I dalej Lalkarz :D
Rozejrzałem się po pokoju, w którym się znajdowaliśmy. Był
o wiele przytulniejszy niż piwnica. Znajdował się tu ciepły, gruby dywan, kilka
półek z książkami i innymi błahymi rzeczami do ozdoby, stół z krzesłami i
kanapa. Ściany były wykonane z drewnianych bali co w połączeniu z kamiennym
kominkiem dawało cudowny efekt. Do tego kilka świeczników porozstawianych w
różnych miejscach dla lepszego oświetlenia. Matka dalej mnie oprowadzała po
domu. Kolejny pokój zawierał bardzo mało elementów. Stała w nim drewniana ,
okrągła balia do kąpieli, mały parawanik i krzesło na które można było odłożyć
rzeczy. Tu również podłoga była kamienna, a ściany z drewna. Gdzieniegdzie
wisiały świeczniki. Następnym pokojem okazała się kuchnia. Znajdował się tam
piecyk i kilka szafek z różnymi sztućcami i garnkami oraz stół z krzesłami.
Widok z okna był tu niesamowity. Chatka, jak się później okazało, stała na
niewielkim wzgórzu na krańcu wioski. Zatem widać stad było ciemny las i gwiazdy
rozświetlające niebo. Ten widok wyrył się w mojej pamięci jako jeden z najpiękniejszych
i najbardziej magicznych. Alexis uśmiechnęła się i zaprowadziła mnie
drewnianymi schodami na piętro. Zaskakiwało mnie naprzemienne użycie tych dwóch
materiałów, drewna i kamienia, w tak harmonijny sposób. Dodatkowo te wszystkie
szklane osłonki na świecznikach, by dom nie zajął się ogniem. Na górze
znajdowały się tylko dwa pokoje oba urządzone w identyczny sposób. W każdym
znajdowało się łóżko przykryte kocem w bardzo efektowny sposób, szafa na
ubrania i niewielkie biureczko z krzesłem. W moim pokoju zostało ono ustawione
tak, bym pisząc mógł wyglądać za okno na wioskę. Usiadłem na miękkim łóżku.
Alexis podeszła do mnie.
- Pod kołdrą leży twoja piżama. Załóż ją i idź spać.
Pocałowała mnie delikatnie w czoło i ruszyła ku wyjściu.
Stojąc w drzwiach od mego pokoju, powiedziała jeszcze.
- Dobranoc Dolfie.
Po czym zamknęła cicho drzwi i udała się do łazienki by
wziąć wieczorny prysznic. Przejechałem dłonią po pościeli. Była taka ciepła i
miękka. Uśmiechnąłem się do swojego odbicia w szybie. Miałem nie więcej niż
dwadzieścia kilka lat. Zrobiłem jak powiedziała. Złożyłem starannie ubrania i
schowałem je do szafy. Założyłem szybko piżamę i zgasiłem świecę w świeczniku.
Zapadła całkowita ciemność, równa albo i gorsza od tej na zewnątrz. Po omacku
dotarłem do łóżka. Położyłem się i przykryłem kołdrą. Wkrótce zasnąłem. To było
dziwne uczucie. Sam ze sobą, odcięty od świata zewnętrznego mimo, że tak blisko
niego. Nastał pierwszy ranek w moim życiu jako Lalkarza. Jeszcze wtedy nie
wiedziałem, że nim jestem. Wydawało mi się, że po prostu jestem wyjątkowym
człowiekiem. Nic o nich jeszcze wtedy nie wiedziałem. Pierwsze promienie słońca
przedarły się nad horyzontem i
delikatnie zaczęły muskać moją twarz. Poczułem przyjemne ciepło i
obudziłem się powoli. Otworzyłem oczy. Cały mój pokój skąpany był w blasku tej
ogromnej kuli. I do tego wyglądał zupełnie inaczej niż wczoraj. Byłem
przygnieciony ilością doznań i emocji. Jako wolna dusza niczego nie czułem.
Pozostawałem ponad tym. Tak mi się wydawało. Okazało się, że był to mój kolejny
błąd. Odczuwanie tego wszystkiego było przyjemne. Trochę jak odkrywanie
nieznanych lądów dla wędrowców czy żeglarzy. Jak zostanie docenionym artystą
przez mecenasów. Leżałem w łóżku obserwując wszystko dookoła mnie. Podniosłem
rękę ku światłu i patrzyłem jak złote promienie przelewają się między moimi
palcami. Uśmiechnąłem się. Usiadłem na łóżku. Drewniana podłoga piętra wydawała
się nieco chłodna. Podszedłem do szafy i wybrałem wczorajsze ubranie. Zaścieliłem
szybko łóżko. Nie wiedziałem czemu to zrobiłem. Po prostu przeszkadzało mi, gdy
było nie uprzątnięte. Od samego początku miałem manię harmonii i czystości.
