- Mogłabyś mi coś wytłumaczyć? – spytałem po krótkiej
chwili.
- To zależy
od pytania – odparła bez zastanowienia – Jeśli będę znała odpowiedź, to z
chęcią ci jej udzielę.
- Bo
widzisz… - zacząłem bezradnie. Skarciłem się w duchu i postanowiłem zebrać w sobie.
Odetchnąłem kilka razy i kontynuowałem. – Zarówno w mieście i na wsi zauważyłem
coś dziwnego. Mianowicie to, że z każdym z tych ludzi łączy mnie cienka zielona
nić, której oni zdają się nie dostrzegać.
Matka
zastanowiła się chwilę po czym jej twarz rozjaśniła się.
- Wydaje mi
się, że masz na myśli Wstęgę Życia, ale nie jestem pewna. Chodź – powiedziała
wstając i wyciągając ku mnie swoją zgrabną, niewielką dłoń – Sprawdzimy.
Chwyciłem ją i poszedłem za Alexis. Dziewczyna przesunęła
jedną z książek i biblioteczka odsunęła się ukazując kręcone schody prowadzące
w dół. Gdy przeszliśmy próg, wiedźma zatrzymała się i zmieniła nieco ułożenie
świecznika, co spowodowało powrót biblioteczki na stare miejsce. Uśmiechnęła
się do mnie i zeszliśmy do piwnicy. Nie lubiłem tego miejsca. Miało dla mnie
złą aurę, która mnie niejako odpychała. Podążyłem jednak za nią bez słowa
sprzeciwu. Weszliśmy do niewielkiego pokoiku, w którym się urodziłem. Nie… to
złe słowo. W pomieszczeniu, w którym zostałem stworzony. Wiedźma podeszła do
regału z książkami i wyjęła jeden tom. Wyglądał na naprawdę ciężki. Oprawiony w
skórę zwierzęcą wolumin miał ponad tysiąc stronic. Matka otworzyła go na dziale
o Lalkarzach. Poklepała mnie pocieszająco po ramieniu.
- Pójdę
zrobić obiad, a ty jeśli chcesz przeczytaj to. Dowiesz się więcej sam o sobie.
Jeśli ci się znudzi, po prostu wyjdź, tylko nie zapomnij zamknąć przejścia.
Powiedziawszy to, zmierzwiła mi włosy i wyszła nucąc pod
nosem. Zostałem sam. W pomieszczeniu nie było żadnego krzesła, więc przesunąłem
nieco księgę i usiadłem na stole. Spojrzałem na pierwszą stronę, na której
ozdobnymi, złotymi literami napisane było jedno słowo – Lalkarze. Pokonałem
strach i zaintrygowany przerzuciłem stronicę. Przeczytałem jak dokładnie można
stworzyć istotę taką jak ja. Zamieszczono tu wszystkie składniki i kroki jak
stworzyć ciało oraz zaklęcie, które miało umieścić duszę w przygotowanym
pojemniku. Na marginesach pododawane były niewielkie dodatki, zapewne napisane
przez Alexis. Istniało także zaklęcie odczyniające urok. Uwalniające duszę z
pojemnika. Jednakże nie chciałem tego. Pragnąłem dokładniej poznać ten świat. Nie dostrzegłem jednak
niewielkiego dopisku umieszczonego pod zaklęciem, mówiącego o tym, że czar może
odwołać tylko osoba, która go rzuciła. Zaciekawiony czytałem dalej. O mocy
Lalkarzy. Wstęga Życia była podstawową umiejętnością. Patrząc na ilustracje
niewiele rozumiałem. Jedyne czego się dowiedziałem to fakt, że dzięki temu
czarowi mogę manipulować ludźmi oraz uczyć się potężniejszych zaklęć. Okazało
się, że Wstęga Życia jako podstawowa umiejętność została przypisana tylko
najsilniejszym duszom, które wykazywały jej umiejętność zaraz po stworzeniu.
Zrozumiałem, czemu Alexis się ucieszyła. Istniały także dwa inne typy dusz. Te
o średniej sile mogły z czasem nauczyć się dostrzegać Wstęgę Życia. Zajmowało
to o wiele więcej czasu, lecz możliwość istniała. Ostatni typ, czyli najsłabsze
dusze, nigdy nie osiągały poziomu tego zaklęcia. Bardzo często rozpadały się
tuż po włożeniu do pojemnika. Byłem już nieco zmęczony, więc zamknąłem księgę i
zostawiłem ją na dole. Wchodziłem po schodach, gdy natknąłem się na Alexis.
- Już skończyłeś? – spytała ciepło.
Kiwnąłem twierdząco głową. Wchłonąłem stosunkowo dużo
informacji jak na jeden raz. Poza tym chłodne, wilgotne, ciężkie powietrze
piwnicy zaczęło mi przeszkadzać.
