesienia, lecz po chwili
dostrzegła jego nikły związek z pytaniem, które ona zadała – Wyobraź sobie, że
kocham ludzi. Wszystkich. Czy ktoś, kto kocha, mógłby bezkarnie kogoś zniszczyć?
To zależy od rodzaju miłości. Ja na przykład zawsze kochałem wasz gatunek.
Fascynowały mnie wasze zachowania, odruchy w różnych sytuacjach. Często nie
mogłem was zrozumieć. Dlaczego wolicie poświęcić się dla dobra osoby, na której
wam zależy? A z drugiej strony, czemu jesteście dwulicowi i wydajecie się
wzajemnie. To się nie zmieniło ani odrobinę od trzynastego wieku. Czyż miłość
wymaga ofiar? Czemu boicie się wpuszczać do domu nieznajomych? Czemu
przestrzegacie tradycji? Jesteście zwykłymi ludźmi, ale wasze życie jest
interesujące. Nie dla was. Wy uważacie je za monotonne. Ja zaś przyglądam mu
się z boku. Za to wszystko i za wiele więcej, kocham ludzi. Kocham ich do tego
stopnia, że czasem zabiję kilku by zobaczyć, co zrobicie. Kocham ich mimo wad.
Widzę i doceniam ich zalety. Chcę by wszyscy odwzajemniali moje uczucie. Kocham
nie jednostkę acz ogół i miłość jednostki jest mi do szczęścia niepotrzebna.
Pewnie zastanawiasz się, cóż uczynię jeśli moi ukochani mnie znienawidzą. Nie
zrobię wszakże nic. Miłość i nienawiść to dwa zupełnie różne uczucia, które
dzieli tylko cienka linia. Czasami wystarczy jeden moment i całkowicie się
zmieniacie. To również w was kocham.
Mimo tak wielu wzniosłych uczuć nie potraficie pozostać stałymi.
Jesteście jak robaki. Interesujące, ale niepotrzebne.
Wydawało się, że chłopak uwielbia mówić zagadkami. Wręcz
rozkoszował się tym, jak bardzo ludzie nie znają własnej podświadomości. Jednak
kto przeszedłby spokojnie nad faktem, że poniekąd został nazwany robakiem?
Policjantka była już zirytowana do granic możliwości. Mimo to, nadal panowała
nad tym, co robi.
- Wybacz, ale nie zamierzam zezwalać na obrażanie mnie
przez takiego człowieka jak ty.
- Masz na
imię Jassey, prawda? Wybacz nie mam pamięci do imion. – Chłopak zupełnie zignorował
jej wypowiedź. - Z mojego punktu widzenia, jak już powiedziałem, wy ludzie
jesteście jak robaki. Jest was dużo i można was bezkarnie zabijać, więc
zwyczajnie nie trudzę się zaśmiecaniem sobie głowy waszymi imionami –
powiedział takim tonem, jakby tego typu stwierdzenia były u niego na porządku
dziennym. - Wiesz, że okłamujesz sama siebie. Jak już mówiłem, ściągnąłem was
tutaj specjalnie. Na wszelki wypadek nawet pojawiłem się kilkukrotnie w twoich
snach. Chociaż raczej stwierdzenie, że były to koszmary byłoby lepsze. Doceń to
bo to nie jest łatwe zadanie. Alexis przywiązuje taką wagę do formalności jeśli
chodzi o naruszanie strefy snów.
- Naprawdę?
Chcesz zrobić ze mnie idiotkę? Próbujesz mi wmówić, że jedna z najbardziej
wpływowych kobiet w państwie, będąca praktycznie prawą ręką prezydenta, zaraz
po jego żonie, kazała ci zabić tych ludzi? Owszem śniłeś mi się, ale to nic nie
znaczy.
Nieznajomy zaśmiał się szczerze.
- Nie
powiedziałem niczego takiego. Owszem Matka często zleca nam egzekucje by
wzmocnić swoją pozycję ale to nie o takiej sytuacji teraz rozmawiamy.
Mimo wszystko przyjrzała mu się dokładnie. Był wysoki,
acz drobnej budowy, widziała to nawet, gdy siedział w fotelu. Miał na sobie
ciemnoniebieski, krótki płaszcz ze złotymi obszyciami i guzikami, który
wyglądał dość kosztownie, lekko wytarte stare jeansy i trampki. Całości dopełniały:
pasujący do płaszcza wysoki kapelusz ze złotą wstęgą i czarne rękawiczki. Pod
jedną z nich, dokładnie na lewym nadgarstku miał białą, misterną bransoletkę.
- Mimo to
jesteś bardzo bystra, jak na zwykłą śmiertelniczkę, ale i tak zbyt tępa by
zrozumieć wszystko bez wyjaśniania.
Wiem, że komentuję strasznie późno i pozwoliłam Ci myśleć, że nie podoba mi się nowe opowiadanie, ale nie narzekam ostatnio na czas wolny:/
OdpowiedzUsuńRozdział pierwszy - genialny;D Co prawda rzadko trafiam na książki czy opowiadania gdzie główną bohaterką jest dziewczyna, więc jest to niejaka nowość;) Niemniej jednak "Lalkarz" cholernie mi się podoba XD
Mówiłam Ci już, że uwielbiam Twoje opisy? Jeśli nie, to zaraz to naprawię;) Tak więc są cudowne XD Dużo lepsze niż u niejednego znanego autora;D
A właśnie, to moje chore uwielbienie czy ja tu widzę podobieństwo do Drrr? Oczywiście to też mi się podoba XD
Pozdrawiam i weeny :D
Przepraszam, ale nie zdążę teraz skomentować nowo wstawionych, ale tylko powiem, że zrobię to na pewno;D jak tylko wrócę, postaram się napisać:D
UsuńNie szkodzi C:
UsuńCieszę się, że Ci się podoba. I Lalkarz ogółem i opisy.
Nie ma tu DRRR XD Ale nie martw się :D Każdemu mogło się zdarzyć.
Dzięki :D