Wygładziłem pościel i usiadłem na niej. Wkrótce rozległo się ciche pukanie do
moich drzwi i w progu stanęła matka. Uśmiechnęła się szeroko na mój widok.
- Jak się spało? – zapytała ciepło.
Dobroć aż od niej biła. Gdy wchodziła do pomieszczenia,
ono od razu stawało się jaśniejsze. Szybko pojąłem, że jestem pierwszym
Lalkarzem, którego stworzyła. Odwzajemniłem jej uśmiech i wstałem.
- Nie pamiętam – odparłem zawstydzony.
W odpowiedzi Alexis zaśmiała się szczerze.
- Sen nie
jest czymś co można pamiętać – powiedziała mi – To odpoczynek organizmu po
całym dniu pracy. Jeśli budząc się jesteś wypoczęty, to znaczy, że dobrze ci
się spało.
Zakryła usta dłonią by choć częściowo zakryć uśmiech. Wyglądała
przeuroczo.
- No już –
stwierdziła podchodząc do mnie i chwytając mnie za nadgarstek – Chodź na dół,
bo śniadanie ci wystygnie.
Pozwoliłem by prowadziła mnie po schodach aż do kuchni.
Udzielał mi się powoli jej radosny nastrój. Do tego na parterze unosił się
przepyszny zapach, który aż zachęcał do podążenia za nim aż do dania
czekającego na stole. Na kuchennej ławie ustawiono Dwa komplety naczyń. Na
talerzach nałożona była jajecznica doprawiona jakimiś nieznanymi mi
przyprawami. Znad posiłku ulatywała gorąca para co świadczyło o tym, że
niedawno go przygotowano. Idealnie ułożone sztućce sprawiały niesamowite
wrażenie. Do tego mleko w wysokiej, przezroczystej szklance i dzbanek, z
którego pewnie można brać dolewki. Nie było wątpliwości, że to Alexis to
przygotowała. Usiedliśmy po przeciwnych stronach niewielkiego stołu. Zjadłem
wszystko bardzo szybko. Matka jadła powoli, z gracją, rozkoszując się każdym
kęsem. Życzyliśmy sobie smacznego. Uśmiechnęła się i podeszła do piecyka.
Chwyciła coś na kształt dzisiejszej patelni i nałożyła mi drugą porcję.
Podziękowałem jej uśmiechem. Chciała zebrać talerze, gdy już skończyliśmy jeść,
ale wyprzedziłem ją. Spojrzała na mnie nieco zdziwiona lecz pozwoliła mi działać.
Włożyłem talerze do naczynia z gorącą wodą i obmyłem. Gdy spróbowałem je
wytrzeć, jeden z nich upadł mi na ziemię. Patrzyłem przerażony to na matkę to
na stłuczone naczynie na podłodze. Kobieta z uśmiechem chwyciła szczotkę i
zamiotła resztki na dwór. Nadal stałem jak wyryty i zacząłem przepraszać.
Alexis tylko zmierzwiła mi włosy i podniosła palcem za brodę tak, bym spojrzał
jej w oczy.
- Każdemu się mogło zdarzyć – powiedziała ciepło.
Uspokoiłem się trochę. Nie miała do mnie żadnych
pretensji.
- Dobrze ci poszło jak na pierwszy raz – dodała po
chwili.
Pod jej czujnym okiem skończyłem wycierać naczynia i
odkładać je do szafki. Spojrzałem na jej strój. Dziś miała na sobie długą do
ziemi, prostą jasnożółtą suknię z prostymi rękawami i gorsetem. Długie włosy
zostawiła rozpuszczone. Nieśmiało zapytałem.
- Alexis, czemu nie naprawisz tego talerza magią?
Dziewczyna w odpowiedzi zaśmiała się szczerze.
- Widzisz,
magia nie jest nieograniczona. Tworząc ciebie wykorzystałam całą moją magiczną
moc. Teraz musi minąć trochę czasu, bym znów mogła czarować.
Gdy to powiedziała, skarciłem się w duchu za głupotę tego
pytania. Po krótkiej chwili matka dodała.