- Opowiesz mi na górze – stwierdziła z uśmiechem i
odwróciła się w stronę wyjścia.
Przeszliśmy na parter, a ja głęboko odetchnąłem czystym
powietrzem. Matka zaśmiała się szczerze widząc to. Spojrzałem na nią, nieco
speszony.
- Nie martw się. Mnie też na początku to przeszkadzało.
Potem można przywyknąć.
Uśmiechnęła się ciepło. Rozluźniłem się. Wdychając
powietrze poczułem niesamowicie apetyczny zapach unoszący się z kuchni.
Podążyłem za tą wonią, która zaprowadziła mnie do kuchni, gdzie na stole czekał
już obiad. Wyjrzałem za okno. Słońce chyliło się już ku horyzontowi, a jego
ostatnie promienie oświetlały pomieszczenie. Matka zapaliła świeczniki. Byłem
zaskoczony, bo nie sądziłem, że spędziłem w piwnicy aż tyle czasu. Życzyłem
Alexis smacznego i usiadłem przy stole. Chwyciłem sztućce i zjadłem o wiele
wolniej niż śniadanie. Kobieta patrzyła na mnie z zagadkowym uśmiechem.
- Jeśli ci nie smakuje możesz nie jeść – stwierdziła
cicho.
Spojrzałem na nią zdziwiony. Nie rozumiałem o co chodzi.
W moich oczach kłębiło się pytanie. Nagle jednakże, jakby ostatni promień
słońca mnie oświecił, pojąłem co ma na myśli. Szybko zacząłem zaprzeczać.
- Nie, to
jest pyszne, tylko… Tylko, że ty zawsze jesz tak powoli z gracją. Pomyślałem,
że będę zachowywać się podobnie.
Wiedźma zaśmiała się szczerze. Lubiłem jej śmiech.
- Na naukę manier przyjdzie czas – stwierdziła – na razie
możesz jeść jak chcesz.
Usłyszawszy to ucieszyłem się i zwiększyłem tempo.
Pochłonąłem resztę obiadu niczym gąbka wodę. Gdy skończyliśmy, umyłem naczynia
i powycierałem, tym razem niczego nie niszcząc. Matka entuzjastycznie
pociągnęła mnie za rękę do salonu. Stanęła na środku i powiedziała lekko
mentorskim głosem.
- Dziś nauczę cię, jak rozmawiać z ludźmi, których mijasz
idąc na przykład do miasta.
Stanąłem obok niej i wsłuchałem się w jej słowa.
- Kiedy
przechodzisz obok czyjegoś domu i widzisz pracującą osobę, mówisz „Witam”.
Możesz się zatrzymać lub nie. Rozmówca najpewniej przerwie wykonywaną czynność
i odpowie ci tym samym. Następnie możesz
zagadnąć, pytając na przykład o pogodę. Spróbuj. Wyobraź sobie, że jestem
nieznajomą, którą mijasz.
Speszyłem się trochę na początku. Jednak matka uśmiechała
się promiennie. Wierzyła, że dam radę. Także w to uwierzyłem. Odchrząknąłem
lekko i charyzmatycznym, uroczym, melodyjnym tonem rzekłem.
- Witam panią. Cóż to za piękny dzień dziś mamy
nieprawdaż?
Alexis zaklaskała w dłonie i uśmiechnęła się ciepło.
- Fantastycznie! – rzekła z entuzjazmem.
Sam nie spodziewałem się aż takiej reakcji. Nauczyła mnie
też kilku innych przydatnych zwrotów. Co odpowiedzieć, gdy ktoś nas zaczepi.
Jak podtrzymać rozmowę. Jak pozostawić rozmówcę z pozytywnym nastawieniem do
nas. I wielu, wielu innych. Zmęczenie coraz bardziej dawało o sobie znać. Bądź
co bądź sam natłok emocji pozostawiał niewielkie pole do manewru. Przez
przypadek ziewnąłem. Matka uśmiechnęła się ciepło.
- Mogłeś
powiedzieć, że jesteś zmęczony. Nie bój się, dokończymy jutro lub kiedy tylko
zechcesz – stwierdziła swoim opiekuńczym głosem.
Powiedziałem jej dobranoc i skierowałem się ku schodom.
Zatrzymałem się jednak w progu pod wpływem przeczucia. Biblioteczka zakrywająca
przejście do piwnicy właśnie wracała na swoje miejsce, odcinając Alexis od
pozbawionego magii świata. To mogło oznaczać tylko jedno, pracowała nad ilością
swojej magicznej mocy i nadal się uczyła. Imponowała mi tym. Zgodnie z tym co
przeczytałem o tworzeniu Lalkarzy, potrzebowała niemałej mocy. Z drugiej strony
mogłem się tego spodziewać. W końcu nie każda czarownica potrafi tak dobrze
zapieczętować swoją kryjówkę, by egzorcyści czy inkwizycja jej nie znaleźli. A
co dopiero mówić o jej własnej mocy magicznej. Ja swojej nie kontrolowałem.
Dlatego wszystkie Wstęgi Życia były ze mną połączone. Gdybym umiał nimi władać
po prostu by istniały, a ja wybierałbym tylko te potrzebne w danym momencie.
Postanowiłem w duchu, że rozwinę się. Że opanuję wszystkie zaklęcia
zamieszczone w księdze o Lalkarzach i jeszcze stworzę własne. Będę zapisany na
kartach historii. Mimo tych wszystkich wzniosłych postanowień, dopadło mnie
zmęczenie. Wszedłem schodami na górę i przebrawszy się w piżamę, zasnąłem nawet
nie gasząc świecy. Nic mi się nie śniło. Lub tak mi się wydaje. Możliwe, że
byłem zbyt zmęczony by zapamiętać lub, że ktoś lub coś nie chciał bym go
pamiętał. Westchnąłem w duchu. Wystarczy, że zakosztujesz świata magii, a wnet
zwykły motyl wydaje ci się podejrzany. Nie wiem jak wiedźmy dawały sobie z tym
radę. To było wręcz nużące. Jednakże dzięki tejże podejrzliwości tak długo
żyły. Zawsze wykrywały niebezpieczeństwo w porę. Gdy zszedłem na dół poczułem
zmianę atmosfery. Zagęściła się. Spojrzałem na matkę. W nocy musiała dość długo
trenować, bowiem poziom jej magicznej siły wzrósł niewyobrażalnie. A może tylko
tak mi się wydawało? Może powróciła do niej tylko jej moc sprzed stworzenia
mnie? To wszystko było prawdopodobne. Nawet bardzo. Mogłem w to uwierzyć w
sekundę, lecz nie chciałem. Wolałem trwać w przekonaniu, że w jedną noc można
uczynić takie postępy. Dawało mi to nadzieję i motywację na własną pracę.
Alexis wytłumaczyła mi przy śniadaniu, jak należy jeść w towarzystwie. Posiłek
zabrał mi więc o wiele więcej czasu niż zazwyczaj.
- Dolfie, dzisiaj idę do ogródka. Jeśli chcesz możesz do
mnie dołączyć lub iść dalej studiować tę księgę.
Powiedziała to tak miłym głosem. Nie wydawało się, że
zmieniła się choć troszkę. Uśmiechnąłem się ciepło.
- Popatrzę chwilę jak pracujesz i pójdę się uczyć –
stwierdziłem po krótkim namyśle.
Matka kiwnęła głową na znak, że się zgadza. Miała dziś na
sobie prostą suknię typową dla chłopki w tych czasach. Włosy rozpuściła lecz
przykryła je trójkątną chustką. Wyszliśmy na dwór i poszliśmy na tyłu domku,
gdzie jak się okazało, znajdowało się więcej grządek. Matka posegregowała
według zasianego na nich warzywa lub przyprawy. Byłem naprawdę zaskoczony.
Zastanawiałem się jak ta drobna kobieta dała radę sama z tym wszystkim. Cóż…
kobieta potrafi. Gdy tylko Alexis wzięła się za pielenie i wyrywanie chwastów
zaczęła opowiadać, zupełnie jakby robienie kilku rzeczy na raz nie stanowiło
dla niej problemu. Przyjrzałem się jej zręcznym dłoniom. Pracowała w skórzanych
rękawiczkach wyrywając tylko niepotrzebne roślinki nie naruszając pozostałych.
- Dolfie, słuchasz ty mnie w ogóle? – spytała, śmiejąc
się cicho.
Ocknąłem się.
- Przepraszam, zamyśliłem się. Mogłabyś powtórzyć? –
odparłem.
Alexis uśmiechnęła się ciepło.
- Żyjemy
obecnie w 13 wieku. Ludzie są bardzo pobożni i ze wszystkimi zmartwieniami
uciekają do Kościoła. Są zbyt słabi by samotnie załatwić swoje sprawy, więc
obarczają nimi innych. Kościół zaś nie baczy przed wykorzystaniem tego. Rozrósł
się niesamowicie względem ostatnich wieków. Jest teraz przekupną instytucją,
która raz na jakiś czas poświęci wioskę czy dwie by utrzymać swoją pozycję.