- Dolfie,
mógłbyś nie wspominać o magii, gdy będziemy poza domem? – spytała – Wieczorem
wytłumaczę ci czemu.
Kiwnąłem twierdząco głową. Matka uśmiechnęła się ciepło.
Chwyciła mnie za ramię.
- Chodźmy do miasta! – stwierdziła entuzjastycznie –
Zobaczysz targ i innych ludzi!
Jej entuzjazm mi się udzielił. Alexis chwyciła drewniany
koszyczek i wzięła mnie pod rękę. Z uśmiechem zamknęła dom. Rozejrzałem się po nowym otoczeniu.
Ścieżka, na której właśnie staliśmy była
z ułożonych nierówno średniej wielkości kamieni. Po obu jej stronach odgrodzone
płotkami były grządki. Po jednej stronie zasadziła warzywa, a po drugiej jakieś
nieznane mi przyprawy. Wszystko idealnie się komponowało z drewnianym domkiem
na kamiennym fundamencie. Całość otaczał zachowany w idealnym stanie drewniany
płotek. Alexis przesunęła metalowy zamek i otworzyła furtkę. Wyszliśmy na
trakt. Nie był utwardzony więc przy każdym kroku unosiły się z niego tumany
kurzu. Alexis ponownie chwyciła mnie pod ramię. Uśmiechnęła się do mnie. Każdy
mijany przez nas dom był tak podobny, a zarazem tak inny od naszego. To
wrażenie wywoływały pewnie odmienne dodatki, które zdobiły dom. Kobiety
pracowały na grządkach, a mężczyzn nie było nigdzie widać. Każdą z nich matka
powitała z uśmiechem i zamieniła choć kilka słów. Za każdym razem się też nieco
śmiała i przedstawiała mnie, jej syna, a każda z tych panien zdziwiona była, że
tak młodo wyglądająca kobieta ma syna w tym wieku. Stałem z boku onieśmielony
ilością nowych zapachów i wrażeń. Najpierw wydawało mi się, że to w domu
przeżyłem największe emocje lecz gdy go opuściłem odkryłem zupełnie inny świat.
Chłonąłem każdą choćby najmniejszą jego część. Przez przypadek coś dostrzegłem.
Stwierdziłem jednakże, iż było to tylko moje przywidzenie, lecz nie znikło, gdy
mu się przyjrzałem. Od moich palców, aż do serca każdej napotkanej osoby biegły
cienkie, niemal niewidzialne, kołyszące się na wietrze linie. Ludzie zdawali
się ich nie widzieć, więc i ja zacząłem udawać, że tak jest z postanowieniem,
że zapytam o to matkę, gdy tylko znajdziemy się w domu. Jedna rzecz wszelako
dziwiła mnie. Gdy spojrzałem, czy takie połączenie łączy mnie i Alexis, nie
dojrzałem go. Zamiast tego widniało identyczne lecz białe. Szybko opuściliśmy
niewielką wioskę. Idąc polną drogą dostrzegłem motyla. Wyciągnąłem lekko ugięte
palce, a owad po chwili krążenia usiadł na nich niepewnie. Zacząłem podziwiać jego
skrzydła. Były tak niewielkie, a łączyły w sobie tyle barw.
- Ten gatunek to rusałka pawik – powiedziała ciepło
Alexis.
Odwróciłem wzrok od motyla by spojrzeć na nią. Byłem pod
wrażeniem jej wiedzy i miałem nadzieję, że podzieli się ze mną choć jej częścią.
Motyl nie chciał opuścić mego palca, więc szedłem uważając, by nic mu się nie
stało. Dopiero, gdy znaleźliśmy się bliżej miasta, odfrunął w stronę lasu.
- Jakie wrażenia odniosłeś co do ludzi z wioski? –
zapytała swoim zwykłym tonem.
Patrzyła na mnie zaciekawiona. W głębi ducha liczyła, że
mi się podobało.
- Byli
bardzo interesujący – odparłem po chwili zastanowienia. – Znałaś praktycznie
każdą kobietę. Wszyscy byli dla ciebie mili, uprzejmi i otwarci. Trochę się
bałem, bo nie wiedziałem, czy inni będą tacy jak ty, ale już mi przeszło.
Alexis zaśmiała się perliście. Miała naprawdę piękny
śmiech. Spojrzałem na drogę przed nami. Była wyłożona kamieniami, a po obu
bokach znajdowały się niewielkie rowy i kamienne murki. Stąpanie po czymś innym
niż piach było dziwnym uczuciem. Owszem podłoga na parterze w moim domu była
wykonana z tego samego materiału, lecz tutaj dało się to mocniej odczuć. Alexis
wzięła mnie pod rękę i uśmiechnęła się pokrzepiająco. Pozwoliłem by mnie
prowadziła. Wkrótce ujrzałem wysokie na kilkanaście metrów co najmniej mury.