Gdyby tak było, to trwałby raj dla nas wszystkich. Jednakże w Kościele
wykształciły się dwie potężne grupy. Inkwizytorzy i Egzorcyści. W większości
gardzą oni trunkiem, choć głowy mają niezwykle mocne i niełatwo ich upić. Najgorsze
jest to, że przechodzą specjalny trening, który pozwala im wykrywać nasze
kryjówki jeśli te mają choćby maleńki błąd. Noszą specjalne ubrania, więc łatwo
ich rozpoznać. Ponadto mają niewiarygodnie dużo broni. Obecni ludzie są jednak
są bardzo zabobonni. Wierzą w praktycznie wszystkie niemożliwe stwory, o
których mówią im legendy czy baśnie. Oczywiście, istniejemy, ale ukrywamy swą
obecność tak dobrze, że wilkołaka, wampira, wróżki czy choćby co silniejszej
czarownicy nie widziano od ponad wieku. Młodsze pokolenia nawet nie wiedzą jak
wyglądamy! Ponadto często na stos lub tortury wędrują niewinne osoby. Często
jest to sposób na zakończenie sąsiedzkiej waśni lub pokonanie przeciwników na
rynku. Nikt nie dochodzi prawdy. Wśród tych kłamstw i tak byłoby to niemal
niemożliwe. Ale to ma jedną ogromną wadę. Nawet gdy podążają tylko za pogłoską,
dokładnie przeszukują całe miasto i nawet jeśli plotka była fałszywa, zawsze
istnieje niewielkie ryzyko, że wykryją prawdziwą czarownicę.
- Jak
wyglądają Inkwizytorzy? – spytałem, gdy umilkła.
- Jak
wyglądają – powtórzyła Alexis. Po krótkim namyśle opowiedziała – Noszą czarny
płaszcz, długi do ziemi, mający obszerny kaptur, który zawsze mają zarzucony na
głowę. Nigdy nie pokazują twarzy. Pod płaszczem mają srebrzystą kolczugę. Niby
niewiele, ale skutecznie broni. Czarownice nie są w większości zdolne do
rzucenia jakiegokolwiek uroku, bowiem odbijają się one. Wampiry są niczym
zaklęte, niezdolne do ruchu, przygwożdżone poświęconym metalem. A wilkołaki?
One panicznie boją się srebra, z którego wykonane są kolczugi. Do tego czarne
spodnie. Ich arsenał broni jest tak różnorodny, jak tylko może. Nie trafisz na
dwóch Inkwizytorów z takim samym ekwipunkiem.
- A
Egzorcyści? – drążyłem dalej.
Alexis
zastanowiła się chwilę.
- Egzorcyści
są bardziej niesamowici nawet od Inkwizytorów. Ubierają się jak zwyczajni
ludzie, dlatego później się ich rozpoznaje. Na twarzy mają jednak wypalony znak
krzyża. Poziome jego ramię przechodzi przez nos około dwóch może trzech
centymetrów pod oczami i pionową przechodzącą idealnie przez środek twarzy.
Zawsze mają ze sobą poświęconą broń przeciw wszystkim typom stworzeń. W czasie
walk rzadkie są przypadki, gdy my wygrywamy.
- Są
przerażający – zaoponowałem.
Jak można tak strasznych ludzi nazywać niesamowitymi? Nie
rozumiałem tego. Nawet nie chciałem, czy próbowałem zrozumieć. Alexis
opowiedziała mi trochę o zwyczajach ludzi, ich świętach i obrządkach.
Zaciekawiło mnie to. Czułem, że jestem kimś innym niż ludzie. Nie lepszym… po
prostu innym. Poza tym, można by nazwać mnie nowicjuszem. Jako dusza nie miałem
praktycznie żadnych zdolności. Tylko te, które dla człowieka są całkowitą
podstawą, takie jak pisanie, czytanie czy chodzenie. Uczenie się więc o
zwyczajach śmiertelników było aż nazbyt interesujące. Aż do późnego wieczora
słuchałem jej opowieści, podczas gdy ona pracowała. Po kolacji zeszliśmy do
piwnicy. Wziąłem się z naukę. Tak mijały nam dni. Każdy był taki sam, a zarazem
tak różny. Po pewnym czasie Alexis załatwiła mi jakąś śmiertelniczkę. Na
początku miałem opory, lecz wiedźma stwierdziła, że dziewczynie nic się nie
stanie, a ja powinienem przetrenować moje umiejętności. Bardzo szybko
osiągnąłem niewiarygodnie wysoki poziom. Matka dała mi tę książkę. Nie wiem co
się stało z dziewczyną. Gdy skończyłem trenować, ona po prostu zniknęła.
Pojętny z niego uczeń, trzeba mu to przyznać:D
OdpowiedzUsuńZaciekawił mnie opis Inkwizytorów i Egzorcystów, ciekawe, ciekawe
A co on miał trenować na tej dziewczynie? Dobra, dobra, nie pytam... no ale z tym poziomem umiejętności to można różnie skojarzyć:P Nie no, a tak na serio, wiem w czym rzecz;D...Chyba;P...
Weny życzę XD