Zakrywały wszystko, co było za nimi skryte. Nie było w nich żadnych okien.
Dostrzegłem jednak olbrzymią bramę, wystarczająco wielką, by dwa wozy mogły
koło siebie na raz przejechać. Po obu jej stronach stali strażnicy z
halabardami. Uśmiechnęli się do nas, gdy tylko podeszliśmy bliżej. Matka
odwzajemniła gest. Przeszliśmy pod metalową kratą, którą opuszczano w razie
napadu i drewnianymi wrotami z mosiężnymi okuciami. Ilość dźwięków i zapachów
uderzyła we mnie niczym fala podczas przypływu. Jedyną wszechobecną rzeczą był
hałas. Ludzie przekrzykiwali się wzajemnie, do tego tupot końskich kopyt na
kamiennej drodze, żałosne skomlenie porzuconego psa, beczenie owiec, muczenie
krów przyprowadzonych tu do sprzedaży czy śpiew bezdomnych kotów. W pierwszym
momencie się cofnąłem. Chciałem uciec jak najdalej. Cała ta atmosfera mnie
przytłaczała. Spojrzałem na wiedźmę. Wydawała się całkowicie rozluźniona.
Stwierdziłem więc, że spróbuję wmieszać się w tłum. Alexis pewnym krokiem przedzierała
się przez zatłoczoną ulicę wciąż mnie trzymając. Kierowała się ku wybranym
stoiskom. Zapewne nie był to pierwszy raz gdy tutaj kupowała. Rozejrzałem się
dookoła siebie. Ludzie spieszyli się, lecz wciąż byli uśmiechnięci. Stanowili
kolorowy tłum przeplatających się barw. Wyglądali pięknie. Do tego, każdy był
nieco inny od pozostałych. Niektórzy mieli jasne włosy, inni ciemne bądź nawet
czarne. Długie lub krótkie. Falowane, kręcone lub proste. Fryzury kobiet były
nadzwyczaj wymyślne. Mężczyzn zaś cechowało związanie włosów wstążeczką na karku. Najbardziej zaciekawiły mnie
twarze. Spracowane lub zupełnie świeże. Uśmiechnięte lub smutne. Podłużne lub
lekko okrągłe. Różnorodność oczu i ust aż mnie uderzyła. Niektóre panie miały
pełne usta inne ściągały je w cienką kreseczkę. U kilku osób dostrzegłem urocze
dołeczki w policzkach, gdy się uśmiechali. Przyglądanie się im było tak
zajmujące. Nie czułem się jak obcy. Skądże! Byłem częścią tego tłumu. Jednym z
was, ludzi. Wtedy jeszcze nie czułem różnicy pomiędzy wami a mną. Alexis szybko
uwinęła się z zakupami i wyszliśmy z miasta. Tym razem również ja uśmiechnąłem
się promiennie do strażników. Życie w mieście było ciekawe, tak bardzo różne od
życia na wsi, lecz za nic nie zamieniłbym mego
miejsca zamieszkania. Wiedźma widząc moją minę uśmiechnęła się. Powrót
do domu okazał się szybki, zbyt szybki. Chciałem jeszcze choć przez chwilę
rozkoszować się słonecznymi promieniami, grzejącymi przyjemnie moją twarz.
Weszliśmy do domu. Starałem się pomóc matce rozpakować zakupy, ale wydaje mi
się, że bardziej jej przeszkadzałem niż pomagałem, choć ona nie dała tego po
sobie poznać i podziękowała mi za pomoc. Usiedliśmy w salonie na kanapie.
Skrzyżowałem nogi by siedzieć po turecku i spojrzałem na nią nie wiedząc jak
zacząć.
Ach zawsze chciałam mieć biurko pod oknem , tylko, że tyłem do niego, niestety, złośliwość rzeczy martwych, nie pomieściło się w ten sposób:/ Zazdroszczę Dolfiemu:P
OdpowiedzUsuńMuszę tylko wytknąć jeden mały błąd, otóż w XIII w. nie mieli jeszcze prysznica, więc co najwyżej mogła iść nad jakiś staw;P
Cudownie się czyta o jego "początkach życia", to jak postrzega świat i ludzi. To naprawdę ciekawe i wciągające XD